Otwarcie gazociągu Baltic Pipe, do którego doszło 27 września, było jednym z najbardziej doniosłych wydarzeń ostatnich lat. Nic dziwnego, nowy gazociąg może w przyszłości stanowić alternatywę dla rosyjskiego gazu.
W inauguracji strategicznej inwestycji uczestniczył zarówno prezydent Andrzej Duda, jak i premier Mateusz Morawiecki oraz szefowa duńskiego rządu Mette Frederiksen. Okazuje się jednak, że cała trójka została "uwięziona" w samolotach na mniej więcej godzinę. Do kulis uroczystości dotarł TVN24.pl.
Uroczystość, która miała się rozpocząć o 11.30, została opóźniona. Do Szczecina na czas nie dotarła ani maszyna prezydenta, ani premiera. Powodem była... przerwa jedynego kontrolera pracującego na szczecińskim lotnisku. Pauza wymuszona przepisami nie została najwyraźniej uwzględniona w planach podróży.
- Kapitan samolotu otrzymał informację, że lotnisko w Szczecinie zostało zamknięte, dlatego wszyscy pasażerowie, łącznie z premierem, musieli czekać. Do startu doszło o 9.37 - mówi informator serwisu.
Dwaj inni kontrolerzy nie pojawili się w pracy z uwagi na chorobę.
Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej kuriozalna, gdy władze portu w Szczecinie zdecydowały się na jego zamknięcie. W kłopoty wpadł też samolot z duńską premierką na pokładzie. Dane serwisu Flightradar wyraźnie pokazują, że maszyna zataczała kręgi nad lotniskiem.
Informator znający kulisy sprawy potwierdza, że kapitan samolotu, którym leciał Mateusz Morawiecki, nie został poinformowany o sytuacji w szczecińskim porcie.
Ostatecznie jednak Baltic Pipe otwarto, a wszyscy spodziewani oficjele pojawili się na uroczystości. - Trudno się wzruszać nad fragmentami instalacji gazowej, ale jestem wzruszony - mówił prezydent Andrzej Duda.
Gazociągiem Baltic Pipe będzie można rocznie przesyłać 10 miliardów metrów sześciennych gazu do Polski i 3 miliardy z naszego kraju do Danii. Instalacja pełną przepustowość może osiągnąć wcześniej, niż zakładano, czyli nie od stycznia 2023 roku, ale od końca listopada tego roku.