Cała sytuacja miała miejsce trzy miesiące temu - 10 sierpnia. Kobieta podjechała samochodem na parking na zapleczu Biedronki przy ul. Transportowej w Białymstoku. Tam pozbierała m.in. owoce i warzywa z kontenerów na odpady. Robiła to już wcześniej w innych miejscach. Ewelina Głowacka jest bowiem freeganką (freeganizm to antykonsumpcyjny styl życia, który polega na poszukiwaniu w śmietnikach żywności nadającej się do spożycia, m.in. w trosce o środowisko).
Kobieta wzięła ze sobą produkty, a gdy wsiadała do samochodu, podszedł do niej ochroniarz, który zażądał, by wysiadła z pojazdu i wyjęła skrzynkę z żywnością pozyskaną ze sklepowych kontenerów. Wobec odmowy kobiety użył gazu pieprzowego i wezwał policję, zgłaszając kradzież. Freegankę ukarano mandatem karnym w wysokości 200 zł, a straty sklepu oszacowano na kwotę 108,99 zł. Kobieta po czasie przyznaje, że żałuje przyjęcia tego mandatu.
- Byłam w stresie. Bałam się i chyba nie miałam odwagi, żeby odmówić. Gdy to przemyślałam, miałam ogromne poczucie niesprawiedliwości, że zostałam ukarana za coś, co jest tak naprawdę dobre dla planety i dla innych ludzi - wyjaśniała, cytowana przez gazetę "Kurier Poranny".
O sprawiedliwość walczy teraz w sądzie, gdzie domaga się anulowania mandatu karnego. Jej obrona utrzymuje, że to czyn bez społecznej szkodliwości. - Pani Ewelina działa ze szlachetnych pobudek. Produkcja odpadów i marnowanie żywności to ogromny problem na całym świecie. Niestety w Polsce nie ma dostatecznych uregulowań i dlatego spotykamy się dzisiaj w sądzie - mówi adw. Marta Załęska, cytowana przez "Kurier Poranny".
Komenda Miejskiej Policji w Białymstoku utrzymuje jednak, że doszło do złamania prawa. Podczas posiedzenia sądu powoływano się m.in. na stanowisko Jeronimo Martins Polska S.A. - właściciela sklepów Biedronka, który potwierdził, iż zabrane odpady znajdowały się w pojemnikach przeznaczonych do utylizacji i wciąż należały do sklepu. Podlegały także protokołom utylizacji, w których wskazana jest ilość i rodzaj odpadu, za które ich właściciel ponosi koszty.
Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Michał Herde z Federacji Konsumentów w rozmowie z next.gazeta.pl zwracał uwagę, że "odpady, o których mowa, formalnie nadal były własnością przedsiębiorcy, który zamierzał je przekazać innemu przedsiębiorcy w celu utylizacji". - Własnością, zgodnie z Kodeksem cywilnym, przestaje być rzecz, którą wyrzucamy z zamiarem pozbycia się - dodał. - Jeżeli okoliczności na to nie wskazywały, mogło dojść do wykroczenia przywłaszczenia - powiedział Herde.
Obrona Eweliny Głowackiej utrzymuje jednak, że był to zwykły śmietnik, do którego każdy miał dostęp. - Jeżeli ktoś wyrzuca przedmiot do ogólnodostępnego kontenera, a tutaj mamy taką sytuację, to można przyjąć, że go porzucił i ta rzecz staje się rzeczą niczyją - przekonuje adw. Załęska, cytowana przez "Kurier Poranny".
Sąd ma wydać postanowienie w tej sprawie 28 listopada. Do tego czasu zapozna się m.in. ze zdjęciami kontenera i dokładnie przeanalizuje argumenty obu stron.