11 listopada, podczas narady z rządem, Aleksandr Łukaszenka, zareagował na zapowiedź kolejnych sankcji, które na Białoruś zamierza nałożyć Unia Europejska. Możliwe, że Mińsk odpowie, wprowadzając własne restrykcje.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
"Coś za bardzo zaczynają nas straszyć piątym pakietem [sankcji - red.]" - stwierdził białoruski przywódca. "Ogrzewamy Europę, a wciąż nam grożą, że zamkną granicę. A co, jeśli odetniemy im gaz? Zalecałbym kierownictwu Polski, Litwy i innych bezmyślnych narodów, by się zastanowili, zanim coś powiedzą" - mówił Łukaszenka, kierując się do swoich ministrów. Wyjaśnił też, że jeśli Europa nałoży dotkliwe sankcje "konieczna będzie reakcja".
Łukaszenka wskazał też inną możliwą reakcję na sankcje UE. Zapowiedział, że może zamknąć tranzyt przez terytorium białoruskie. "Przez Ukrainę nie przejadą, bo rosyjska granica jest tam zamknięta. Przez inne kraje bałtyckie nie ma szlaku transportowego. Jeśli zamkniemy tranzyt do Polski i Niemiec, to co wtedy" - pytał prezydent.
Unia Europejska chce zaostrzyć sankcje wobec Białorusi. Linie lotnicze Belavia nie będą już mogły wynajmować samolotów od unijnych firm, a ok. 30 białoruskich urzędników dostanie zakaz wjazdu na terytorium wspólnoty. Ma też dojść do blokady aktywów ulokowanych w UE.
Według źródeł agencji Reutera ambasadorzy 27 państw UE akredytowani w Brukseli mają uznać działania Białorusi na granicy z Polską za wojnę hybrydową. Ma to być prawną podstawą do nałożenia sankcji. Uderzyć mają nie tylko w linie lotnicze, ale 30 urzędników, oficjeli, a także osoby prawne. Zostaną wpisane na czarną listę z zakazem wjazdu do Wspólnoty. Ma też dojść do zablokowania aktywów ulokowanych w krajach UE.