8,5 proc. - tyle rok do roku wyniosła inflacja w strefie euro w lutym, według czwartkowych danych Eurostatu. Najwyższą miała Łotwa (20,1 proc.), dwucyfrową jeszcze także Estonia (17,8 proc.), Litwa (17,2 proc.), Słowacja (15,5 proc.), Chorwacja (11,7 proc.) i Austria (11 proc.). Najniższą inflację odnotował Luksemburg (4,8 proc.) i Belgia (5,5 proc.).
Warto chwilę poświęcić na przyjrzenie się Chorwacji, która euro przyjęła 1 stycznia br. Premier Mateusz Morawiecki wmawiał wówczas Polakom, że z tego powodu kraj pogrążył się w "kryzysie inflacyjnym". Z danych Eurostatu wynika jednak, że w ciągu dwóch pierwszych miesięcy 2023 r. ceny poszły tam w górę raptem o 0,5 proc. Dla porównania, w Polsce tylko w styczniu urosły o 2 proc.
Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Porannej Rozmowy i Zielonego Poranka możecie słuchać też w wersji audio w dużych serwisach streamingowych, np. tu:
Nie to jednak jest najważniejsze, gdzie jest jaka inflacja, ale fakt, że te 8,5 proc. przeciętnie dla strefy euro to więcej od oczekiwań (konsensus prognoz wyniósł 8,2 proc.). Niby w styczniu było 8,6 proc., więc jakiś minimalny spadek jest, ale zdecydowanie nie tego się spodziewano.
Co więcej, w górę (z 5,3 proc. w styczniu do 5,6-5,7 proc. w lutym) wzrosła inflacja bazowa, tj. bez cen żywności i energii. Dodatkowo, miesiąc do miesiąca (tj. w porównaniu ze styczniem) inflacja w strefie euro wyniosła 0,8 proc. - czyli w miesiąc zrobiła prawie połowę celu inflacyjnego Europejskiego Banku Centralnego (2 proc.). W lutym ceny wzrosły we wszystkich gospodarkach strefy euro.
Gorsze od oczekiwań dane inflacyjne ze strefy euro idą w parze z podobnymi z USA. Niedawne dane dotyczące inflacji PCE (Personal Consumption Expenditures - to kluczowy dla amerykańskiego banku centralnego wskaźnik) pokazały, że w styczniu tempo wzrostu cen przyspieszyło z 5,3 do 5,4 proc. (wobec oczekiwanych 5 proc.). Jednocześnie zrewidowano odczyt za grudzień z 5 proc. aż do 5,3 proc. Dodatkowo, inflacja bazowa wzrosła z 4,4 do 4,7 proc., choć powinna (według oczekiwań ekonomistów) symbolicznie spaść.
Jeśli do tego dodamy potwierdzane innymi danymi, dobrą (a w USA wręcz rewelacyjne) sytuację na rynku pracy oraz niedramatyczną w realnej gospodarce i nastrojach firm, to wszystko zaczyna się układać w jedną całość, którą inwestorzy widzą już od paru tygodni. Ten nowy obraz rzeczywistości wskazuje, że walka z inflacją może być cięższa, niż się wydawało, a główne banki centralne (amerykański Fed i Europejski Bank Centralny) mogą podnosić stopy procentowe bardziej, niż dotychczas przewidywano. Wypowiedzi z Fed i EBC są jastrzębie, czyli rzeczywiście sugerują wolę dalszych podwyżek.
Ostatnie informacje z gospodarki sugerujące, że spowolnienie wzrostu powinno być krótkie i płytkie, a walka z inflacją mozolna, nie pozwolą europejskim władzom monetarnym spuścić z tonu. Jeszcze w połowie 2022 r. stopa depozytowa wynosiła minus 0,5 punktu procentowego. Od tego czasu została gwałtownie podniesiona do pułapu 2,5 proc. Z EBC płyną jasne sygnały, że za dokładnie dwa tygodnie stopy procentowe wzrosną o kolejne 0,5 punktu procentowego. Inwestorzy wyceniają, że w tym roku stopa depozytowa może sięgnąć 4 proc. Oznaczałoby to nie tylko przekroczenie szczytów cyklu przerwanego w 2008 roku przez globalny kryzys finansowy (3,25 proc.), ale być może osiągnięcie najwyższego pułapu w historii strefy euro (dotychczas 3,75 proc. osiągnięte pod koniec 2000 r.)
- komentuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl. Podobne nastroje dotyczą amerykańskich stóp - cykl podwyżek o 25 pb. może tam potrwać nawet do maja (do poziomu 5,5 proc.), a nie tylko do marca (do 5 proc.), jak oczekiwano jeszcze niedawno.
Czy to może oznaczać, że także w Polsce stopy jeszcze ruszą do góry (od września stoją w miejscu na poziomie 6,75 proc. i według prezesa Glapińskiego to na razie optymalny poziom)? Teoretycznie jest takie prawdopodobieństwo - choćby gdyby bardzo na wartości tracił złoty. Ale już np. członkowi RPP Henrykowi Wnorowskiemu (cytowanemu przez PAP Biznes) "nie wydaje się, żeby zaostrzenie retoryki przez główne banki centralne i wzrost wycen dla docelowych poziomów stóp procentowych na tych rynkach miały wpływ na decyzje RPP".
Fakty są takie, że Fed i EBC zaczęły swoje cykle podwyżek znacznie później niż RPP i do tej pory zacieśniły politykę w znacznie mniejszej skali niż my, więc mają jeszcze sporo przestrzeni do działania
- uważa Wnorowski.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina