W czwartek rano złoty umacniał się wobec innych walut. Po kilku godzinach sytuacja się jednak zmieniła - Jeden dolar kosztuje bowiem 3,98 zł, co oznacza wzrost ceny o 3,6 gr. Frank szwajcarski kosztuje 4,36 zł, czyli o 3,4 gr więcej. Funt brytyjski odnotował poziom 5,43 zł, czyli 2,5 zł więcej. Mocniejsze jest również euro - kosztuje 4,6 zł, czyli o 1,7 gr więcej.
Więcej o kursach walut na stronie głównej Gazeta.pl
Co ma wpływ na wahania polskiej waluty? O komentarz redakcja next.gazeta.pl poprosiła eksperta. Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB, rozwiał wątpliwości dotyczące decyzji Rady Polityki Pieniężnej. W środę podniosła ona bowiem stopy procentowe. I, zdaniem eksperta, właśnie ta decyzja mogła w początkowej fazie pomóc polskiej walucie. Podobnie jak decyzja amerykańskiego banku centralnego, który ograniczył dodruk pieniądza, ale jednocześnie nie podjął dyskusji odnośnie podwyżek stóp. Zdaniem eksperta taka dyskusja umocniłaby dolara, jednocześnie osłabiając złotego.
- Pierwsza reakcja rynku na decyzję Rady Polityki Pieniężnej była umiarkowanie pozytywne. To, co robi RPP, a także amerykański Fed, należy uznać jako w pewnym sensie pozytywne dla złotego. Decyzje, które podjęły te instytucje, powinny naszej walucie delikatnie pomagać. Należy jednak pamiętać, że stopy procentowe w Polsce co prawda zostały podniesione, ale nadal są drastycznie poniżej inflacji. A to jeszcze za mało, by przekonać rynki, że jesteśmy w stanie zapanować nad inflacją. - stwierdził analityk.
Zdaniem eksperta XTP dzisiejszą sytuację należy oceniać z perspektywy decyzji podjętych wiosną 2020. - Zarówno NBP jak i FED i inne banki centralne zareagowały jak najbardziej prawidłowo. Zapewnienie płynności było w tamtej sytuacji konieczne, by nie nastąpiła cała kaskada nieprzyjemnych zdarzeń - podkreślił Przemysław Kwiecień.
- Problem pojawił się wtedy, gdy NBP i FED uznały za wygodne utrzymywanie niskich stóp procentowych. Okazało się, że trudno jest odstawić te nadzwyczajne środki, bo niskie stopy są przyjemne. Są też przyjemne dla polityków, którzy mogą składać nowe obietnice. Można tę sytuację porównać do przyjmowania leku na kaszel lub gorączkę, który wprawia nas w lekką euforię. Można go przyjmować krótko, gdy mamy gorączkę, ale nie, kiedy ona ustąpiła. Wtedy taki lek nam szkodzi. A my cały czas chcieliśmy się wprawiać w ten stan finansowej euforii. Lek, który zaaplikował NBP, był więc prawidłowy, moment jego przyjęcia również. Ale teraz czas na nieprzyjemne odstawienie - wyjaśnił.
Rozmówca Gazeta.pl odniósł się też do ostatnich wskaźników dotyczących gospodarki. Obecnie inflacja wynosi bowiem 6,8 proc., a według szefa NBP Adama Glapińskiego może wkrótce przebić barierę 7 proc.
- Inflacji na pewno nie uda się pokonać szybko. W przyszłym roku na pewno będzie wysoka. Mówię "na pewno", bo musiałoby się wydarzyć bardzo dużo nieprawdopodobnych rzeczy, by spadła do niskich poziomów. Musiałby wybuchnąć kolejny globalny kryzys - stwierdził ekonomista.
Jego zdaniem to, do czego nie możemy dopuścić, to utrwalenie się oczekiwań inflacyjnych. - Stopy procentowe są tu jednak narzędziem pośrednim. Mogą sprawić, że zastanowimy się nad kolejnym kredytem, odłożymy jednak pieniądze w banku. Ale to pośrednie narzędzie jest jedynym, jakie Rada Polityki Pieniężnej ma. Dlatego walka z inflacją będzie długa - wyjaśnił analityk.