Unia Europejska ma w przyszłym tygodniu uznać, że działania, jakie podjęła Białoruś wobec Polski, są aktem wojny hybrydowej. Tysiące migrantów zostały bowiem zepchnięte przez białoruski w stronę polskiej granicy, a Kuźnicy Białostockiej doszło nawet do próby siłowego przekroczenia granicy.
Władze UE zareagowały na kryzys sankcjami. Kazimierz Zdunowski, prezes Polsko-Białoruskiej Izby Handlowo Przemysłowej, w rozmowie z next.gazeta.pl twierdzi, że mogą mieć one jednak dramatyczne skutki dla gospodarki białoruskiej.
Więcej informacji o sytuacji na granicy z Białorusią na stronie głównej Gazeta.pl
- Mamy do czynienia z konfliktem, którego nie powinno być. Trzeba by zrobić kilka kroków wstecz i ocenić bieżącą sytuację na chłodno. To, że na Białorusi zostało naruszone prawo wyborcze, nie ulega wątpliwości. Odpowiedzią Unii Europejskiej było nałożenie sankcji politycznych, co trzeba uznać za wyraz sprawiedliwości. Nie rozumiem jednak, skąd pomysł, by na Białoruś nakładać sankcje gospodarcze. One pustoszą białoruską gospodarkę, sprawiają, że rynek, zamiast stawać się wolnym, jest rozbierany przez zagraniczne firmy - stwierdził Kazimierz Zdunowski.
Sankcje gospodarcze są absurdem. To okładanie cepem Białorusinów i białoruskiej gospodarki, niszczenie jej. Czym innym jest kierowanie sankcji wobec konkretnych osób, a czym innym niszczenie białoruskiej gospodarki. Kontynuowanie sporu, napinanie mięśni i budowanie murów nic nie da
- stwierdził.
Podał też przykład firm, które na sankcjach gospodarczych tracą. Biełaz, producent pojazdów rolniczych i budowlanych, który miał 30 proc. światowego rynku, na skutek sankcji traci rynek na rzecz swoich konkurentów. Biełaruskali, która ma bogate unikalne złoża soli potasowej traci rynek na rzecz Uralkali oraz Kali und Saltz.
Kazimierz Zdunowski odniósł się też do pojawiających się w przestrzeni publicznej pomysłów na zaostrzenie restrykcji. Wśród rozważanych propozycji jest m.in. całkowite zamknięcie granic na wymianę handlową z Białorusią.
- Zamknięcie granicy z Białorusią dla przepływu towarów to zamkniecie 500 polskich firm, które u naszego wschodniego sąsiada działają. To może oznaczać ich upadek, puszczenie ich z dymem. Poza tym na Białorusi nie inwestuje tylko Polska, jesteśmy tam pod koniec pierwszej dziesiątki jeśli idzie o wielkość inwestycji. Swoje interesy prowadzi tam wiele krajów UE i nie tylko - Niemcy, Francja, Holandia, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone. Nie wiem, czy te kraje będą zainteresowane, by sankcje gospodarcze rozszerzać - stwierdził szef Izby.
Wyjaśnił też, że Białoruś leży na Nowym Jedwabnym Szlaku i jego przecięciu granicy z UE, a obroty Chiny-UE przekraczają 500 mld USD
Zdaniem Zdunowskiego sytuacja na Białorusi jest trudna, ale wymaga rozstrzygnięcia podobnego, jak zastosowano w przypadku Ukrainy, o formacie normandzkim. - Do stołu powinny usiąść nie tylko Białoruś i czołowe kraje z przewodniczącą UE, ale i przedstawiciele Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej z jej kierownictwem oraz czołowe kraje - Rosja i Kazachstan. Żyjemy jednak w oparach absurdu, bo relacji gospodarczych pomiędzy tymi tworami międzynarodowymi nie ma i dziwnie lekkomyślnie nie wykorzystuje się ich potencjału politycznego - stwierdził rozmówca Gazeta.pl.
- Moim zdaniem Polska nie powinna popierać gospodarczych sankcji nakładanych na Białoruś, tylko wykorzystać 400 lat wspólnej historii - dodał.
- Dobrym przykładem są relacje pomiędzy Włochami i Libią, które nawet po ataku terrorystycznym na samolot, nie poparły sankcji wobec Libii i przyjęto to w środowisku międzynarodowym jako zrozumiałe - stwierdził rozmówca Gazeta.pl. - Trzeba zrozumieć i pamiętać, że Białorusini nie chcą niszczenia ich gospodarki, niszczenia ich dorobku, nie chcą też wpychania ich na siłę w ręce dające chwilową stabilność i bezpieczeństwo, chcą mieć wolny kraj z jego uwarunkowaniami i historią. Tylko wąska grupa polityków opozycji domaga się sankcji gospodarczych ale to już odrębna historia - dodał.