Epidemia koronawirusa przybiera na sile. W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 3000 nowych przypadkach zakażenia. W porównaniu z ubiegłym tygodniem zdiagnozowanych zostało aż o 993 zakażenia więcej.
Jak na te dane reagują eksperci? Bartosz Fiałek, lekarz, specjalista w dziedzinie reumatologii, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, otwarcie przyznaje, że sprawdza się scenariusz wynikający z modeli matematycznych.
- Dzisiejsze dane Ministerstwa Zdrowia to zły prognostyk. Wszystko wskazuje na to, że pod koniec miesiąca będziemy odnotowywać 5000 przypadków COVID-19 dziennie. Polska idzie śladem innych krajów - stwierdził.
Lekarz podał też przyczyny wzrostu liczby chorych. - Powody tej sytuacji są oczywiste: mała liczba wyszczepionych osób i brak respektowania zasad, dystansu społecznego, dezynfekcji, wietrzenia pomieszczeń. A mamy tylko te dwie drogi, by pandemię ograniczać - dodał rozmówca next.gazeta.pl.
Zdaniem eksperta z kolejnymi wysokimi falami epidemii będziemy zmagać się tak długo, aż nie zaczniemy stosować się do zasad. - Jedyna nadzieja w tym, że ten niski, wynoszący 53 proc. wskaźnik szczepień mimo wszystko powstrzyma napływ ludzi do szpitali. Nie ma wątpliwości, że szczepienia w 90 proc. redukują ryzyko ciężkiego przebiegu infekcji i zgonu.
Bartosz Fiałek przypomniał, że w zeszłym roku to właśnie olbrzymia fala chorych doprowadziła do faktycznego paraliżu systemu ochrony zdrowia. - System stał się skrajnie niewydolny, czego skutkiem był wzrost tzw. nadmiarowych zgonów. Miejmy nadzieję, że liczba chorych na COVID-19 nie wzrośnie na tyle, że nie będziemy w stanie pomagać pacjentom z innymi chorobami - podsumował ekspert.
Statystyki potwierdzają, że liczba zgonów w Polsce w roku 2020 była o jedną szóstą wyższa, niż średnia z poprzednich trzech lat. W całym kraju zmarło łącznie 478 658 osób. Szczegóły można zobaczyć na wykresach zamieszczonych w galerii pod zdjęciem głównym.
Fala nadmiarowych śmierci rozlała się po całym kraju, choć najmocniej dotknęła ona południe Polski.
- Po pandemii zostaną olbrzymie szkody zdrowotne. I to nie tylko w postaci powikłań i konsekwencji COVID-19, czyli np. nowych zespołów chorobowych. Pamiętajmy, że są ludzie, którzy przez rok nie byli u lekarza, bo po prostu się bali, i ich stan zdrowia istotnie się pogorszył. To wszystko, in gremio, nazywamy długiem zdrowotnym - ocenił w połowie kwietnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Andrzej Fal, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie.