Mateusz Morawiecki w Pradze: "Trzeba zamrozić ceny uprawnień do emisji CO2. Niestety KE jest głucha"

- Dla dobra mieszkańców trzeba administracyjnie zamrozić cenę uprawnień do emisji CO2 na poziomie 20-30 euro - powiedział w Pradze premier Mateusz Morawiecki. Mówił, że Komisja Europejska pozostaje "głucha". - Dziwię się. Jest to instrument, który jest szybko dostępny. Natychmiast wszyscy Polacy mieliby tańszą energię - wskazał.

Premier Mateusz Morawiecki uczestniczył w piątek w Pradze w nieformalnym szczycie Rady Europejskiej, na którym omówione zostały m.in. ceny energii. Szef rządu postulował uwolnienie uprawnień do emisji CO2 lub zamrożenie ich ceny na poziomie 20-30 euro. Tymczasem obecna rynkowa cena uprawnienia do emisji tony dwutlenku węgla (wg stanu na piątek 7 października) to około 69 euro.

Mateusz Morawiecki: Potrzebujemy uwolnić wiele uprawnień do emisji CO2 lub zamrozić cenę

- Po raz kolejny wezwaliśmy dzisiaj Komisję Europejską do bardzo szybkiego działania. Mam nadzieję, że po tych zawirowaniach ostatnich miesięcy, to, co udało się dzisiaj wydyskutować, prowadzi nas do pozytywnych wniosków, gdzie użyjemy wreszcie potężnej siły Unii Europejskiej, aby te maksymalne ceny gazu osiągnąć - powiedział Morawiecki w Pradze.

Szef rządu wyjaśnił, że przedstawił polskie koncepcje na ograniczenie ceny energii w UE. - Jedynym instrumentem, który jest całkowicie w ręku Komisji Europejskiej, są uprawnienia do emisji CO2. Uprawnienia te powodują, że obecnie jedna megawatogodzina jest o kilkaset złotych droższa - wskazał. - Potrafi ona kosztować 300-400 zł więcej, tylko poprzez koszt uprawnień do emisji CO2 - mówił premier.

Jak podkreślił szef rządu, "Polska rozumie potrzeby polityki klimatycznej, ale dzisiaj cała Europa podlega ogromnym napięciom, w związku z wojną w Ukrainie". - Dzisiaj dla dobra mieszkańców potrzebujemy uwolnić wiele uprawnień do emisji CO2, najlepiej dziesiątki, setki milionów uprawnień wpuścić w rynek, bądź administracyjnie zamrozić cenę na poziomie 20-30 euro - mówił, dodając, że to zamrożenie miałoby być czasowe.

- Niestety na razie Komisja Europejska jest głucha na te wezwania. Dziwię się, gdyż jest to instrument, który jest bardzo szybko dostępny. Natychmiast wszyscy Polacy mieliby tańszą energię, gdyby KE była w stanie zadziałać - podsumował.

Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Emisje CO2. Ile rzeczywiście płacimy? Rząd przejada pieniądze, które mają iść na transformację energetyczną

W styczniu 2022 r. ruszyła kampania billboardowa największych państwowych producentów energii, w ramach której obwiniano Unię Europejską o wysokie ceny energii. Na billboardach pojawiły się hasła: "Opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii", a pod nimi: "Polityka klimatyczna UE = Droga energia; Wysokie ceny".

"Żadna 'opłata klimatyczna' nie stanowi 60 proc. naszych rachunków za prąd. Kampania nie mówi tego wprost - hasło dotyczy 'kosztów produkcji energii', a więc kosztów, które ponoszą elektrownie. Jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że na rachunku za prąd te koszty są tylko częścią, a poza tym są liczne opłaty, marże itd. Tymczasem prosty przekaz (szczególnie z drugim hasłem o 'drogiej energii') może sugerować, że jest inaczej i że to 60 proc. rachunków, które płacimy, wynika z 'opłaty klimatycznej'. W rzeczywistości było to 15 proc. w ubiegłym roku (w tym będzie to ok. 30 proc.)" - tłumaczył na Next.gazeta.pl Patryk Strzałkowski.

Uprawnienia do emisji CO2, które m.in. wytwórcy energii muszą kupować w ramach europejskiego systemu ETS, działają na zasadzie "handluj i ograniczaj" - czyli na dany kraj przypada określona i stopniowo zmniejszana pula uprawnień, które muszą kupować niektóre podmioty (w tym elektrownie), jeśli emitują dwutlenek węgla. To sprawia, że z jednej strony działalność emitująca dużo CO2 (jak spalanie węgla) jest coraz mniej opłacalna, a z drugiej - generuje środki na zieloną transformację.

Polskie firmy wytwarzają prąd głównie z węgla, zatem muszą kupować dużo uprawnień do emisji. Jednak to wcale nie przekłada się bezpośrednio na cenę prądu dla gospodarstw domowych. Jak tłumaczył w rozmowie z Gazeta.pl ekspert WWF Polska Marcin Kowalczyk, wzrost ceny uprawnień do emisji CO2 może przełożyć się na droższy prąd dla gospodarstw domowych, ale nie musi.

- Wpływa na to m.in. Urząd Regulacji Energetyki i on do pewnego stopnia może wyrazić zgodę na wzrost. Czy to zrobi - to zależy znów nie tylko od argumentów ekonomicznych, ale i potencjalnie politycznych - mówił, a następnie dodał: - W Polsce koszty energii ponosi bardziej przemysł niż odbiorcy indywidualni. Oczywiście ostatecznie to może odbić się na wyższych cenach produktów czy usług.

Nawet jeśli dla producentów uzależnionych od węgla drogie uprawnienia mogą stanowić dużą część kosztów, to na rachunkach są one mniej (choć nie wcale) widoczne. Na rachunku za energię dla gospodarstw domowych mamy naliczoną nie tylko cenę za energię, ale też szereg opłat - abonamentowe, sieciowe itd. Według wyliczeń "Wysokiego Napięcia" w 2021 roku koszty uprawnień do emisji stanowiły 15 proc. kosztów ponoszonych przez gospodarstwa domowe. W tym roku będzie to więcej, bo około 30 proc. Ale wciąż nie 60 proc., jak mogła sugerować kampania państwowych spółek.

Co więcej, wspomniana "opłata klimatyczna" nie trafia do unijnej kasy. Środki ze sprzedaży uprawnień do emisji trafiają do budżetu państwa - zatem zarabia na nich polski rząd. W 2021 roku, przy rekordowych cenach, rekordowy był też wpływ do budżetu - 25,2 mld zł. Te pieniądze powinny iść przede wszystkim na transformację energetyczną - im bardziej uniezależnimy się od węgla, tym mniej będziemy musieli płacić za uprawnienia do emisji. Tymczasem rząd "przejada" te pieniądze.

Więcej na temat emisji CO2 i uprawnień przeczytasz w poniższym artykule:

Więcej o: