We wtorek rosyjski myśliwiec Su-27 zderzył się z amerykańskim dronem MQ-9 Reaper nad Morzem Czarnym. Dron spadł do wody na zachód od Krymu. Amerykańska stacja CBS News zaprezentowała własną symulację z tego zdarzenia, z której wynika, że do tego poważnego incydentu doprowadziła Rosja.
Dwaj amerykańscy urzędnicy potwierdzili w środę, że rosyjskie statki były obecne w miejscu, w którym spadł amerykański dron. Jeden z urzędników przekazał również, że Rosjanie mogli już wydobyć niektóre elementy drona - podane ABC News.
Sekretarz obrony USA Lloyd Austin skrytykował rosyjskie lotnictwo za kolizję z amerykańskim dronem. Szef Pentagonu zapowiedział w środę, że siły powietrzne Stanów Zjednoczonych będą kontynuować operacje nad wodami międzynarodowymi.
Opisując incydent, do jakiego doszło nad Morzem Czarnym, Lloyd Austin określił działanie rosyjskich pilotów mianem niebezpiecznego, lekkomyślnego i nieprofesjonalnego. - Rosyjskie samoloty zrzuciły paliwo na bezzałogowy samolot MQ-9 prowadzący rutynowe operacje w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, a jeden rosyjski samolot uderzył w naszą maszynę, co spowodowało katastrofę - powiedział.
Zaznaczył, że w ostatnim czasie rosyjscy piloci częściej podejmują agresywne, ryzykowne i niebezpieczne działania. Szef Pentagonu poinformował, że przeprowadził na ten temat rozmowę telefoniczną z rosyjskim ministrem obrony.
Więcej informacji ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Natomiast szef połączonych sztabów sił USA generał Mike Milley powiedział, że szczątki amerykańskiego drona znajdują się na głębokości około 1500 metrów i wydobycie ich może być bardzo trudne. Podkreślił, że pojazd pozostaje własnością Stanów Zjednoczonych. Zapewnił jednocześnie, że wszystkie istotne dane, jakie zostały zgromadzone przez bezzałogowy pojazd, zostały wymazane przed katastrofą. Szef połączonych sztabów przyznał równocześnie, że nie jest jeszcze pewne czy doszło do fizycznego kontaktu pomiędzy rosyjskim myśliwcem a amerykańskim dronem.