Pracujemy niemal najdłużej w UE. Ale nie dla milionów, tylko dlatego, że nasz rynek pracy jest anachroniczny

Polacy pracują znacznie dłużej niż Europejczycy na zachodzie kontynentu. Dlaczego? To kwestia presji finansowej i pokutującego u nas od lat "kultu" pracy, ale także specyfiki naszego rynku pracy. - Jest u nas mocno zakorzenione kulturowo, że jeden etat to jedna osoba, nie dwie czy trzy - mówi Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Efekt? Pracodawcy i pracownicy wpadają w kołowrotek, z którego ciężko się wykręcić.
Zobacz wideo Jak mogłyby wyglądać w praktyce nowe uprawnienia PIP?

Tej jesieni w Polsce sporo czasu i miejsca poświęciliśmy w Polsce dyskusji o tym, ile i jak ciężko powinni pracować Polacy. Czy ciężka praca gwarantuje życiowy sukces? Czy może tylko zmarnowane zdrowie i stracony czas? Czy dzięki ciężkiej pracy wszyscy mamy równe szanse na spektakularną karierę i idący za nią dobrobyt, czy może jednak to inne czynniki o tym decydują? Między innymi na te pytania staramy się odpowiedzieć w cyklu "Przetyrani", który poświęciliśmy zarówno samej pracy Polaków, jak i temu w jaki sposób tę pracę postrzegamy i jak o niej mówimy.

WSZYSTKIE TEKSTY Z SERII "PRZETYRANI" ZNAJDZIECIE POD TYM LINKIEM

*****

Przy okazji październikowej, twitterowej potyczki pomiędzy prof. Marcinem Matczakiem i posłem Adrianem Zandbergiem o pracę po szesnaście godzin na dobę pokazywaliśmy dane mówiące o tym, że Polacy są w skali tygodnia jednym z najbardziej zapracowanych narodów w Unii Europejskiej.

W 2020 roku, według badania Eurostatu, przeciętny Polak przepracował 40,1 godzin w tygodniu. Wyższe liczby miały tylko Grecja (41,8) oraz Bułgaria (40,4). Średnia dla całej UE wyniosła natomiast 37 godzin, chociaż w wielu krajach Europy Zachodniej pracuje się jeszcze krócej.

embed

Podobne wnioski przynosi analiza fundacji Eurofound (Europejskiej Fundacji na rzecz Poprawy Warunków Życia i Pracy). Z jej badania wynika, że w 2020 roku Polacy byli najdłużej pracującym narodem w UE z 1848 przepracowanymi godzinami w ciągu roku. Średnia unijna to 1703 godziny.

Oczywiście dane za ubiegły rok mogą być nieco "skażone" efektem pandemii COVID-19 i lockdownów na rynku pracy w różnych krajach. Jednak dane za wcześniejsze lata potwierdzają, że Polacy są w europejskiej czołówce, jeśli chodzi o długość czasu pracy. Zachód pracuje dużo krócej od nas. Dlaczego?

Powodów takiego stanu rzeczy jest kilka. Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazuje m.in. na prozaiczne kwestie finansowe.

Bardzo wiele osób w Polsce pracuje bardzo długo, bo przy jednym etacie czy jednym źródle utrzymania byłoby im ciężko utrzymać siebie i swoich bliskich. To jest element, który różnicuje nas od części bogatego Zachodu

- mówi ekspert PIE.

Jeśli spojrzymy na dane dotyczące mediany godzinowego wynagrodzenia w krajach UE (najnowsze dane są za 2018 rok), to widać, że jesteśmy w dolnej połówce wspólnoty. Niewiele zmienia przeliczenie pensji przez tzw. parytet siły nabywczej (ang. PPS - purchasing power standard), który eliminuje różnice związane z poziomem cen w różnych krajach.

embed

Z drugiej strony, nie wszystko można zrzucić wyłącznie na karb warunków płacowych. Kubisiak wskazuje także na kult ciężkiej pracy, czyli pokutujące u nas od lat 90. XX wieku przekonanie, że tylko ciężką pracą, często ponad siły, można osiągnąć sukces.

To nie do końca jest prawdą. Bez ciężkiej pracy trudno osiągnąć sukces, ale nie jest ona gwarantem sukcesu. Jest rzesza ludzi, która jest rozczarowana takim stawianiem sprawy, bo zdobyli np. wyższe wykształcenie, bardzo ciężko pracowali, a i tak mają problem, żeby zamknąć miesięczny budżet

- komentuje Kubisiak.

