Mondragon to smok, którego może się lękać Elon Musk. Głosują nad pensjami kolegów i zwolnieniami

Kacper Kolibabski
- Celem kooperatyw nie jest tworzenie bogatych ludzi, a bogatego społeczeństwa - mówi jeden z pracowników Mondragon, największej spółdzielni świata. Zatrudnione tam osoby zarządzają firmą w sposób demokratyczny i głosują nad obsadą stanowisk kierowniczych, podwyżkami, czy zwolnieniami. Choć to model zupełnie odmienny od tego, co najbogatszy człowiek świata Elon Musk robi w Twitterze, to utrzymują się na rynku od prawie siedmiu dekad i zatrudniają około 80 tys. osób.

Mondragon to niewielkie baskijskie miasto, w którym mieszka nieco ponad 20 tys. osób. Lokalna legenda głosi, że swego czasu terroryzował ich smok, który zjadał ludzi. Mieszkańcy dobili więc targu z potworem, który miał im zagwarantować spokój, jeśli co roku oddadzą mu najpiękniejszą kobietę.  

Rozwiązanie było dalekie od ideału, dlatego smok zamiast żywego człowieka otrzymał kukłę zrobioną z wosku. Gdy zaczął ją jeść, ta się rozpuściła, a pracownicy lokalnej huty ukatrupili bestię z pomocą swoich narzędzi. Taką wariację historii o smoku usłyszał dziennikarz "The New Yorkera" Nick Romei, gdy odwiedził Mondragon, baskijką spółdzielczą kooperatywę.

Oczywiście, każda bajka potrzebuje morału. W innych hiszpańskich opowieściach ze smokiem w roli głównej, do jego zabicia mieszkańcy najmowali św. Jerzego. W Mondragon natomiast zabili go "kooperatywnie". Spółdzielczość to już bowiem tożsamość baskijskiego miasta. Odpowiedź na rosnące nierówności i na kolejne kryzysy finansowe, które prowadzą do licznych zwolnień.  

W tym micie św. Jerzego można utożsamiać z Elonem Muskiem. Tak jak ten starożytny wojownik miał sam zabić smoka, tak Elon Musk miał być antidotum na problemy Twittera, ale póki co wprowadził tylko chaos i zwolnił tysiące ludzi z firmy. Jego autorytarny model zarządzania ma jednak alternatywy na myśl, o których Musk nie mógłby zasnąć w swoim biurze. Model, w którym problemy zwalcza się wspólnie, tak jak wspólnie smoka pokonali mieszkańcy Mondragon.

Zobacz wideo Nas nie stać na mieszkanie, a Musk przejmuje Twittera. Zobacz jak [Next Station]

Korporacja inna niż wszystkie

Łatwiej niż różnice, byłoby wyliczyć podobieństwa Mondragon do współczesnych firm. Bo tak naprawdę na tym, że produkują, zatrudniają i wypracowują zysk, lista podobieństw się kończy.

Mondragon Corporation to spółdzielcza kooperatywa, która działa już niemal 70 lat, jest globalnym gigantem i zatrudnia około 80 tys. pracowników, a wszytko to w oparciu o zasady demokracji, w której nad podwyżkami głosują członkowie zespołów poszczególnych spółdzielni.

Model zarządzania baskijskiej korporacji może nie jest nowy, bo nowczesna spółdzielczość jest znana od dobrych 150 lat, ale Mondragon odniósł oszałamiający sukces. To jedna z największych hiszpańskich firm i jednocześnie - największa kooperatywa spółdzielcza na świecie, która działa w 150 krajach.

W skład Mondragona wchodzi niemal 100 spółdzielni, które zajmują się najróżniejszymi rzeczami - jedna z nich prowadzi sieć stacji paliwowych, inna produkuje na masową skalę rowery, a kolejna windy. Wytwarzają maszyny przemysłowe do produkcji silników, rakiet i turbin wiatrowych. Mondragon prowadzi też szkoły, dużą sieć sklepów spożywczych oraz firmę kateringową. Posiadają czternaście ośrodków badawczo-rozwojowych i firmę konsultingową. Dzięki temu w ich rękach znajduje się też 555 patentów, a nad kolejnymi pracuje 24 tys. naukowców i badaczy.

