Inflacja podskoczyła w Polsce jak dzika, a Morawiecki straszył Chorwacją i przyjęciem euro

2,4 proc. - tyle wyniosła inflacja w Polsce w styczniu br., ale nie rok do roku, a tylko miesiąc do miesiąca. To drugi największy skok od 25 lat. Skok spodziewany m.in. z powodu zniesienia części Tarczy Antyinflacyjnej od początku roku. Ale jednak w tym kontekście jeszcze bardziej karykaturalnie wyglądają wynurzenia premiera Morawieckiego, że Chorwacja - w której w tym samym czasie ceny wzrosły o 0,2 proc. (lub nie wzrosły w ogóle - zależnie od metodyki wyliczeń) - pogrąża się w szoku cenowym po przyjęciu euro.

Inflacja w styczniu br. wyniosła w Polsce 17,2 proc. rok do roku - podał w środę Główny Urząd Statystyczny. Oznacza to, że koszyk inflacyjny GUS (w którym - w odpowiednich proporcjach, mieszczą się tysiące towarów i usług) podrożał przez rok o 17,2 proc.

Był to wynik nieco niższy od konsensusu prognoz ekonomistów (17,6 proc.). Jednocześnie analitycy podkreślają, że odczyt nie jest jeszcze ostateczny, bo w połowie marca GUS poda ostateczny wynik po corocznej zmianie wag w koszyku GUS. Ekonomiści PKO BP szacują, że w marcu GUS poinformuje, że inflacja w styczniu była jednak o 0,2-0,4 pp. wyższa (czyli wyniosła 17,4-17,6 proc.).

Inflacja miesiąc do miesiąca niemal najwyższa od 25 lat 

Równie ważne, o ile nawet nie ważniejsze, było jednak to, co w Polsce z cenami zadziało się na przestrzeni raptem jednego miesiąca. GUS podał bowiem w środę, że inflacja miesiąc do miesiąca wyniosła 2,4 proc. O tyle ceny w Polsce wzrosły tylko w ciągu jednego miesiąca - między grudniem 2022 r. a styczniem 2023 r.!

Skok cen o 2,4 proc. przez miesiąc to drugi najwyższy odczyt od 25 lat. Wyższą inflację miesiąc do miesiąca - 3,3 proc. - mieliśmy tylko w marcu 2022 r., gdy rozlewały się strachy związane z inwazją Rosji na Ukrainę. Wcześniej większy miesięczny skok wskaźnik cen odnotował... w styczniu 1998 r.

Warto przypomnieć, że cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. rocznie (z akceptowalnymi wahaniami +/- 1 pp.). Oczywiście wiadomo, że inflacja w 2023 r. będzie znacznie wyższa, ale znamienne jest to, że roczny cel inflacyjny "wyrobiliśmy" już w styczniu.

To wyłącznie ćwiczenie matematyczne bez żadnego znaczenia, ale gdyby co miesiąc ceny rosły nam o 2,4 proc., to inflacja roczna wynosiłaby niemal 33 proc. 

Dlaczego inflacja w styczniu aż tak wzrosła?

Inflacja w styczniu względem grudnia wyniosła aż 2,4 proc. przede wszystkim z powodu odejścia przez rząd od części rozwiązań z Tarczy Antyinflacyjnej. Przywrócone zostały wyższe stawki VAT na energię elektryczną, paliwo i gaz. Rząd zrekompensował je innymi działaniami (m.in. zamrożenie cen prądu przy odpowiednim zużyciu), ale mimo wszystko oczekiwano dużego wyskoku cen nośników energii. I rzeczywiście - GUS podał, że przez miesiąc poszły one w górę aż o 10,4 proc., ale wielu analityków przyjęło tę liczbą z ulgą, bo spodziewali się dużo wyższej.

Swoje dołożył wzrost cen żywności (o 1,9 proc. miesiąc do miesiąca - to i tak całkiem nieźle na tle poprzednich miesięcy), ekonomiści spodziewają się też wzrostu inflacji bazowej. Być może część firm początek roku wykorzystała do aktualizacji cenników m.in. z powodu podwyżki płacy minimalnej.

Generalnie oby był to jednorazowy wystrzał. Ekonomiści spodziewają się, że od marca inflacja roczna zacznie już spadać, co siłą rzeczy oznacza również trochę bardziej "normalne" odczyty tempa wzrostu cen co miesiąc. Ostatnie miesiące były pod tym względem bardzo różne - przykładowo grudzień był wspaniały - wówczas ceny wzrosły przez miesiąc tylko o symboliczne 0,1 proc. Ale np. we wrześniu czy październiku GUS odnotował bardzo duże skoki, o 1,6-1,8 proc.

  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Inflacja miesięczna 2,4 proc.? W Chorwacji 0,2 proc. to był według Morawieckiego "szok cenowy" 

Inflację w styczniu w Polsce podbiły jednorazowe zdarzenia w postaci zniesienia części Tarczy Antyinflacyjnej. Dlatego z tych 2,4 proc. nie ma co wyciągać daleko idących wniosków na przyszłość. Niemniej liczba ta wygląda wielkie niefortunnie np. w zestawieniu z tym, co z cenami w styczniu działo się w Chorwacji. Tam, według danych Eurostatu, ceny wzrosły miesiąc do miesiąca "tylko" o 0,2 proc., a według metodyki lokalnego urzędu statystycznego - nie zmieniły się. 

Dlaczego piszemy akurat o Chorwacji? Bo styczeń był pierwszym miesiącem po przyjęciu przez ten kraj euro. Kapitał polityczny postanowiło zbić na tym sceptyczne wspólnej walucie w Polsce Prawo i Sprawiedliwość, z premierem Mateuszem Morawieckim na czele. Rozdmuchał on sytuację w Chorwacji do niebotycznych rozmiarów. Premier organizował specjalnie konferencje prasowe, na których twierdził, że Chorwaci przeżywają "kryzys", "szok cenowy", "daleko posunięty chaos cenowy", "chaos inflacyjny" czy że "ceny wzrosły tam o kilkadziesiąt procent w bardzo krótkim czasie". 

Tymczasem okazało się, że ten "chaos cenowy" w Chorwacji miał rozmiary 0-0,2 proc. W tym samym czasie w Polsce bez euro i oczywiście bez żadnego "chaosu cenowego" ceny wzrosły o 2,4 proc. 

Wiadomo, to trochę złośliwość, nie ma co budować wielkich narracji na inflacji w jednym miesiącu. Może w Chorwacji ceny zaczną rosnąć szybciej później, a za to może w Polsce już inflacja zacznie się uspokajać. W każdym razie porównanie tego, co z ceny w styczniu działo się w Polsce (wzrost o 2,4 proc.) oraz w Chorwacji (0-0,2 proc.) wypada karykaturalnie w kontekście strachów kolportowanych przez Morawieckiego.

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Więcej o: