W środę resort zdrowia poinformował, że przekroczona została bariera 10 tys. zachorowań dziennie na koronawirusa. O komentarz do najnowszych danych o rozwoju pandemii COVID-19 poprosiliśmy eksperta.
Więcej o pandemii na stronie głównej Gazeta.pl
Bartosz Fiałek, lekarz, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy przypomniał rozmowę, którą redakcja next.gazeta.pl przeprowadziła z nim pod koniec października, gdy chorych było nieco ponad 5000. - Mówiłem wtedy, że szykowałbym się na pięciocyfrową liczbę przypadków na początku listopada. I trafiłem - stwierdził lekarz.
Dlaczego fala przybiera na sile? - Musiałbym powtórzyć, że głównie przez brak szczepień i nieprzestrzeganie zasad dystansu społecznego. Ale te zachowania Polaków mają swoje przyczyny. W kraju panuje bowiem przekonanie, że to, by się zaszczepić, wcale nie jest takie istotne. Osoby zaszczepione i niezaszczepione są traktowane w zasadzie tak samo. Czy wchodzimy do teatru, restauracji, czy jedziemy komunikacją, nie ma znaczenia, czy przyjęliśmy szczepionkę. Nikt tego nie weryfikuje.
Jego zdaniem rząd powinien wprowadzić jakieś różnicowanie osób zaszczepionych i niezaszczepionych. - Osoba zaszczepiona jest z punktu widzenia rozwoju epidemii osobą bezpieczniejszą - stwierdził lekarz. Jego zdaniem pracodawcy już dawno powinni mieć możliwość sprawdzania, kto przyjął medykament.
Zdaniem lekarza decyzje rządu są w części motywowane obawami o poparcie. - W Polsce jest za dużo polityki w zdrowiu. Bez niej podejmowane wybory byłyby bezpieczniejsze, może więcej osób byłoby zainteresowanych szczepieniem.
Zdaniem rozmówcy next.gazeta.pl rząd boi się wprowadzić konkretne rozwiązania w obawie o poparcie.
Większe restrykcje powinny być wprowadzone na stronie wschodniej, czyli na obszarach, gdzie rząd ma poparcie. I najwyraźniej boi się utraty tych kilku procent
- zauważa Bartosz Fiałek.
- Nie idziemy za głosem nauki, lekarzy, a poniekąd idziemy za głosem polityków. Zastanawiamy się jak decyzja wpłynie na poparcie. I dlatego nie podejmujemy interwencji, na które decydują się inne kraje, się odważyły. Zdrowie mogą ratować niepopularne, ale bezpieczne decyzje. Przykład to Francja, która powiedziała: bez paszportu covidowego nie będziesz mógł korzystać z niektórych usług publicznych. I w ciągu jednej doby 1,3 mln Francuzów się zapisało na szczepienia - stwierdził lekarz.
Bartosz Fiałek przewiduje też, że mogą się pojawić poważne problemy z dostępem do lekarzy. - Polska ochrona zdrowia na dzisiaj jest jeszcze w stanie sobie poradzić. Ale w ciągu kilku tygodni na niektórych terenach dojdzie do sytuacji, w której nie będzie można leczyć wszystkich. Tak jak było to podczas trzeciej fali. W wielu miejscach jesteśmy na granicy wydajności - stwierdził.
Podał przykład Warszawy, gdzie szpital praski ma zostać przekształcony na covidowy. - Lublin też ma problemy. Nie jest to skrajna niewydajność, ale problemy są. Trzeba jednak pamiętać o tym, że fala trwa 6-8 tygodni. Został nam co najmniej miesiąc mierzenia się ze wzrostem zachorowań. Zdaniem eksperta sytuację mogłoby uratować punktowe wprowadzenie restrykcji.