Przybywa karetek bez obsady. Ekspert: System oparty na tym, że ratownicy medyczni robią po 300 nadgodzin

Robert Kędzierski
- Ratownicy medyczni powiedzieli dosyć, bo pracują po 300-400 godzin w miesiącu. Jeśli ograniczyliby swoją pracę tylko do jednego etatu, to system ratownictwa medycznego bardzo szybko stanie się całkiem niewydolny - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr Jarosław Madowicz, Prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

Minister zdrowia Adam Niedzielski przyznał w ubiegłym tygodniu, że nawet 25 proc. karetek w kraju nie ma obsady. Ratownicy medyczni prowadzą bowiem akcję protestacyjną, domagają się poprawy warunków pracy i wzrostu wynagrodzeń. 

Szef resortu zdrowia zapowiedział, że braki kadrowe nie powinny mieć wpływu na czas dojazdu karetek do poszkodowanych. - Angażujemy ratowników ze straży pożarnej. Nawet w sytuacji eskalacji sporów jesteśmy w stanie zapewnić ekipy, które będą utrzymywały stabilność systemu ratownictwa medycznego - zapewniał w minionym tygodniu. 

Minister zdrowia przyznał jednocześnie, że w ubiegłym tygodniu nawet 25 proc. karetek nie miało pełnej obsady. 

Zobacz wideo Heroiczna walka medyków. Psychiatra: To gigantyczny stres. Grozi im wypalenie

Ekspert: Straż pożarna nie ma ambulansów medycznych

Czy braki w obsadzie karetek mogą być problemem dla polskiego systemu ochrony zdrowia? W rozmowie z next.gazeta.pl wyjaśnił to dr Jarosław Madowicz - Prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.

- W przypadku deficytu zespołów ratownictwa medycznego są dysponowane zespoły państwowej straży pożarnej. Mogą wykonywać takie czynności, tak się dzieje, straż pożarna może wyjeżdżać do niektórych zdarzeń związanych z zagrożeniem życia ludzi. Jednak zaznaczyć należy, że straż pożarna nie jest przygotowana do każdego rodzaju z takich interwencji, nie ma ambulansów medycznych, specjalistycznego wyposażenia - wyjaśnił ekspert.

Jego zdaniem strażacy czy policjanci, którzy zostaną wysłani w zastępstwie standardowych zespołów, będą musieli ograniczać się do podstawowych czynności. - Nie mogą zastąpić systemu ratownictwa medycznego. Zdarzało się, że wozy straży pożarnej transportowały ludzi do szpitala. O ile przewiezienie kogoś, kto ma złamanie, można akceptować, to pacjenci z np. obrzękiem płuc, zatrzymaniem krążenia, zagrożeniem życia, tak zaopatrywani być nie mogą - sprecyzował.

Ekspert: Zastępowanie karetek wozami strażackimi nie przyniesie nic dobrego 

Dr Jarosław Madowicz ocenia, że sytuacja, w której straż pożarna zastępuje ratowników medycznych, nie może zostać uznana za normalną. - Nie wyobrażam sobie, by wóz straży pożarnej transportował pacjentów covidowych, zakaźnych, z dusznością.

Ekspert stwierdził też, że niewiele potrzeba, by system ratownictwa medycznego ponownie zaczął działać właściwie. - Pilnie należy usankcjonować w odrębnej ustawie zawód ratownika medycznego i właściwie zacząć go wynagradzać. Obecnie rząd uważa ratowników medycznych, jako inny zawód medyczny - stwierdził.

Bułgaria, zamek Kaleto Bułgaria - obostrzenia. Rząd zaostrzył restrykcje. Coraz więcej zgonów

Dlaczego ratownicy medyczni strajkują? Ekspert: Powiedzieli dosyć, bo pracują po 300-400 godzin w miesiącu

Ekspert wyjaśnił też powody, dla których ratownicy medyczni zdecydowali się na protest. - Ratownicy powiedzieli dosyć, bo pracują po 300-400 godzin w miesiącu. Chcemy pracować normalnie, w ramach jednego etatu. Jeśli ratownicy medyczni ograniczyliby swoją pracę tylko do jednego etatu, to system ratownictwa medycznego bardzo szybko stanie się całkiem niewydolny. Obecnie system opiera się na tym, że ratownicy wypracowują gigantyczne nadgodziny - wyjaśnił szef PPTRM. 

Jego zdaniem ignorowanie przez rząd i resort zdrowia zawodu ratownika medycznego, doprowadziło do ucieczki ludzi z tego zawodu. - Jeżeli ktoś, pracując w branży produkcyjnej, jest w stanie zarobić więcej, niż jeżdżąc w karetce, który ma wpływ na czyjeś życie, który musi ratować życie i zdrowie na deszczu i mrozie, narażać się na ataki, to taki system nie ma sensu. Ci ludzie wolą zatrudnić się w fabryce i nie brać na sobie takiej odpowiedzialności - stwierdził. 

- Nie może być tak, że ratownicy medyczni, którzy swoje czynności podejmują z pełną odpowiedzialnością, zabiegi wykonują samodzielnie, na własne ryzyko, bo w dużej części działają na umowach kontraktowych, są wynagradzani jak sanitariusze. Ponadto, aby właściwie wykonywać swoją pracę, ratownicy medyczni muszą permanentnie doskonalić swoje umiejętności i uzupełniać wiedzę. Jednak muszą to robić za własne pieniądze i we własnym wolnym czasie. Inne zawody medyczne mają zagwarantowany np. urlop szkoleniowy - dodał dr Madowicz.

Protest ratowników medycznych nie jest jedynym, który może dotknąć sektor zdrowia. Przewodniczący Porozumienia Rezydentów Wojciech Szaraniec nie wykluczył, że 11 września w Warszawie protestować będą też lekarze

Ratownicy medyczni protestują Ratownicy medyczni protestują. Chcą, by rząd nie odbierał im dodatku

Więcej o: