"DGP": "Skokowe wzrosty cen energii grożą hekatombą". To będzie potężne uderzenie w gospodarkę

Z biznesu płyną kolejne apele do rządu o interwencję na rynku energii. Przedsiębiorcy ostrzegają, że gigantyczne wzrosty kosztów, których doświadczają przedsiębiorstwa, mogą skończyć się falą plajt i zwolnień. "DGP" pisze o ryzyku hekatomby.
Liczne branże, od przetwórstwa spożywczego, przez firmy pralnicze, aż po sektor usług, zmagają się z rosnącymi cenami energii i jej nośników, które zaczynają zagrażać istnieniu przedsiębiorstw. Rząd wraz z Prezesem Urzędu Regulacji Energetyki powinni niezwłocznie, w dialogu z reprezentantami środowiska przedsiębiorców i pracodawców, przygotować instrumenty ochronne

– pisze w swoim apelu - cytowanym przez "Dziennik Gazetę Prawną" - Federacja Przedsiębiorców Polskich.

Skala wzrostów cen surowców energetycznych, które importujemy, jest niebotyczna. Jak zauważa główny ekonomista "Pulsu Biznesu" Ignacy Morawski, niewidziana od lat 70.

Obecnie ceny gazu na giełdach są o około 1000 proc. wyższe rok do roku, a uśredniając cenę gazu, węgla i ropy mamy wzrost o około 400 proc.

- zauważa Morawski.

Zobacz wideo
  • Więcej o polskiej gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

"W czarnym scenariuszu czeka nas terapia szokowa"

Z kolejnych miejsc docierają już nie tylko apele o wsparcie, ale po prostu decyzje o wstrzymaniu czy ograniczeniu produkcji ze względu na drastyczne wzrosty cen gazu. Trzy z siedmiu linii produkcyjnych wstrzymała firma Cerrad, duży polski producent płytek ceramicznych. Z powodu wysokich cen prądu i gazu zamykany jest Browar Brok.

Głośno było w ostatnich dniach o ograniczeniu produkcji dwutlenku węgla i nawozów azotowych przez Anwil i Grupę Azoty. Niby po medialnej burzy spółki znów podkręciły produkcję, ale jednak wciąż są w opałach. Grupa Azoty w ostatnich tygodniach co najmniej trzykrotnie informowała o ograniczeniach lub wyłączeniach kolejnych linii produkcyjnych (np. melaminy czy amoniaku) ze względu na "nadzwyczajny i bezprecedensowy wzrost cen gazu ziemnego". 

Dramatycznych głosów z rynku jest wiele. Henryk Kaliś, prezes Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu, mówił kilka dni temu w Business Insider Polska, że "czeka nas lawina spektakularnych likwidacji".

Jakie są stawki energii teraz na giełdzie, to widzimy, a prognozy są takie, że ceny gazu do końca roku będą wysokie, więc i ceny energii nie spadną. W takich warunkach energochłonni przedsiębiorcy nie mają żadnych szans. Katastrofa jest nieunikniona. To kwestia pierwszych trzech miesięcy przyszłego roku

- przekonuje Kaliś. 

Federacja Przedsiębiorców Polskich, cytowana przez "DGP", wskazuje, że niektóre firmy zmagają się ze wzrostem kosztów energii wyższym o ponad 800 proc. rok do roku. Ostrzega, że na szali leży nie tylko konkurencyjność polskich firm, lecz także fala zwolnień i kolejnych podwyżek cen.

"Dziennik Gazeta Prawna" cytuje także analityka ds. energetycznych Krzysztofa Kępę, który przestrzegał, że zapowiedziany kilka dni temu przez premiera Mateusza Morawieckiego pakiet wsparcia dla przedsiębiorstw energochłonnych może nie być wystarczający.

Skala wyzwań stojących, nawet nie tyle przed rządem, co klasą polityczną, jest gigantyczna. Być może na miarę transformacji gospodarczej z lat 90. Tymczasem establishment albo wypiera istnienie tych problemów, albo zamiata je pod dywan. Upadek energochłonnego przemysłu, jaki czai się za rogiem, rozleje się na wszystkie branże, powodując bezrobocie i napięcia społeczne. W czarnym scenariuszu po 30-letniej przerwie czeka nas terapia szokowa

- przestrzega Kępa.

Oczywiście nie wszyscy eksperci rysują tak dramatyczne wizje. Ekonomiści - przynajmniej w najbliższych kilku miesiącach - liczą na tylko relatywnie niewielki wzrost bezrobocia. Choć oczywiście wszystko będzie zależało m.in. od sytuacji na rynku energetycznym - nie tylko w Polsce, lecz także u naszych partnerów handlowych (m.in. w Niemczech). Jeśli jednak w przyszłym roku nie będzie widoków na poprawę sytuacji, s położenie pracowników może się znacznie pogorszyć. 

Biznes obawia się nie tylko następstw wzrostów cen gazu czy energii, ale także po prostu ich fizycznego braku. Gdyby system elektroenergetyczny przestał "wyrabiać" i konieczne byłoby ograniczanie odbiorcom poborów mocy, przemysł jest pierwszy w kolejce. Część branż - np. spożywcza czy farmaceutyczna - już od dawna przestrzega, że nawet czasowe ograniczenia dostaw energii byłyby dla nich katastrofalne w skutkach. 

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Więcej o: