Mamy pewne wydatki, z którymi ciężko dyskutować - np. na cele militarne czy związane z przyjmowaniem uchodźców. Ale zasadniczo uważam, że polityka fiskalna też powinna odegrać swoją rolę w ograniczeniu inflacji i współgrać z działaniami Narodowego Banku Polskiego
- powiedział podczas Samorządowego Kongresu Finansowego w Sopocie Łukasz Czernicki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów (cytat za PAP). Dodawał, że choć "fiskalnie nie jesteśmy w stanie wstrzymać wszystkiego z dnia na dzień", to jest on zdania, że "przyszedł taki czas, że pewna powściągliwość po stronie polityki fiskalnej też jest wskazana, żeby ograniczyć inflację".
Trzeba przyznać, że rząd w ostatnich miesiącach ma szczególny rozmach w dokładaniu pieniędzy Polakom do portfeli i uszczuplaniu wpływów podatkowych. Polski Ład w pierwotnej wersji miał kosztować (lub patrząc z drugiej strony: zostawić w kieszeniach Polaków) ponad 17 mld zł, jego poprawiona wersja (ogłoszona w marcu br., m.in. zakładająca obniżkę stawki PIT z 17 do 12 proc.) kolejnych 15 mld zł. Do tego tarcze antyinflacyjne, których koszt ekonomiści z PKO BP oszacowali na ok. 34 mld zł. A wszak zaplanowane są one na razie tylko do lipca br. (choć wedle zapowiedzi rządu mają zostać przedłużone). Do tego dochodzą nie tylko zaplanowane (już wypłacane) trzynastki dla emerytów i rencistów, ale też niezapowiadane wcześniej czternastki (które mają być wypłacane pod koniec roku).
Wszystkie te kolejne rozwiązania czy transfery wyjaśniane są np. niesieniem ulgi w czasach wysokiej inflacji czy naprawianiem systemu podatkowego. Problem w tym, że zdaniem wielu ekonomistów to nie jest czas na aż tak luźną politykę fiskalną, bo może ona nakręcać popyt w gospodarce zamiast go hamować. Tym samym walka z inflacją będzie jeszcze cięższa i dłuższa. Choć oczywiście - jak to wśród ekonomistów - opinie są różne. Pojawiają się np. i takie, że tarcze antyinflacyjne wcale nie stymulują popytu, a raczej ograniczają tempa nakręcania się tzw. spirali cenowo-płacowej (to opinia Pawła Borysa, prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, ze środowej rozmowy z portalem Business Insider Polska).
Do tej pory przekaz płynął dość jasny - od walki z inflacją jest NBP (który w tym celu podnosi stopy procentowe), rząd jest od tego, aby rozwiązywać inne problemy, w tym łagodzić efekty wzrostu cen obywatelom. Ten policy mix ["mieszanka" polityki fiskalnej rządu i polityki pieniężnej NBP - red.] podoba się m.in. prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu.
Z drugiej strony, taka taktyka bywa porównywana do jednoczesnego naciskania pedału gazu (przez rząd) i hamulca (przez NBP). Wątpliwości nie pozostawił w tym zakresie ostatnio członek Rady Polityki Pieniężnej Rafał Sura. W rozmowie z portalem wnp.pl zauważył, że mamy do czynienia "z dwoma przeciwstawnymi wektorami polityki fiskalnej rządu i monetarnej NBP" oraz że "im bardziej luźna polityka fiskalna rządu w warunkach wysokiej inflacji, tym bardziej zdecydowana musi być reakcja władz monetarnych".
Wiadomo, że główny ekonomista Ministerstwa Finansów - z całym dla niego szacunkiem - nie ma takiej mocy decyzyjnej jak np. premier Morawiecki czy prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jednak sam sygnał z Ministerstwa Finansów, że może polityka fiskalna rządu powinna jednak w celu walki z inflacją współgrać, a nie "kanibalizować się" z działaniami NBP, jest zdecydowana wart odnotowania.
Jeśli doszłoby do jakiegoś przykręcenia rządowego kurka z pieniędzmi, to możliwe, że wynikałoby to także z musu, a nie tylko bieżącej decyzji. Rentowność polskich obligacji jest bowiem najwyższa od 10-12 lat - czyli rząd pożycza i będzie pozyskiwał finansowanie budżetu coraz drożej.
Powodów rosnącej rentowności obligacji jest kilka, ale wśród nich ekonomiści z ING Banku Śląskiego wymieniają właśnie politykę budżetową rządu.
Polityka budżetowa działa silnie proinflacyjnie a pieniężna antyinflacyjnie, są obawy gdzie skończy się cykl podwyżek, sytuacja wygląda najbardziej nieprzewidywalnie w naszym regionie. Dzisiaj nowe wydatki na 2022 to 3 proc. PKB (rząd planuje dalszą obniżkę PIT, wydłużenie czasu niższych stawek VAT i akcyzy), ale może być więcej. Co zrobić, aby ograniczyć koszt długu publicznego? Ograniczyć inflacjogenne programy budżetowe
- piszą na Twitterze.
W podobnym tonie wypowiada się główny ekonomista "Pulsu Biznesu" Ignacy Morawski. Ostrzega, że "dualna polityka gospodarcza, która podatkami stymuluje popyt, a stopami procentowymi go dusi, jest dość niebezpieczna dla kraju, bo może doprowadzić do nadmiernego wzrostu stóp procentowych i recesji".
Sądzę, że moment wypowiedzi głównego ekonomisty Ministerstwa Finansów nie jest przypadkowy. W ostatnich dniach doszło do potężnego wzrostu rentowności obligacji skarbowych. (...) Wynika to częściowo z trendów globalnych (rentowności rosną wszędzie), ale częściowo z czynników czysto krajowych. Wzrost jest wyższy niż w przypadku stóp procentowych NBP, ponieważ rynek już wycenia kolejne podwyżki kosztu pieniądza, a jednocześnie domaga się od rządu płacenia większej premii za ryzyko