W kwietniu rząd poinformował, że na pomoc rolnikom przeznaczy 10 mld zł. W maju zgodę wydała na to Unia Europejska. Rolnicy mają dostać rekompensaty za straty, które ponieśli przez otwarcie granic dla ukraińskich produktów, które miały być eksportowane dalej. Spora część towarów została jednak w Polsce, zaniżając ceny na rynku. Rolnicy nie mogli przez to sprzedać swoich zapasów, które zalegają w magazynach. Obiecanych dopłat jednak wciąż nie widać, a rolnicy mają problemy z płynnością finansową.
Te 10 mld zł miało być największym w historii wsparciem dla rolników. Za każdą tonę pszenicy mieli dostać 1400 zł dopłaty, do 500 zł na nawozy za każdy hektar upraw rolnych oraz 250 zł za hektar łąk, pastwisk oraz traw. Ponadto rząd obiecał 2 zł zwrotu akcyzy za każdy litr oleju napędowego. Póki co jednak na obietnicach się skończyło, a rolnicy mają kolejne problemy, poza rosnącym zadłużeniem. Trwa bowiem susza, która wpływa negatywnie na zbiory.
O pomocy na razie tylko mowa. Jak dotąd żadne środki nie zostały wypłacone. Co więcej, nie wiadomo, kiedy będą. Usłyszeliśmy, że może to nastąpić dopiero po wyborach
- mówi dziennikowi.pl Michał Kołodziejczak, lider opozycyjnej Agrounii. Potwierdza to również Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych.
Resort rolnictwa nie ukrywa, że rolnicy nie otrzymali jeszcze dopłat. Ministerstwo tłumaczy, że powodem jest wciąż trwający nabór wniosków, który skończy się dopiero 14 lipca. Ale zanim rolnicy otrzymają pieniądze, trzeba będzie jeszcze zweryfikować złożone wnioski. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, do której odesłało ministerstwo, poinformowała, że pieniądze powinny trafić na konta rolników we wrześniu.