Europa w szczególności doznaje osłabienia koniunktury, bo ponosi największe koszty odcinania od rosyjskich surowców. Negatywne skutki szoku energetycznego będą łagodzone przez działania osłonowe, ale nie zamortyzują tego szoku w całości. Panuje ogromna niepewność. Nie ma jednak wątpliwości, że szoki surowcowe to główny czynnik podbijający inflację. W wielu gospodarkach inflacja kształtuje się na poziomach najwyższych od dekad
- powiedział prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński podczas czwartkowej konferencji prasowej.
Pojawiają się sygnały, że skala szoków, które doprowadziły do wzrostu inflacji, stopniowo zmniejsza się. Szczególnie w ostatnich miesiącach osłabły zaburzenia w handlu, które utrzymywały się od czasów COVID-u
- dodał szef NBP. Stwierdził, że ceny ropy naftowej są w trendzie spadkowym.
W USA i krajach Europy rośnie jednak inflacja bazowa. Ona odzwierciedla przenoszenie przez firmy wzrostu kosztów na ceny produktów
- wskazywał Glapiński. W sierpniu inflacja bazowa w Polsce wyniosła 9,9 proc., we wrześniu zapewne wyniesie ok. 10,5-11 proc.
Prezes Glapiński ocenił także, że dotychczasowe podwyżki stóp procentowych już "bardzo osłabiły" presję popytową, co przyczyni się do spadku inflacji.
Napływające dane potwierdzają scenariusz stopniowego spowolnienia wzrostu gospodarki
- mówił Glapiński. Dodawał, że przyczyną jest między innymi wojna w Ukrainie. Szef NBP zwracał uwagę, że spada aktywność gospodarcza u największego partnera handlowego Polski - w Niemczech.
Koniunktura w Polsce będzie się dalej pogarszać. To będzie korzystnie wpływać na inflację. To samo będzie się dokonywać u naszych sąsiadów i w globalnej gospodarce. To wszystko razem będzie zmierzać do zmniejszenia inflacji
- dodawał Glapiński. Szef NBP wskazywał też, że bezrobocie w Polsce wciąż jest bardzo niskie na tle Europy, choć w części branż widać ostudzenie popytu na pracę.
To powinno się przyczynić do osłabienia presji płacowej. Od pewnego czasu płace nie rosną już szybciej niż inflacja
- przyznawał Glapiński. Przekonywał jednak, że groźba recesji oraz znaczącego wzrostu bezrobocia jest bardzo niska.
Prezes NBP wyliczał, że 2/3 obecnej inflacji (17,2 proc. we wrześniu br.) wynika ze wzrostu cen żywności i energii.
To czynniki całkowicie zewnętrzne, niezależne od prowadzonej polityki gospodarczej w Polsce
- przekonywał Glapiński.
Prezes NBP zapewniał jednak, że w przyszłym roku inflacja będzie spadać. Przyznawał jednak, że tempo tego spadku zależeć będzie od działań rządu, m.in. od utrzymania tarczy antyinflacyjnej i cen regulowanych "w ryzach".
Glapiński przyznał, że inflacja we wrześniu (17,2 proc.) zaskoczyła NBP. Wcześniej zarówno szef banku centralnego, jak i część innych członków RPP, mówiła, że szczyt inflacji nastąpi w wakacje. Jeszcze we wrześniu Glapiński mówił, że inflacja jest w fazie płaskowyżu. Teraz - po wyskoku inflacji z 16,1 proc. w sierpniu do 17,2 proc. we wrześniu (inflacja miesiąc do miesiąca wyniosła zaś 1,6 proc., najwięcej od maja br.) nie brzmiał już tak przekonująco.
Użyłem stwierdzenia, że inflacja wejdzie na płaskowyż, czyli że będą jakieś górki i dołki. Czy to, co się dzieje teraz, nadal jest w logice płaskowyżu? Wystąpiły czynniki po stronie cen żywności i surowców energetycznych, które zaburzają logikę płaskowyżu. Ale być może nadal to jest płaskowyż. Sytuacja rozwinęła się inaczej niż przewidywaliśmy. Ceny energii i żywności nas zaskoczyły
- mówił szef NBP.
Wszyscy członkowie RPP i zarządu NBP byliśmy zaskoczeni odczytem inflacji we wrześniu. Ale nie aż tak, żeby wpłynąć na logikę naszego myślenia
- dodawał Glapiński.
Glapiński dodawał, że poza czynnikami zewnętrznymi rozwija się inflacja bazowa, czyli przenoszenie przez firmy rosnących kosztów na ceny produktów.
Musimy jako NBP ograniczać popyt, czyli chęci akceptacji przez konsumentów podwyższanych cen. Nabywcy mają, czyli mieli, za dużo pieniędzy, bo wyższe ceny akceptowali. Oczywiście niektórzy mieli niższą siłę nabywczą, ale inni mieli. Niektóre grupy zawodowe mają nieformalną indeksację płac
- mówił Glapiński.
Prezes NBP mówił, że cykl podwyżek został zatrzymany, a nie zakończony.
To klasyczna sytuacja wait-and-see. Zatrzymujemy wzrost stóp i przyglądamy się sytuacji. Szczególnie przyglądamy się do listopada, bo wtedy zostanie opublikowany kolejny "Raport o inflacji", który dla NBP jest najważniejszym dokumentem pozwalającym przyjrzeć się najbliższym kwartałom
- mówił szef NBP. Wśród ryzyk dla prognoz NBP Glapiński wymienił m.in. rozwój sytuacji wojennej w Ukrainie. Dodawał, że jeśli listopadowa projekcja wskaże, że wewnętrzne przyczyny inflacji się rozkręcają, to RPP może znów podnosić stopy. Jednocześnie Glapiński podtrzymał nadzieję, że pod koniec 2023 r. może być możliwa obniżka stóp.
Prezes NBP podał cztery przyczyny zatrzymania podwyżek stóp. Po pierwsze jak mówił, dotychczasowych 11 podwyżek stóp w znaczący sposób osłabiły popyt na kredyt, szczególnie ze strony gospodarstw domowych.
Bez trwałego wzrostu kredytów trudno oczekiwać utrzymania się wysokiej inflacji w średnim okresie. A zatrzymaliśmy prawie całkowicie kredyt hipoteczny. Zadanie zostało wykonane
- mówił szef NBP. Dane Biura Informacji Kredytowej wskazują na blisko 70-procentowy spadek liczby udzielanych kredytów mieszkaniowych rok do roku.
Po drugie, stopniowo wygasają też szoki na rynku energii i w łańcuchach dostaw.
Po trzecie, Glapiński przypominał, że polityka pieniężna działa z opóźnieniem.
Pełny wpływ dokonany przez podwyżki zobaczymy w przyszłym roku. Wówczas wraz z dalszym osłabieniem się koniunktury i wygasającymi szokami podażowymi inflacja zacznie się obniżać
- zapowiadał szef NBP.
Po czwarte, jak wyjaśniał Glapiński, politykę pieniężną zaczęły zacieśniać główne banki centralne świata - amerykański Fed i Europejski Bank Centralny.
Ich polityka jest w końcu komplementarna wobec naszej. Nasza polityka staje się od razu bardziej skuteczna
- mówił Glapiński.
Prezes NBP mówił, że nie wypowiada się w swoim imieniu, ale całej Rady Polityki Pieniężnej.
Państwo nawet nie wiecie, jaki jest mój sposób myślenia. Chyba, że sobie zjemy kolację albo się spotkamy na molo i będę przekonany, że nikt tego nie nagrywa. Przyzwoici ludzie nie nagrywają rozmów
- mówił Glapiński.
Prezes NBP odniósł się na czwartkowej konferencji do sugestii, że NBP w 2023 r. znów ruszy z tzw. luzowaniem ilościowym, czyli skupywania od banków komercyjnych papierów wartościowych w ramach tzw. operacji otwartego rynku. To daje bankom przestrzeń do szerokiego finansowania potrzeb budżetowych rządu. NBP robił to już w latach 2020-2021 w trakcie kryzysu covidowego.
Glapiński dał do zrozumienia, że "w fazie zacieśniania polityki pieniężnej żadnych papierów wartościowych NBP nie będzie skupować". Wcześniej jednak mówił, że w międzyczasie RPP może ogłosić (np. po listopadowej projekcji inflacji" oficjalnie koniec cyklu podwyżek. Wówczas teoretycznie NBP nie byłby już w fazie zacieśniania polityki pieniężnej.
Prezes NBP pytany o to, czy rząd powinien ograniczyć wydatki socjalne czy osłonowe (np. do najbiedniejszych osób) powiedział, że na tle Europy i tak są one niskie. Dał do zrozumienia, że działają one proinflacyjnie, ale nie widzi w nich kłopotu.
Wydatki socjalne są takie, na jakie stać państwo. Nie chcemy, żeby ludzie głodowali, żeby mieszkali pod mostami. Czy wynika z tego inflacja? No wynika. Nie byłoby inflacji w państwie, które w ogóle nie interesuje się obywatelem. Ale ludzie muszą to dostać, bo gospodarka służy temu, żeby ludzie żyli w znośnych warunkach
- mówił Glapiński.
W środę 5 października Rada Polityki Pieniężnej pod przewodnictwem Glapińskiego zdecydowała się pozostawić stopy procentowe na dotychczasowym poziomie. Główna stopa referencyjna NBP nadal wynosi więc 6,75 proc. Środowe posiedzenie było pierwszym decyzyjnym od roku, na którym RPP nie podniosła stóp.