O tym, w jakim stopniu wzrosną ceny energii elektrycznej dla przeciętnego użytkownika, dowiemy się dopiero za kilka miesięcy. Odbiorcę prywatnego chroni bowiem parasol Urzędu Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfy.
Przedsiębiorcy i samorządowcy takiej osłony nie mają. I już otrzymują oferty na nowy sezon. Po raz kolejny okazuje się, że podwyżki w ich wypadku mogą być naprawdę drastyczne. Najnowszy przykład to Koszalin. Miasto otrzymało propozycję na zakup energii elektrycznej na przyszły rok. Kwota ujawniona w przetargu zwala z nóg, ponieważ rachunek miałby opiewać na 63 miliony złotych. Obecnie miasto płaci 15,5 miliona. Wzrost kosztów był więc czterokrotny.
- Patrząc na wczorajsze oferty z przetargu o zakup energii, gdzie z 15 milionów kosztów miasta oferta była na 63 miliony, na pewno trzeba będzie wprowadzić oszczędności - stwierdził Andrzej Kierzek, zastępca prezydenta miasta ds. polityki gospodarczej cytowany przez TVN24.
Władze zapowiadają, że decyzje o tym, czy zgodzić się na oferowaną cenę, podejmą w ciągu najbliższych 2 tygodni.
Bez względu na to, kto ostatecznie stanie się dostawcą energii elektrycznej dla miasta, władze zapowiadają już oszczędności. Niewykluczone, że zgasną niektóre lampy uliczne. Nie pojawi się też tradycyjna iluminacja świąteczna. Park wodny już od poniedziałku skróci o godzinę możliwość korzystania z basenów.
Koszalin nie jest pierwszym polskim miastem, który mierzy się z drastycznymi wzrostami cen energii. Nową ofertę otrzymały także władze Radomia, które płacić miałyby dziewięć razy więcej niż w poprzednim sezonie. - To katastrofa i wyrok na miasto - mówią przedstawiciele władz cytowani przez "Gazetę Wyborczą".