Warto też zwrócić uwagę na wykres przedstawiający, w jakich branżach pracuje się w Polsce najdłużej. W czubie zestawienia są rolnictwo, budownictwo, transport czy zakwaterowanie i gastronomia. Wszystkie te branże łączy kilka faktów. Po pierwsze, są to prace fizyczne. Po drugie, we wszystkich tych gałęziach pracodawcy raczej narzekają na niedobór niż nadmiar pracowników, a często braki te łatają, zatrudniając obcokrajowców (m.in. Ukraińców). W końcu po trzecie - we wszystkich tych branżach, mimo postępu technicznego, innowacji czy automatyzacji w dużym stopniu ciężko jest (przynajmniej w polskich warunkach) zastąpić pracę człowieka. 

  • Więcej o polskim rynku pracy przeczytasz na Gazeta.pl.

Jedna osoba = jeden etat

Jest jednak jeszcze przynajmniej jeden ważny powód, dla którego Polacy - na tle innych krajów UE, szczególnie z zachodu Europy - relatywnie dużo pracują. Chodzi o to, że w Polsce mamy bardzo niski udział pracy czasowej, czyli np. na połowy albo trzy czwarte etatu.

Potwierdzają to dane Eurostatu. W 2020 roku w niepełnym wymiarze czasowym zatrudnionych było 5,9 proc. pracowników w Polsce (3,4 proc. pracujących mężczyzn oraz 8,9 proc. kobiet). Niższy odsetek w UE miały tylko Czechy, Węgry, Słowacja, Chorwacja i Bułgaria. Średnia unijna była ponad trzykrotnie wyższa niż w Polsce - wyniosła 18,2 proc. W części krajów wskaźnik ten przekracza nawet 20 proc. (Szwecja, Dania, Belgia, Austria, Niemcy, Holandia - w tej ostatniej to aż blisko 51 proc.).

embed

Konsekwencje niskiego udziału zatrudnienia w niepełnym wymiarze czasowym dla polskiego rynku pracy są widoczne.

W Polsce to jest jeden z powodów, dla których moglibyśmy mówić o tym, że część osób jest wykluczona z rynku pracy, bo nie ma możliwości łączenia bieżącej pracy zarobkowej z np. opieką nad dziećmi czy niepełnosprawnymi członkami rodziny. Problem ten dotyczy także osób, które nie mogą pracować w pełnym wymiarze godzin z powodu swojej choroby. Takich historii jest w Polsce cała masa

- komentuje ekspert PIE. Dodaje, że gdyby "part-time jobs" były bardziej upowszechnione, mielibyśmy w Polsce wyższą aktywność zawodową oraz niższą liczbę przepracowywanych godzin.

Tego nie da się zapisać w prawie, zresztą przepisy ku temu mamy. To jest kwestia podejścia pracodawców i tego, aby była większa skłonność do zatrudniania na część etatu. Jest u nas mocno zakorzenione kulturowo, że jeden etat to jedna osoba, nie dwie czy trzy. 40 godzin przepracować trzeba, a często 40 plus

- mówi Kubisiak.

Warto też dodać, że jest sporo badań wskazujących, że gdyby elastyczność czasu pracy była w Polsce większa, to i wyższa o kilka punktów procentowych byłaby obecność kobiet na rynku pracy. Wskazuje na to choćby raport Instytutu Badań Strukturalnych z 2020 roku Jak wynika z danych GUS, w drugim kwartale br. współczynnik aktywności zawodowej osób w wieku 15-89 lat wynosił w Polsce 57,6 proc., ale o ile wśród mężczyzn było to 65,8 proc., o tyle wśród kobiet "tylko" 50,1 proc.

Okazuje się też, że według polskich przepisów urzędy pracy nie mogą aktywizować osoby bezrobotnej na część etatu. Muszą szukać mu pracy na pełen etat. A jeśli ktoś nie jest w stanie pracować osiem godzin dziennie, 40 godzin tygodniowo, pozostaje bezrobotny lub traci status bezrobotnego i staje się bierny zawodowo (tj. oficjalnie nie szuka pracy).

Elastyczność? Nie na etacie

Z tej małej (jeśli chodzi o godziny pracy) elastyczności polskiego rynku płynie wniosek, który jest codziennością wielu osób - albo trzeba "zapieprzać", z trudem łącząc pełnoetatową pracę zawodową z innymi obowiązkami, albo nie pracować w ogóle. Uwarunkowania ekonomiczne sprawiają, że często wybór musi paść na tę pierwszą opcję.

Przykład idzie od góry, od właścicieli firm, od top managementu. Oni rzeczywiście pracują dużo, nie można im tego odmówić. I oczekują tego od innych, pracujących szczeble niżej

- mówi Andrzej Kubisiak. Zauważa, że niska elastyczność, jeśli chodzi o wykorzystanie umów czasowych, wymusza często pracę przynajmniej przez jedną trzecią doby nawet na pracownikach, którzy tego nie chcą.