Jednak to, co ich przede wszystkim wyróżnia to to, że akcje firmy mogą nabyć jedynie jej pracownicy i to po przepracowaniu okresu próbnego. Obecnie firma należy do nich w 76 proc. w obszarze produkcji (innych danych Mondragon nie udostępnia) - podaje Forbes. Co to oznacza?

Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl 

Aby zostać pracownikiem-właścicielem trzeba kupić pakiet akcji. Wpisowe kosztuje 16 tys. euro. Pieniądze te są jednak odkładane na konto oprocentowane na 7,5 proc. Dzięki temu typowy pracownik takiego Soraluce, kolejnej ze spółdzielni Mondragon, na emeryturę przechodzi w wieku 62 lat z 250 tys. euro na koncie.

Na czele spółdzielni stoi dyrektor zarządzający, ale wszystkie decyzje są podejmowane na walnych zgromadzeniach. Głosuje się tam nad strategią, pensjami, polityką firmy. Co ważne, głosy nie mają wagi – pracownik produkcji ma podczas głosowanie tyle samo do powiedzenia, co dyrektor zarządzający.

Za przykład może służyć historia z firmy Fagor, jedna ze spółdzielni które należą do Mondragon, swego czasu produkująca znany również w Polsce sprzęt Mastercook. Gdy pracujący w niej inżynierowie i menedżerowie chcieli wyższych pensji, pracownicy niższego szczebla głosowali nad tym, czy im je przyznać. Podwyżki miały zapewnić lepszą konkurencyjność na rynku i ściągać specjalistów do firmy. Te argumenty wystarczyły, by niewielką różnicą głosów podwyżki jednak przegłosować.

Głosowania są zresztą obowiązkowe. Brak uczestnictwa w walnym zgromadzeniu może poskutkować utratą prawa do głosowania na kolejnym posiedzeniu. A tam decyduje się nie tylko o pensjach, ale też np. wybiera się osoby, które mają sprawować funkcje kierownicze w spółdzielniach należących do Mondragon. 

Całość Mondragon zorganizowano wokół 10 Podstawowych Zasad Współpracy. Są to: 

  1. Otwarta Karta Wstępu,  
  2. Organizacja Demokratyczna,  
  3. Suwerenność Pracy,  
  4. Instrumentalna i Podrzędna Natura Kapitału,  
  5. Zarządzanie Partycypacyjne,  
  6. Solidarność Płatnicza, 
  7. Współdziałanie,  
  8. Transformacja Społeczna,  
  9. Uniwersalizm  
  10. Edukacja 

Co udało się osiągnąć dzięki takiemu zarządzaniu? Na początek przyjazne środowisko pracy, które sprawia, że pracownicy chcą poświęcać się dla firmy i wolą zostać w niej, nawet jeśli gdzie indziej mogą zarobić więcej. Dzięki wspólnemu działaniu i poczuciu sprawczości firma utrzymuje się na rynku od kilku dekad, działaność zaczęli bowiem już w 1956 roku. 

A nie zawsze było łatwo. Na samym początku działalności Mondragona rząd hiszpański odciął pracowników od świadczeń socjalnych. Uznano, że te im się nie należą, jako że są oni właścicielami firmy, a nie jej pracownikami. Mondragon stworzył więc własne programy socjalne, z których zatrudnieni w firmie korzystają do dziś - jak płatne chorobowe, płatny urlop rodzicielski, ubezpieczenia medyczne, a nawet zasiłek dla bezrobotnych. 

Aby to wszystko sfinansować, Mondragon założył swój bank, który udziela pożyczek spółdzielniom na korzystnych warunkach i który jest największym źródłem dochodu korporacji.

Celem kooperatyw nie jest tworzenie bogatych ludzi, a bogatego społeczeństwa. Nie mamy wśród nas wielu bogaczy, ale z drugiej strony, nie ma wśród nas również ubogich

- powiedział Bloombergowi Igor Herrarte, inżynier w Mondragon Assembly.

