Realizowany jest rozwój wydarzeń przewidziany w naszej marcowej projekcji inflacyjnej. Inflacja zdecydowanie spada, oby tak dalej. 13 proc. w maju to najniższy poziom od roku. Jest daleko od celu (2,5 proc. - red.), ale jest się z czego cieszyć. Jeszcze w lutym wynosiła 18,4 proc.
- powiedział prezes Glapiński na środowej konferencji prasowej. Zauważył też, że w maju ceny średnio rzecz biorąc nie zmieniły się względem kwietnia.
Spadek inflacji obejmuje coraz szersze spektrum dóbr. Wyraźnie spada już nie tylko dynamika cen energii czy żywności, ale też inflacja bazowa. W nachodzących miesiącach szybki spadek inflacji, w tym bazowej, będzie znaczący
- dodawał szef NBP i przekonywał, że poziom inflacji w Polsce jest typowy dla naszego regionu Europy.
To jest powszechnie wiadome. Zmącenie świadomości społecznej na ten temat wynika tylko z polityki. Niektórzy agresywni politycy próbowali sugerować, że inflacja w Polsce ma szczególny charakter i wynika z błędów NBP. To było niemądre
- mówił Glapiński. Jednocześnie cieszył się, że proces dezinflacji w Polsce jest wspierany przez umocnienie złotego. - Liczę na to, że we wrześniu inflacja zejdzie do poziomu jednocyfrowego - powiedział szef NBP.
Szybko wskoczyliśmy na wysoki poziom inflacji, a schodzić będziemy stopniowo i długo [do celu inflacyjnego 2,5 proc. - red.].
- mówił szef NBP. Przypominał, że z marcowej projekcji inflacyjnej NBP wynika, że inflacja zejdzie do 3,5 proc. (średniorocznie) dopiero w 2025 r. - Inflacja jest uporczywa - mówił. Glapiński zauważył, że nastąpił spadek płac realnych (czyli średnie płace rosną wolniej od inflacji), ale "tylko" do poziomu z połowy 2021 r. - To jest przykre, bo przyzwyczailiśmy się, że co roku jest coraz lepiej, a tu jednak nie było. Ale jest tylko nieznacznie gorzej - przekonywał i zapowiadał, że już w drugiej połowie 2023 r. płace realne znów będą rosnąć.
Szef NBP dodawał też, że spadają oczekiwania inflacyjne handlowców i producentów, więc ci przestali już "żyłować" ceny produktów i swoje marże.
Polska gospodarka rozwija się z zaskakująco dobrym tempie, najszybciej w Europie po pandemii. Za 8-10 będziemy w zupełnie innym świecie
- mówił Glapiński, nawiązując do analiz, że Polska pod względem PKB na głowę w tej dekadzie dogoni m.in. Włochy, Francję czy Wielką Brytanię. Ubolewał jednak przy tym, że Polacy mogą tego na co dzień nie widzieć, bo są przytłoczeni złymi informacjami serwowanymi im przez media.
- Realizuje się proces tzw. miękkiego lądowania, czyli spowolnienie tempa wzrostu PKB, ale nie do recesji. O to nam chodziło - musimy przezwyciężyć inflację, ale nie możemy dopuścić do recesji i bezrobocia. To się realizuje dzięki mądrej polityce NBP, rządu i szczęśliwemu układowi sytuacji. Polska gospodarka nie ma słabych punktów, jest bardzo konkurencyjna, mamy bardzo silny eksport - przekonywał szef NBP, mówiąc też o wytężonej pracy pracowników i przedsiębiorców. Dodawał, że na rynkach międzynarodowych jest ogromne zaufanie do polskiej gospodarki, złotego i właściwej polityki rządu i NBP.
Jednocześnie przekonywał, że wzrost PKB Polski nie realizuje się obecnie dzięki środkom unijnym, a główną korzyścią z przynależności do UE jest dostęp do wspólnego rynku.
Oczywiście każde euro jest przydatne i jesteśmy za tym, że KPO było. Ale te środki z KPO - w uproszczeniu - nie mają żadnego znaczenia. Liczyliśmy to, to jest dodatkowe 0,3 pp. co roku we wzroście PKB. Przy naszym wysokim tempie wzrostu, którego się spodziewamy - to niezauważalne. Wpływ na poziom życia też żaden, w walce z inflacją też by nie pomogło
- mówił Glapiński.
Szef NBP mówił też, że Polska znajduje się w najlepszym momencie rozwoju gospodarczego od rewolucji przemysłowej. - A anegdotycznie mówiąc, pewnie od Piastów czy Jagiellonów - przekonywał Glapiński.
- Ale nie wszystkim się to podoba, że przechodzimy z fazy dostarczyciela taniej siły roboczej do pozycji konkurenta. Tak jest w przypadku Niemiec czy Czech. Muszą się z tym pogodzić i się posunąć - przekonywał szef NBP dodając, że ataki na niego i rząd są inspirowane przez zagranicę, której celem jest zainstalowanie w NBP i rządzie osób, które wprowadzą w Polsce euro. - To spowolni nasz wzrost gospodarczy, to jest esencja całego problemu - przestrzegał. Dodawał, że teraz mamy w mediach pluralizm, a przed 2015 r. "wszędzie był jeden przekaz".
Prezes NBP przekonywał, że przy spadającej inflacji dalsze podwyżki stóp procentowych "byłoby nieodpowiedzialne" i prowadziłoby do pogłębienia recesji. Formalnie NBP nie zakończył jeszcze cyklu podwyżek stóp (choć nie podnosi ich już od 8 miesięcy), ale - co sugerują słowa Glapińskiego - póki inflacja nie odbije w górę (a NBP tego nie przewiduje), dalszych podwyżek nie będzie.
Pozostawiamy sobie furtkę do podwyżki, gdyby zaszły niespodziewane niekorzystne zjawiska kształtowania się inflacji
- mówił Glapiński. Z kolei dyskusja w RPP nt. obniżek ma ruszyć, gdy inflacja będzie spadała zgodnie z projekcją NBP, zejdzie poniżej 10 proc. i będzie pewne, że będzie spadać dalej.
W połowie maja NBP przedstawił wyliczenia kosztów i konsekwencji propozycji PiS i PO. Wynikało z nich, że to propozycje Platformy są bardziej proinflacyjne. Stąd na konferencji pojawiło się pytanie, czy wynik wyborów może mieć wpływ na poziom inflacji w Polsce oraz politykę pieniężną NBP i RPP.
Odpukać, na razie to co się dzieje w kampanii nie jest takie straszne. Nie ma propozycji rujnujących naszą stabilność gospodarczą, choć mogą ją pogarszać. W naszych wyliczeniach widać pewien wpływ na inflację, ale nie taki, żeby tragizować. Gdyby te pomysły zostały na takim poziomie jak teraz, to bardzo dobrze
- ocenił Glapiński. Przekonywał także, że zaprezentowane wyliczenia nie są mieszaniem się NBP do polityki. - To jest nasz obowiązek. A kto inny to przedstawi? - powiedział szef banku centralnego.
We wtorek 6 czerwca Rada Polityki Pieniężnej pod przewodnictwem prezesa Glapińskiego zdecydowała o pozostawieniu stóp procentowych na dotychczasowym poziomie. Było to już dziewiąte z rzędu posiedzenie RPP bez zmiany stóp. Ostatni raz Rada podniosła je we wrześniu 2022 r.