Państwowa Inspekcja Pracy nie potwierdza, że powodem rozstania Tomasza Lisa ze spółką Ringier Axel Springer Polska, która wydaje tygodnik "Newsweek", są zarzuty o mobbing - ustaliła "Rzeczpospolita". "Kontrola potwierdziła prawidłowe działanie procesów i procedur obowiązujących w firmie w jej wyniku jedynie sformułowano trzy zalecenia" - czytamy w mailu, do którego dotarł dziennik.
"Rz" ustaliła też, w jaki sposób kwestia mobbigu miała być badana przez PIP. "Czy inspektorzy z PIP badali tylko działanie procedur, czy również potencjalny mobbing, którego miał dopuszczać się Lis? Z naszych informacji wynika, że również do drugie. Miała służyć temu anonimowa ankieta analizowana przez biegłego psychologa, do której zaproszono 30 pracowników. Jak ustaliliśmy, 22 osoby odmówiły udziału, sześć nie zgłosiło zastrzeżeń do naczelnego, zaś zrobiły to tylko dwie" - podaje dziennik.
Inspekcję w sprawie rzekomych nieprawidłowości wszczęto po tym, jak 24 maja przełożeni Lisa poinformowali go o natychmiastowym zakończeniu współpracy. Dziennikarz był naczelnym polskiego wydania czasopisma.
Agnieszka Skrzypek-Makowska, szefowa komunikacji zewnętrznej Ringier Axel Springer Polska, cytowana przez Press, wyjaśnia, że rekomendacje PIP dotyczą udziału strony społecznej, deklaracji pracowników o znajomości procedur oraz wskazania imiennie osób pomagających w zgłaszaniu nadużyć.
Pod koniec czerwca WP opublikowała artykuł, który zawierał zarzuty byłych pracowników i współpracowników spółki wobec Tomasza Lisa. Materiał opisywał rzekomo niewłaściwe zachowanie dziennikarza.
Najnowsze ustalenia skomentował sam zainteresowany. Stwierdził, że nie oczekuje przeprosin, ale nie jest pewien, czy będzie umiał zapomnieć o sprawie. "Na wiele tygodni zamieniono moje życie i życie moich najbliższych w koszmar. Nie oszczędzono mi żadnego epitetu. Niczego. Nie oczekuję przeprosin ani nawet refleksji. Jako chrześcijanin mam tylko jedno wyjście- wybaczam. Ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiał zapomnieć" - napisał w mediach społecznościowych.
Dziennikarz już wcześniej z rezerwą odnosił się do doniesień prasowych na temat mobbingu "Zestaw półprawd, ćwierćprawda, rozdmuchanych, poprzekręcanych, opartych na zeznaniach i wyznaniach dwóch osób, które według mnie w stu procentach zasadnie usunąłem z redakcji. I dzisiaj zrobiłbym dokładnie to samo" - twierdził w TOK FM w czerwcu.
Nowe doniesienia skomentował w Poranku Radia TOK FM nowy redaktor naczelny "Newsweeka" Tomasz Sekielski. - To co najważniejsze, co wynika z tekstu "Rzeczpospolitej", to fakt, że w całej firmie są procedury antymobbingowe i one działają. A zarzucano całej grupie RASP, że nie dba o pracowników, nie zajmuje się sprawami, zgłoszeniami - wskazał.
Jego zdaniem, nawet jeśli inspekcja pracy faktycznie doszła do jakichś wniosków, to nie przesądzają one kwestii ewentualnego mobbingu. - Wydaje mi się, że znaczna część naszej redakcji po prostu chciała zostawić za sobą całe to zamieszanie i tę sprawę I stąd tak wiele osób nie skorzystało z możliwości wypełnienia tej ankiety - stwierdził Sekielski.
W tekście, który ukazał się w Wirtualnej Polsce, pojawiają się relacje dawnych współpracowników Lisa. "Naczelny zagląda w dekolt jednej z redaktorek i komentuje kolor jej stanika - przypomina sobie były redaktor. - Były też okropne kawały o gejach, koledzy geje z redakcji fatalnie to znosili - opowiada inny redaktor" - czytamy w materiale.
Według WP pierwsze zgłoszenia o niestosownym zachowaniu naczelnego pojawiły się w 2018 r. Lis miał kilkukrotnie publicznie wyśmiewać wygląd i ubiór jednego z dziennikarzy i robić przy tej okazji niestosowne porównania.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl