Po przerwie spowodowanej pandemią Wojsko Polskie wznawia obowiązkowe ćwiczenia wojskowe. Wezwania do wojska może otrzymać nawet 200 tys. osób, które w ciągu 14 dni od otrzymania pisma powinny zgłosić się do przypisanych jednostek.
Ćwiczenia wojskowe mogą być:
- Wszystko zależy od tego, dla kogo to szkolenie jest. Dwa dni to szkolenie także dla wojska, żeby sprawdzić, jak działa system powoływania. Trzeba sprawdzić, czy pod adresami, które są podane w zasobach WCR (Wojskowe Centrum Rekrutacji) jeszcze mieszkają ludzie, czy wezwania do nich dotarły - wyjaśniał w rozmowie z Gazeta.pl Damian Ratka, redaktor Defence24.pl.
Więcej informacji z kraju przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Ekspert uważa też, że szkolenie powinno być dłuższe. - Jesteśmy na takim etapie historii, że trzeba w Polsce rozpocząć debatę czy nie wrócić do zasadniczej służby wojskowej - mówił. Wylicza, że w Europie są państwa, które jeszcze niedawno z niej rezygnowały, a teraz do niej wracają, jak np. Szwecja. Ponadto podkreśla, że to dzięki rezerwistom Ukraina mogła postawić się Rosjanom.
- Popatrzmy na Ukrainę. Dlaczego jest w stanie bronić się przed Rosją? Po pierwsze miała liczną armię w 'czasie pokoju', chociaż de facto od 2014 roku była w stanie wojny. Mimo wszystko nie była to wojna na dużą skalę. Armia była naprawdę duża - 300 tysięcy żołnierzy, którzy byli w stanie zatrzymać Rosjan i dać czas na mobilizację - tłumaczył redaktor Defence24.pl.
W Ukrainie jest obowiązkowa zasadnicza służba wojskowa. Dlatego wielu rezerwistów było przeszkolonych i wiedzieli, co mają robić. Ratka przytacza dane, z których wynika, że do wojska powołano prawie milion żołnierzy. Rosjanie zaatakowali więc mniejszą armią (szacunki mówią o liczbie 150 do 190 tysięcy żołnierzy), niż dysponowała Ukraina.
Ekspert portalu Defence24.pl uważa, że możliwości Polski na dzisiaj są dużo mniejsze. Polska regularna armia ma ok. 100-150 tys. żołnierzy. - Problemem dla Wojska Polskiego jest zawieszenie zasadniczej służby wojskowej. To oznacza, że nie ma dostatecznej ilości przeszkolonych rezerwistów. Ten system gdzieś się zatrzymał - mówił w rozmowie z Gazeta.pl.
- Jeżeli wybuchłaby wojna na naszym terytorium, to mamy bardzo duży problem. Jest mit, że mała zawodowa i dobrze wyszkolona armia da sobie radę. Oczywiście da sobie radę w konfliktach asymetrycznych jak np. w Iraku czy Afganistanie. W regularnej wojnie straty na wielką skalę są nieuniknione mimo doskonałej armii i doskonałego sprzętu - tłumaczył Ratka.