Branża lotnicza najwyraźniej nie zdążyła wyjść z postpandemicznej zapaści. W weekend światowe media obiegły informacje o chaosie, jaki zapanował na wielu lotniskach. Podróżni musieli liczyć się nie tylko z opóźnieniami, lecz także odwołanymi lotami.
Tak było m.in. w Wielkiej Brytanii, gdzie easyJet anulował 80 połączeń w niedzielę. Na całym kontynencie odwołano zaś 200 lotów, przez co tysiące pasażerów nie dotarło do celu - podaje "The Guardian". Najwięcej problemów odnotowano w porcie Gatwick, gdzie samoloty uziemiły też linie Wizz i British Airways.
Jak na nieszczęście w tym samym czasie problemy dotknęły Eurostar, przewoźnika, który obsługuje połączenie Paryż-Londyn. Usterki techniczne, z którymi mierzył się przewoźnik, spowodowały spore opóźnienia i anulowanie wielu połączeń. Wcześniej także pociągi pod kanałem La Manche nie jeździły regularnie z uwagi na problemy z oprogramowaniem, a także śmiertelny wypadek.
Rozczarowanie przeżyli też podróżni zmierzający do Amsterdamu. Linie KLM ogłosiły bowiem, że część pasażerów nie będzie mogła wsiąść na pokład samolotu. Niekorzystne warunki atmosferyczne i ograniczenia przepustowości pasa startowego to tylko część powodów.
"Pomimo starań w celu zapewnienia wykonywania operacji lotniczych w ten weekend, dzisiejszy [sobotni - red.] dzień był kolejnym niezwykle trudnym dniem, zarówno dla naszych pasażerów jak i załogi" - czytamy w oświadczeniu linii, które zapewniają, że robią wszystko, co możliwe, aby przywrócić pełną sprawność operacji lotniczych.
Jak odnotował serwis Flight Radar - decyzja KLM doprowadziła do niecodziennej sytuacji. W sobotę po południu na niebie pojawiło się sporo samolotów zmierzających do Amsterdamu bez pasażerów na pokładach - wiozły "powietrze" po to, by nie pogłębiać chaosu na lotnisku w Amsterdamie.
Problemy podróżnych nie wynikały jednak z chwilowych przestojów i nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Zdaniem ekspertów mogą być dowodem o wiele większych trudności, które w wymierny sposób zagrażają komfortowi wakacyjnych podróży.
Sadiq Khan (brytyjski polityk i prawnik pakistańskiego pochodzenia, a także burmistrz Londynu od 2016) winę za opóźnienia zrzucił na Brexit. Portom lotniczym i liniom brakuje bowiem kadry, a tej nie można łatwo zatrudnić z uwagi na ograniczenia w imigracji. Wezwał rząd do złagodzenia przepisów imigracyjnych i umożliwienia europejskim pracownikom, którzy byli zatrudnieni w przemyśle lotniczym przed Brexitem i pandemią COVID-19, powrotu w celu uzupełnienia niedoboru siły roboczej w sektorze. Brytyjski minister transportu Grant Shapps powiedział mniej więcej to samo, gdy w Wielkiej Brytanii pojawiły się kolejki przed stacjami benzynowymi. Odrzucił jednak wezwanie do otwarcia drzwi przed tańszymi pracownikami z zagranicy.
Shapps zapewnił, że rząd będzie pracował wraz z branżą lotniczą, by zażegnać kryzys. Na antenie BBC był już jednak bardziej stanowczy. - To branża musi rozwiązać ten problem - stwierdził. - To nie rząd zarządza lotniskami, ani liniami lotniczymi - dodał.
Więcej o gospodarce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Michael O'Leary, szef linii Ryanair, w rozmowie ze stacją ITV, sytuację widzi zupełnie inaczej. Jego zdaniem Wielka Brytania powinna wezwać "armię", aby złagodzić chaos.
Zapanował on zresztą nie tylko nad europejskim, lecz także nad amerykańskim niebem. Linie Delta odwołały w weekend ponad 500 lotów, JetBlue zaś zredukowały liczbę lotów o 10 proc.
Analitycy cytowani przez CNN wskazują, że za problemy na lotniskach w dużej mierze odpowiada pandemia. "Nagle wszyscy chcą podróżować, gdy tymczasem linie i lotniska zwolniły pracowników przez pandemię. Teraz walczą o nowe kadry, ale nie mogą sobie poradzić z tym zadaniem" - pisze serwis.
Christopher Elliot, brytyjski rzecznik konsumentów, nie kryje, że dzieje się to, co przewidział już w kwietniu. - Nienawidzę mieć racji. Sytuacja wygląda niemal tak, jak sądziłem, a myślę, że będzie gorzej - stwierdził. Rory Boland z magazynu "Which?" za paraliż lotnisk wini cięcia kosztów. - Najczęstszą przyczyną zakłóceń w lotach jest personel - stwierdził. - Dlaczego tak wiele osób zostało zwolnionych w trakcie pandemii? - pyta.
Jego zdaniem linie lotnicze mogły nie docenić, jak bardzo Europejczycy zatęsknili za podróżami lotniczymi. Eksperci wskazują też na niskie zarobki - personel na dużym brytyjskim lotnisku zarabia mniej niż w supermarkecie.
Co dalej? Wygląda na to, że branża lotnicza będzie musiała - przynajmniej częściowo - ograniczyć siatkę połączeń. Wizz Air już poinformował, że od 10 czerwca zawiesi sporą część połączeń z portu Doncaster/Sheffield. Cięciami objęte są wakacyjne loty na Teneryfę i Wyspy Kanaryjskie.
Linia tnie loty, bo nie ma pewności, że będzie je mogła obsłużyć. "Ta decyzja jest spowodowana sygnałami płynącymi od lotniska, że nie będzie ono w stanie wypełnić warunków umowy handlowej z Wizz Airem. Naszym priorytetem jest zminimalizowanie problemów dla pasażerów z Wielkiej Brytanii i ochrona zatrudnienia naszych załóg. Właśnie dlatego poinformowaliśmy dzisiaj naszych pracowników o tej decyzji i zaoferowaliśmy im możliwości pracy w innych naszych bazach w Wielkiej Brytanii. Zważywszy na obecną sytuację w branży lotniczej, ta decyzja pomoże nam ustabilizować nasze operacje w Wielkiej Brytanii i zminimalizować opóźnienia tak mocno, jak to tylko możliwe" - czytamy w komunikacie cytowanym przez Fly4free.