Nie wszyscy mają taką presję finansową. W pewnym momencie ciężko się jednak wykręcić z tego kołowrotka. Trudno świetnemu specjaliście w swojej działce przyjść do pracodawcy i powiedzieć: "Wszystko jest super, ale chciałbym pracować jednak mniej, np. na dwie trzecie etatu. Jednak potrzebuję więcej czasu na inne rzeczy niż praca". To oczywiście jest możliwe, ale nie jest powszechne i bywa, że nie jest dobrze odbierane

- komentuje ekspert PIE. I dodaje:

Wpadliśmy trochę w pułapkę tego, że tę elastyczność gwarantują inne formy zatrudnienia niż etat. Realnie rzecz biorąc ta elastyczność występuje — mamy ludzi, którzy pracują u różnych zleceniodawców czy mają własne działalności, pracując przy kilku projektach. Ale pewnie ten sam model dałoby się czasem zrealizować np. na części etatu w różnych miejscach i przy uwzględnieniu trybu zadaniowego.

Etat to w Polsce 40 godzin. Nie wszędzie tak jest

Warto też zauważyć, że nie wszędzie w Europie etat znaczy to samo. Jak pokazano we wspomnianym już wcześniej raporcie Eurofound, de facto już w większości krajów UE tydzień pracy trwa standardowo krócej niż polskie 40 godzin.

Wskazano, że duży wpływ na standardy pracy (w tym jej czas) mają negocjacje zbiorowe pomiędzy pracodawcami a związkami zawodowymi (czy innymi grupami przedstawicieli pracowników). Jak napisano w raporcie, w Polsce i na Węgrzech (gdzie w 2020 r. przepracowano przeciętnie najwięcej, bo 1848 godzin), takie negocjacje "nie odgrywają znaczącej roli w ustalaniu standardów czasu pracy".

"Niewykorzystany potencjał, by pracować krócej"

Mamy niewykorzystany potencjał do tego, żebyśmy mogli pracować krócej. Uśredniona liczba godzin pracy jest często sztucznie zawyżona. Umówmy się - część osób, które pracują po 40 godzin tygodniowo, mogłoby pracować krócej, a mieć bardzo podobne efekty

- mówi ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Oczywiście, w każdej branży i na każdym stanowisku sytuacja jest różna. W wielu jest zupełnie na odwrót - brakuje rąk do pracy. Ale nie da się ukryć, że bywają takie miejsca pracy, w których można by wyrobić się z pracą np. w sześć godzin i iść do domu.

- Pewnie nic by się nie stało gospodarce, gdyby po sześciu godzinach takie osoby miały "fajrant", a nie musiały jeszcze dwie godziny siedzieć przy komputerze i np. stawiać pasjansa? - pytam Andrzeja Kubisiaka. 

W jakimś stopniu ma pan rację. Najlepszym dowodem jest to, że kiedyś pracowaliśmy sześć dni, teraz przy większej wydajności pracy pięć dni i gospodarki się jakoś nie zawaliły

- odpowiada ekspert. Na to wszystko należy też nałożyć makrotrend, z którym mamy do czynienia już przynajmniej od około pół wieku. Chodzi o to, że ogólnie ludzie na świecie pracują coraz krócej. Bardzo możliwe, że nasze dzieci będą się niezmiernie dziwić, że mogliśmy pracować po 40 godzin w tygodniu. 

W Europie już testowano czterodniowy tydzień pracy. W latach 2015-2019 eksperyment przeprowadzony w islandzkim Rejkiawiku skończył się - jak relacjonował Bankier.pl - "przytłaczającym sukcesem". Wydajność pracowników nie spadła (czasem wręcz wzrosła), deklarowali również lepsze samopoczucie. Jak donosi portal Euractiv.pl, już 86 proc. wszystkich aktywnie zawodowo Islandczyków zdecydowało się na pracę w mniejszym wymiarze. Z danych inicjatywy "Four Day Week" wynika, że 78 proc. pracowników na czterodniowym tygodniu pracy jest szczęśliwszych i mniej zestresowanych.

O wprowadzeniu czterodniowego tygodnia pracy (lub przynajmniej luźniejszym piątku) donoszą kolejne firmy m.in. z sektora IT czy finansowego. Wkrótce pilotaże czterodniowego dnia pracy ruszą także m.in. w Irlandii czy Stanach Zjednoczonych. Jeszcze pod koniec 2020 r. zapowiedziała go także Hiszpania. Choć w tym ostatnim przypadku motywacja jest zupełnie inna - skrócenie czasu pracy (przy jednoczesnej obniżce wynagrodzenia) ma na celu zwiększenie popytu na pracę. Wśród młodych Hiszpanów bezrobocie oscyluje wokół 40 procent.

Więcej o: