Waloryzacja emerytur od 1 marca br. wyniesie 14,8 proc. To rekordowy wskaźnik, choć należy przypomnieć, że wynika on nie z hojności rządu, ale w całości z przepisów wymuszających na ekipie Morawieckiego podniesienie świadczeń o wskaźnik inflacji (a tzw. inflacja emerycka w 2022 r. wyniosła właśnie 14,8 proc.). Biorąc pod uwagę, że inflacja sięga ponad 17 proc., to waloryzacja emerytur o 14,8 proc. nawet w całości nie zrekompensuje wzrostów cen.
Rząd zdecydował jednak - i to rzeczywiście jest coś, czego robić nie musiał - o kwotowej waloryzacji najniższych świadczeń o 250 zł brutto (227 zł na rękę) w sytuacji, gdy podwyżka o 14,8 proc. dawałaby niższą skalę podwyżki. Przykładowo, jeszcze obecna emerytura minimalna to 1338,44 zł brutto. Gdyby podniesiono ją o 14,8 proc., wynosiłaby 1536,53 zł (podwyżka o 198 zł). Rząd dorzuci jednak do tej kwoty dodatkowe ok. 52 zł, aby podwyżka wyniosła 250 zł, a nowa emerytura minimalna 1588,44 zł brutto.
Waloryzacja emerytur o 250 zł brutto jest jednak obwarowana ważnym zastrzeżeniem. Gwarancja takiej podwyżki dotyczy wyłącznie emerytów z prawem do emerytury minimalnej. Uprawnia do niej odpowiedni staż w opłacaniu składek ZUS - 25 lat dla mężczyzn i 20 lat dla kobiet. Kto nie ma prawa do emerytury minimalnej, jego - owszem - obejmie waloryzacja o 14,8 proc., ale bez wyrównania w górę tak, aby skala podwyżki sięgnęła 250 zł brutto.
Przykładowo, jeśli ktoś otrzymuje dziś emeryturę w wysokości 800 zł brutto (728 zł na rękę), to jego świadczenie od marca wzrośnie "tylko" o ok. 118 zł, do kwoty 918,40 zł brutto (ok. 835 zł na rękę). Obecna emerytura w kwocie 1000 zł brutto (910 zł na rękę) po waloryzacji wzrośnie do 1148 zł brutto (ok. 1044 zł na rękę), a dzisiejsze świadczenie 1200 zł brutto (1092 zł netto) pójdzie w górę do 1377,60 zł (ok. 1254 zł na rękę).
Co ważne, może się zdarzyć, że komuś, mimo braku odpowiedniego stażu pracy, wychodzi z kapitału w ZUS emerytura jeszcze wyższa od minimalnej (np. 1500 zł brutto). Ale takie świadczenia również nie podlegają gwarancji podwyżki o 250 zł brutto. Oznacza to, że jeśli przykładowe dwie emerytki - np. Zofia i Maria - mają obecnie po 1400 zł brutto emerytury, ale pierwsza ma odpowiedni staż pracy, a druga nie, to Zofia po waloryzacji będzie dostawać 1650 zł brutto (waloryzacja o 250 zł brutto), a Maria "tylko" ok. 1607 zł (waloryzacja o 14,8 proc.).
Ba, może się zdarzyć, że przykładowy pan Wiesław bez odpowiedniego stażu pracy dostaje jeszcze emeryturę delikatnie wyższą od minimalnej (np. 1370 zł, bo tak mu wychodzi z kapitału w ZUS), ale po waloryzacji spadnie już do grona emerytów ze świadczeniem niższym od minimalnego. Od marca jego emerytura wzrośnie bowiem "tylko" do ok. 1573 zł brutto, czyli 15 zł poniżej nowej emerytury minimalnej.
Uczciwie należy przypomnieć natomiast, że pewną "rekompensatą" braku waloryzacji kwotowej dla osób bez prawa do emerytury minimalnej jest to, że mają one prawo do trzynastej i czternastej emerytury.
W zdecydowanej większości (ponad 80 proc.) emeryturę niższą od ustawowej minimalnej dostają kobiety.
Według danych ZUS, w marcu 2022 r. osób z emeryturą niższą od minimalnej było ok. 341,3 tys. Z jednej strony - w skali ponad 6 mln emerytów w ZUS nie jest to może liczba najwyższa. Z drugiej jednak - problem nabrzmiewa.
Jeszcze w 2016 r. bez prawa do ustawowej emerytury minimalnej było "tylko" ok. 112 tys. osób. Prognozy wskazują, że pod koniec obecnej dekady emeryturę niższą od minimalnej będzie otrzymywało ponad 600 tys. osób, w perspektywie kolejnych lat ta liczba może wzrosnąć nawet do miliona.
Przyczyn, które składają się i będą składać w kolejnych latach na szybko rosnącą liczbę osób z niskimi emeryturami, jest wiele. Często to efekt patologii rynku pracy, a nie tego, że ktoś się w życiu wystarczająco nie napracował.
Brak odpowiedniego stażu składkowego to m.in. efekt długoletniej pracy na umowach "śmieciowych". Do 2016 r. nie wszystkie takie umowy podlegały oskładkowaniu. Prowadziło to do sytuacji, w której z pracownikiem zawierano kilka umów zleceń, a tylko od pierwszej odprowadzano składki. Pracownikowi do stażu składkowego (kluczowego dla emerytury minimalnej) liczyło się tylko tyle, ile jej wynagrodzenie na ozusowanej umowie stanowiło w stosunku do płacy minimalnej w kraju. Co to oznacza? Przykładowo, w 2011 r. płaca minimalna w Polsce wynosiła 1386 zł. Jeśli ktoś na pierwszej ozusowanej umowie-zleceniu miał kwotę 138,60 zł, to do jego stażu składkowego nie liczył się cały rok pracy, ale tylko 1/10 roku.
Zawieranie takich umów było korzystne finansowo nie tylko dla pracodawcy, ale także dla pracownika - dostawał więcej na rękę. Odbija się to jednak teraz na wysokości emerytury.
Poza skutkami śmieciówek, eksperci wzrost liczby emerytur niższych od minimalnych wiążą także z wysokim bezrobociem, które wszak jeszcze 20 lat temu przekraczało nawet 20 proc. Nawet dla osób zarejestrowanych w urzędach pracy składki emerytalne były odprowadzane tylko przez pewien czas.
Do tego dochodzą efekty pracy w szarej strefie, ale także decyzji życiowych - zarówno tych świadomych (przyjętego modelu rodziny, np. żona nie pracowała, bo mąż utrzymywał całą rodzinę), jak i wymuszonych (np. brak dostępności żłobków i innych sposobów opieki nad dzieckiem - matki spędzały dłuższy czas poza rynkiem pracy).
W części przypadków problemem okazuje się także udokumentowanie okresów składkowych sprzed reformy w 1999 r. Dla części emerytów (urodzonych po 1948 r.) kłopotem jest fakt, że mają np. po kilkanaście lat stażu ubezpieczeniowego w ZUS i KRUS, ale te nie uzupełniają się i emeryt nie ma prawa do emerytury minimalnej z żadnej z tych instytucji.
***
Ile zarabiamy, a ile będziemy zarabiać, jak kształtują się emerytury, co z bezrobociem w Polsce, jakie są trendy na rynku pracy i jakie zmiany szykuje rząd? Więcej na te tematy czytaj pod linkiem: next.gazeta.pl/praca