Wspólnotowe zarządzanie firmą chroni też przed masowymi zwolnieniami, to tzw. model flexicurity. Od lat 80. pracowników przenosi się między różnymi firmami należącymi do korporacji, zamiast ich zwalniać. Mondragon posiada własne podmioty edukacyjne, w tym uniwersytet, dzięki czemu może z łatwością przebranżawiać pracowników, czy też kształcić kadry kierownicze.

Gdy w latach 90. spadło zatrudnienie w Mondragonie, było to efektem nie tyle zwolnień, co przechodzenia na emeryturę części pracowników, których nie miał kto zastąpić. Zresztą zwolnienie odbywa się po głosowaniu współpracowników, a żeby do niego doszło, pracownik musi kilkukrotnie popełnić poważny błąd.  

Ekonomistka Monika Szudy zwraca uwagę, że w porównaniu z innymi modelami własności, przedsiębiorstwa spółdzielcze w znacznie mniejszym stopniu odczuły skutki kryzysu z 2008 roku. Gdy rynek upadał, spółdzielnie łączyły się w większe podmioty, by uniknąć skutków załamania gospodarczego. Tak działo się w roku 1870, 1930, a także w latach 70. XX wieku.

Model demokratyczny umożliwia podejmowanie wspólnotowych działań, które chronią przed kryzysem. Np. w 2008 roku pracownicy Mondgraona obcięli swoje pensje o 8 proc. i zrezygnowali z wynagrodzenia za okres świąteczny. Sytuacja powtórzyła się w trakcie pandemii COVID-19, gdy pracownicy niektórych kooperatyw obniżyli swoje wypłaty do czasu aż rynek powróci na dobre tory. Natomiast osoby, które chorowały, zachęcano do pozostania w domu, jednocześnie zapewniając im poczucie bezpieczeństwa, że nie stracą pracy.

Model spółdzielczy zapobiega też rozwarstwieniu ekonomicznemu. Większość kooperatyw mieści się w prowincji Gipuzkoa (choć Mondragon prowadzi międzynarodową działalność), której współczynnik giniego (mierzący nierówności majątkowe) jest niższy niż w Norwegii i Finlandii - pisze Bloomberg. Pensja najwyżej postawionych pracowników nie może być natomiast wyższa niż kilkukrotność pracowników najniższego szczebla. Stosunek ten różni się w zależności od spółdzielni i wynosi od 1:3 do 1:9 - średnio jednak dyrektor zarządzający nie dostaje więcej niż sześciokrotność pensji pracownika fabryki. To olbrzymie osiągniecie, bo już 40 lat temu w USA prezes firmy zarabiał 30 razy więcej niż pracownik szeregowy, a według danych z 2020 roku dziś jest to już 351-krotność takiej wypłaty.

Ponadto pensja minimalna w Mondragon to 16 tys. euro rocznie, ale większość pracowników zarabia dwukrotność tej kwoty. To 18,5 proc. więcej niż wynosi średnia krajowa w Hiszpanii.  

Pojedynek z bestią. Mondragon walczy, ale też współpracuje z kapitalizmem 

Nawet 2 tys. osób rocznie odwiedza korporację Mondragon, by zrozumieć lepiej, co stoi za jej sukcesem. Wielu z nich dziwi się, jak wieloma informacjami Mondragon dzieli się z pracownikami. W zachodnich spółkach aukcyjnych takie dane są bowiem przeznaczone tylko dla akcjonariuszy. Zagraniczni biznesmeni chętnie jednak podpatrują rozwiązania stosowane w baskijskim gigancie. Szczególnie w czasach kryzysu spółdzielcze zarządzanie firmami cieszy się dużym zainteresowanie. Po 2008 roku liczba takich kooperatyw w USA zwiększyła się w ciągu dekady z 250 do 600.  

Mondragon nie jest jednak wolny od wad. Krytycy zwracają uwagę, że spółka ma ponad 130 fabryk w 32 krajach. Ich pracownicy natomiast zazwyczaj nie są członkami Mondragona i nie mają wpływu na proces decyzyjny.

Słynny intelektualista Noam Chomsky, który podziwia Mondragon za wiele rzeczy, zwraca uwagę, że "wciąż wyzyskują pracowników w Ameryce Południowej i działają ze szkodą dla całego społeczeństwa". Dodaje jednak, że w systemie, w którym biznes musi przynosić zyski "nie mają wyboru".

Mondragon broni się, że fabryki znajdują się zazwyczaj w okolicy odbiorców produkowanego towaru, a także że badano możliwości prowadzenia spółdzielczości choćby w Meksyku, ale lokalne przepisy utrudniają taką działalność, a zainteresowanie wśród pracowników też było nikłe. Zarządzający Mondragonem podkreślają, że chcąc być konkurencyjnymi na globalnym rynku, musieli wyjść z produkcją poza Hiszpanię.

Fred Freundlich, który wykłada na Mondragon Univeristy uważa jednak, że istnieją kooperatywy, które zdołały przezwyciężyć te problemy i zastosowały model spółdzielczy nawet w przypadku pracowników spoza swojego kraju. "Jeśli im się udało, to my też powinniśmy być w stanie to zrobić" - mówi Freundlich. 

Filip Kowalik w "Forbesie" zwraca natomiast uwagę na to, że "spółdzielcy złapali zadyszkę". Najlepszy dla Mondrgaona był początek XXI wieku, a w ostatniej dekadzie przychody korporacji spadły z 14,8 do 11,5 mld euro, czyli o ponad 22 proc. W tym czasie pracę straciło aż 5 tys. osób, a co gorsza osłabł model partycypacyjny. W sektorze przemysłowym do pracowników wciąż należy wspomniane 76 proc. udziałów, ale 10 lat temu było to aż 88 proc. "Historia Mondragon przypomina więc nieco najnowszą historię gospodarczą samej Hiszpanii. Po dwóch dekadach niebywałego wzrostu napędzonego przez wejście do UE firma zderzyła się z kryzysem 2008 roku. Po nim już nie potrafiła wstać i pójść dalej" - podsumowuje Kowalik. Jego zdaniem Mondragon trafił po prostu na odpowiedni czas i ludzi.  

Swoją teorię na ten temat ma również Xabier Ormaetxea, wnuk jednego z pięciu założycieli spółdzielni Mondragon. Przytoczył słynną wypowiedź Michela Hopfa: "Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy". Ormaetxea uważa, że wola spółdzielczej współpracy była silniejsza w połowie XX wieku, gdy Hiszpanię wciąż nawiedzał duch generała Franco i wojny domowej.

Mimo tego wszystkiego, Mondragon trwa w zgodzie ze swoimi zasadami od siedmiu dekad. I choć - jak to w demokracji - firma miewa problemy (w kadrze zarządzającej zasiada tylko 29 proc. kobiet, mimo że stanowią 42 proc. udziałowców) i skandale, to wciąż jest w stanie utrzymać np. nierówności płacowe w ryzach, podczas gdy na świecie ten problem narasta.

Polskie spółdzielnie też są możliwe 

Niedasizm to jeden z "21 polskich grzechów głównych" w książce Piotra Stankiewicza. To przekonanie, że nie da się nic zrobić, że Polacy są, jacy są i u nas rozwiązania z Zachodu się nie sprawdzą. Ale przecież w Polsce z sukcesami od 153 lat działa Społem, które przetrwało zabory, dwie wojny światowe i PRL, a któremu poważnie zaszkodził dopiero kapitalizm i wejście na rynek hipermarketów.  

Filip Kowalik uważa jednak, że powtórzenie sukcesu Mondragon w Polsce nie jest możliwe. Jego zdaniem szansa była na to w latach 90. w czasie transformacji gospodarczej, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Przetrwało jedynie toruńskie TZMO. Kowalikowi spółdzielczość kojarzy się z polskim modelem implementowanym w spółdzielniach mieszkaniowych oraz bankach spółdzielczych, które stawia jako antywzór do naśladowania, i które jego zdaniem są postrzegane raczej jako "zamknięte organizacje opanowane przez dworskie kamaryle prezesów".

Są też jednak tacy, którzy na ten model patrzą z nadziejami. Idea kooperatyw spółdzielczych w Polsce powoli odżywa. Model propaguje m.in. CoopTech Hub, któremu przewodzi ekonomista Jan Zygmuntowski. Inicjatywa ma na celu wspieranie i edukację w zakresie spółdzielczości z jednoczesnym zaprzęgnięciem do tego celu technologii. 

Więcej o: