Marszałkini Sejmu Elżbieta Witek oraz szef kancelarii premiera Michał Dworczyk zostali wezwani do Najwyższej Izby Kontroli - przekazał RMF24.pl. Według ustaleń dziennikarza rozgłośni Krzysztofa Zasady ma chodzić o rządowy program Polskie Szwalnie, w ramach którego polskie firmy miały masowo szyć maseczki ochronne.
Projekt został ogłoszony 16 kwietnia 2020 roku przez prezydenta Andrzeja Dudę oraz ówczesną wiceprezeskę Rady Ministrów i ministerkę rozwoju Jadwigę Emilewicz. Dzięki programowi zagwarantowany miał zostać nie tylko lepszy dostęp do środków ochrony przed koronawirusem, ale także zapewnione miały zostać nowe miejsca pracy.
RMF24.pl podaje, że wniosek o wezwanie Michała Dworczyka i Elżbiety Witek do NIK powstał w związku z wyciekiem maili ze skrzynki szefa kancelarii premiera, a także po doniesieniach prasowych. "Elżbieta Witek miała przekazywać Michałowi Dworczykowi kontakty do jednej z prywatnych firm, która chciała być bezpośrednim dostawcą maseczek ochronnych w rządowym programie Polskie Szwalnie. Ostatecznie została ona do tego projektu wybrana" - podaje stacja.
Reporter RMF FM dowiedział się także, że Michał Dworczyk stawi się na wezwanie NIK. Ma on "zeznawać w charakterze świadka w doraźnej kontroli Polskich Szwalni".
Więcej informacji z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Tymczasem w marcu ubiegłego roku Kancelaria Prezesa Rady Ministrów odpowiedziała na pytanie Krzysztofa Brejzy dotyczące jednej z fabryk w Stalowej Woli, która miała produkować 30 milionów maseczek miesięcznie. KPRM przyznało jednak, że w ciągu niemal roku nie wyprodukowała ani jednej. Hala produkcyjna przedsiębiorstwa została otwarta w styczniu 2020 roku przez Andrzeja Dudę. Później zdecydowano o przekształceniu jej w fabrykę maseczek.
W lipcu 2021 roku informowaliśmy, że w fabryce powstały pierwsze maseczki. Z doniesień medialnych wynikało jednak, że materiał wykorzystany do ich produkcji nie spełnia żadnych norm. - Do tego jest fatalnej jakości. A jeśli nie spełnia norm, to tym bardziej nie będzie ich spełniać uszyta z niego maseczka - mówiła wówczas w rozmowie z Onetem osoba znająca kulisy produkcji. Dodatkowo portal podkreślał, że do użycia podczas pandemii nie nadają się nie tylko maseczki wyprodukowane w Stalowej Woli, ale także te wytwarzane przez inne firmy. Tymczasem według szacunków maseczki wytwarzane w pierwszej z fabryk mogły kosztować nawet 258 milionów zł.
Agencja Rozwoju Przemysłu doniesienia Onetu nazwała nieprawdziwymi. "W ramach projektu Polskie Szwalnie produkowano dwa rodzaje maseczek: medyczne (certyfikowane, zgodne z normą EN 14683) oraz szyte, higieniczne, które nie podlegają certyfikacji, ale były zgodne z ówczesnymi wytycznymi Głównego Inspektora Sanitarnego" - zapewniła agencja.