Omnibus to bohater skrojony pod Black Friday. Ale się spóźni. Ściemnione promki mogą odetchnąć

Black Friday może wydawać się idealnym terminem na kupienie wymarzonych, ale nieco drogich rzeczy. Olbrzymie promocje kuszą klientów, a potem okazuje się, że nie mają nic wspólnego z rabatem. Unia Europejska przygotowała bata na takie praktyki w postaci dyrektywy Omnibus. Polska niestety wciąż spóźnia się z jej wprowadzeniem.

Black Friday przybył do Europy ze Stanów Zjednoczonych. Obrazki ludzi napierających na drzwi sklepów i wyrywających sobie wszystko, co można w nich znaleźć, na Starym Kontynencie robiły wrażenie. 

Można było się dziwić tym tłumom, które okupowały sklepy ledwie dzień po Święcie Dziękczynienia, ale trudno zaprzeczyć, że mieli ku temu solidne podstawy. Promocje w USA rzeczywiście sięgają kilkudziesięciu procent i są dobrą okazją na zakupy, szczególnie elektroniki. 

Zobacz wideo Black Friday. Święto amerykańskiego konsumpcjonizmu?

Black Friday w Europie to święto ściemy

To szaleństwo dotarło również do Europy i sklepy od wielu lat kuszą klientów dużymi rabatami. Tyle że to wielka ściema, szczególnie w Polsce. Firma Deloitte już od lat przygotowuje "Świąteczny Barometr Cenowy", który obnaża marketingowe zagrywki polskich sklepów.

I tak w 2021 roku obniżki cen w 800 przeanalizowanych przez Deloitte sklepach internetowych sięgnęły średnio zaledwie 3,6 procent, a aż 57 procent sklepów nie przygotowało dla klientów żadnych ofert. W tym samym czasie średni wzrost cen wyniósł 3,1 proc., więc możemy mówić, że de facto w Black Friday wartość badanego koszyka produktów się nie zmieniła.

Podobnie było zresztą w poprzednich latach. W 2020 r. skala obniżek wyniosła średnio 3,35 proc., w 2019 - 4 proc., a w 2018 - 3,5 procent. Ceny zwyczajnie są podnoszone na kilka dni lub tygodni przed promocjami i to od nowej, wyższej ceny liczony jest rzekomy rabat. 

Lata temu zauważyła to Unia Europejska i postanowiła zawalczyć z tym niechlubnym procederem. W 2019 roku uchwalono dyrektywę Omnibus, która ma chronić konsumentów. Między innymi poprzez obowiązek podawania najniższej ceny co najmniej w ciągu ostatnich 30 dni.

Państwa członkowskie dostały czas na wdrożenie Omnibusa do maja 2022 roku. Potem termin przesunięto na sierpień, ale znów nie wszystkim krajom udało się go dotrzymać. Obecnie polski rząd celuje w 1 stycznia 2023 roku. Ustawa została przyjęta w Sejmie i Senacie, teraz wróci do izby niższej i w połowie grudnia planowane jest złożenie pod nią podpisu prezydenta. Vacatio legis ma wynosić 14 dni, przedsiębiorcy powinni więc już teraz przygotować się do wprowadzenia zmian.

Skąd takie opóźnienie? Odpowiedzialny za ustawę UOKiK poinformował, że przepisów nie można było procedować przed przyjęciem ustawy wdrażające dyrektywę o treściach cyfrowych, za którą odpowiada Ministerstwo Sprawiedliwości i która prezydent podpisał 10 listopada. Dopiero uchwalenie tych przepisów otworzyło furtkę dla UOKiK

Promocje na Black Friday strzeżcie się. Nadchodzi Omnibus

Jak zmienią się zakupy po 1 stycznia, gdy będzie już nas chronił Omnibus? Najważniejsza zmiana dotyczy informowania o cenach. "Choć brzmienie przepisów wydaje się stosunkowo proste, w praktyce budzą one wiele wątpliwości. Dotyczą one takich kwestii jak: co należy rozumieć przez 'ogłoszenie o obniżce ceny', jak dokładnie rozumieć sformułowanie 'wcześniejsza cena', jaki okres przed zastosowaniem obniżki powinno się brać pod uwagę przy podawaniu informacji o wcześniejszej cenie, kogo dotyczą nowe przepisy (co to znaczy 'podmiot gospodarczy')" - pisze na stronie PARP Marta Czeladzka, radczyni prawna, specjalizująca się w prawie własności intelektualnej oraz prawie nowych technologii z kancelarii Leśniewski Borkiewicz & Partners S.K.A. 

Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl 

UOKiK przekazał, że opóźnienie wynika również z tych kwestii, które były wyjaśnianie w czasie konsultacji m.in. z przedsiębiorcami. W szczególności ze względu na opcje regulacyjne zawarte w dyrektywie, a także nasze autorskie przepisy ograniczające nadużycia na pokazach handlowych. Na spotkaniach m.in. z przedsiębiorcami omawiano choćby zmiany dotyczące uwidaczniania cen.

Dyrektywa Omnibus określa bowiem, że sprzedawcy muszą podać najniższą cenę produktu lub usługi z co najmniej ostatnich 30 dni. Kraje członkowskie mogą wydłużyć ten okres, na co Polska jednak się nie zdecydowała. Sklepy mogą to zrobić same, jako rodzaj marketingu, w którym informują, że podają najniższe ceny z ostatniego półrocza.

"Jeżeli produkt/usługa jest w sprzedaży krócej niż 30 dni, należy podać informację o najniższej cenie, jaka obowiązywała od momentu, gdy produkt/usługa trafił do sprzedaży" - wyjaśnia z kolei radca prawny Paweł Głąb na portalu prawodlabiznesu.eu.

Taka najniższa cena obejmuje wszelkie poprzednie "obniżone" ceny w tym okresie. Przykładowo, jeżeli ogłoszenie o obniżce ceny brzmi "50 proc. taniej", a najniższa cena w ciągu 30 poprzednich dni wynosiła 100 euro, sprzedawca będzie musiał przedstawić 100 euro jako "wcześniejszą" cenę, od której oblicza się 50-procentową obniżkę, pomimo faktu, że ostatnia cena sprzedaży towaru wynosiła 160 euro

- tłumaczy Marta Czeladzka.

Sprzedawca może podać również inną cenę odniesienia, ale musi zrobić to w taki sposób, żeby nie wprowadzić w błąd klienta. "Przykładowo sprzedawca, który stosuje obniżki cen częściej niż raz na 30 dni, może dodatkowo poinformować konsumenta o innych poprzednio stosowanych cenach w następujący sposób: "20 proc. taniej od [data początkowa] do [data końcowa]: 80 euro zamiast 100 euro, nasza najniższa cena w ciągu ostatnich 30 dni. Nasza regularna cena, poza okresami promocyjnymi, w ciągu ostatnich 30 (lub 100 itp.) dni wynosiła 120 euro".

W jaki sposób sprzedawcy będą informowali o najniższej cenie? To określi UOKiK, który ma wydać w tej sprawie stosowne rozporządzenie. 

Sprzedawcom, którzy nie zastosują się do nowych przepisów, będzie grozić do 20 tys. zł kary. Jeśli w ciągu 12 miesięcy sytuacja powtórzy się co najmniej trzykrotnie, wojewódzki inspektor Inspekcji Handlowej będzie mógł nałożyć grzywnę do 40 tys. zł.

Po wejściu w życie Omnibus nałoży na sprzedawców obowiązek informowania o cenach dostosowanych przez algorytmy do danego konsumenta lub jego kategorii. Konsumenci powinni być w takich sytuacjach wyraźnie informowani, że zaproponowana im cena została indywidualnie dostosowana na podstawie zautomatyzowanego podejmowania decyzji, tak aby mogli uwzględnić potencjalne ryzyko przy podejmowaniu decyzji o zakupie.

Kto i kiedy będzie musiał informować o obniżonej cenie?

Obowiązek informowania o ostatniej cenie będzie dotyczył każdego przedsiębiorcy - zarówno przy sprzedaży stacjonarnej, katalogowej, online, jak i przy telesprzedaży. Formalnie przepisy nie obejmą platform sprzedaży i porównywarek cenowych, ponieważ obowiązek ten jest nakładany bezpośrednio na sprzedawców. Marta Czeladzka zwraca jednak uwagę, że niezależnie od tego, najpewniej również platformy jak Amazon, Allegro czy Ceneo będą musiały podać najniższą cenę z ostatnich 30 dni, jeśli zostaną uznane za faktycznego sprzedawcę lub będą prowadzić sprzedaż w jego imieniu. Co ważne, sprzedawcy z innych krajów wystawiając oferty w UE, będą musieli dostosować się do tutejszych przepisów. 

Kiedy sprzedawca będzie musiał informować nas o najniższej cenie sprzed 30 dni? Gdy ogłosi promocję, niezależnie, czy będzie to rabat procentowy, czy kwotowy. Omnibus będzie miał zastosowanie również w przypadku innych technik promocji, jak np.: "taniej o cenę VAT", "przeceny na Black Friday". Przepisy obejma też przypadki, gdy sprzedawca podaje niższą, "obecną" cenę i zapowiada wyższą, normalną. Omnibus dotyczy zarówno konkretnych ofert, jak i tych bardziej ogólnych. Najniższa cena z ostatnich 30 dni musi być pokazana przy przecenie konkretnego produktu, ale też przy ogólniejszej promocji np. "wyprzedaż" czy "oferta specjalna". 

Wyłączone z tego obowiązku będą jednak sklepy składające deklaracje typu "najlepsze/najniższe ceny". Przede wszystkim jednak najniższa cena z ostatniego miesiąca nie będzie musiała być podana w przypadku nowych cenników i katalogów cenowych. Jeśli więc była to planowana zmiana ceny, a nie czasowa promocja, nie ma obowiązku podania najniżej ceny z ostatnich 30 dni.

Wciąż więc będzie trzeba pilnować się podczas zakupów, by nie przepłacić. Szczególnie że Omnibus nie obejmie porównywania cen i ofert wiązanych, jak: "zrób zakupy za kwotę X, a otrzymasz zniżkę na produkt Y", "kup 3 w cenie 2", "10 proc. zniżki przy zakupach powyżej 250 zł". Ponadto trzeba być czujnym w przypadku kuponów rabatowych czy zniżek dla klientów programów lojalnościowych. Jeśli jednak sprzedawca zastosuje tu fortel i będzie oferował nam rzekomo "spersonalizowaną" zniżkę, która obejmuje jednak wszystkich klientów, to znów będzie miał obowiązek podania ceny sprzed ostatnich 30 dni. 

W przypadku towarów, które ulegają szybkiemu zepsuciu lub mają krótki termin przydatności, obok informacji o obniżonej cenie uwidacznia się informację o cenie sprzed pierwszego zastosowania obniżki. Nie obowiązuje wówczas termin 30 dni. 

Fejkowe opinie o produkcie na celowniku Omnibusa

Wśród wielu zmian, które wprowadza Omnibus, warto jeszcze wymienić kwestię opinii konsumenckich. Te często są fałszywe, pisane przez wynajęte do tego osoby lub przez same sklepy. Sprzedawcy od 1 stycznia 2023 roku będą musieli informować, czy i w jaki sposób upewniają się, że opinie pochodzą od osób, które rzeczywiście kupiły dany przedmiot. 

Sprzedawcy będą musieli więc przekazać, jak czy w ogóle weryfikuje te osoby i w jaki sposób to robi. Jeśli sprzedawca tego nie robi, powinien zamieścić stosowną informację. Co wydaje się oczywiste, dyrektywa Omnibus zakazuje więc zamieszczania lub zlecenia nieprawdziwych opinii i rekomendacji klientów.

Więcej o: