Samorządowcy mają trzy lata na sporządzenie planów zagospodarowania przestrzennego. To efekt ustawy, którą w lipcu podpisał prezydent Andrzej Duda. Lokalne władze nie mają wyjścia, rząd postawił je pod ścianą. Tyle tylko, że to, co ma - zdaniem Waldemara Budy, ministra infrastruktury - zakończyć chaos, może być początkiem problemów. Ucierpieć może rynek nieruchomości.
Samorządowcy ostrzegają, że mają za mało czasu, a przede wszystkim pieniędzy, by skończyć przed wyznaczonym przez rząd terminem. A to może oznaczać, że po 1 stycznia 2026 w niektórych rejonach kraju po prostu nie będzie można budować. Albo będzie to niezwykle utrudnione.
Stoimy przed widmem paraliżu, bez planu nikt nie będzie mógł się budować
- ostrzegają samorządowcy cytowani przez Money.pl.
Samorządowcy podkreślają, że odliczanie do kluczowej daty już się rozpoczęło, ale mają związane ręce m.in. z uwagi na brak środków z KPO. To w nim zapisano, że na realizację kosztownego zadania każda z gmin dostanie 243,6 mln zł. Pieniądze są jednak jedynie na papierze, a wydatki związane z tworzeniem planów trzeba tworzyć już. Nie tylko to jest problemem. - Minęło 2,5 roku od podzielenia pieniędzy z KPO. Przyznane wówczas fundusze miały objąć wszystkie gminy. Teraz okazało się, że po uwzględnieniu wzrostu cen wystarczą dla połowy z nich. Od dawna ostrzegaliśmy, że może dojść do takiej sytuacji - wyjaśnia Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu i ekspert ds. legislacyjnych w Związku Miast Polskich.
Stawki poszły więc w górę. I ponownie mogą wzrosnąć. Zadziała proste prawo popytu i podaży. - Wiele biur urbanistycznych może mieć problem z realizacją zleceń w sytuacji tak ogromnego popytu. Mimo że zgłaszaliśmy ten problem, ustawodawca nie wziął tego pod uwagę - wyjaśnia w rozmowie z serwisem Leszek Świętalski, dyrektor biura Związku Gmin Wiejskich RP.
Rząd z nowej ustawy się cieszy. Twierdzi, że nowelizację przepisów z zakresu planowania i zagospodarowania przestrzennego sprawi, że przyjęcie nowego planu miejscowego będzie teraz szybsze. Nowa ustawa przewiduje wprowadzenia nowego "narzędzia planistycznego". Chodzi o plan ogólny - dokument w randze aktu prawa miejscowego, który będzie uchwalany obligatoryjnie dla całej gminy.
- Dajemy samorządom narzędzia, by mogły sprawnie przyjmować plany miejscowe. Teraz trwa to często latami. Chcemy uprościć i skrócić ten proces, by można było zakończyć prace nad planem miejscowym w 8 miesięcy czy mniej niż rok - wyjaśnia w komentarzu zamieszczonym na stronach resortu wiceminister rozwoju i technologii Piotr Uściński. - To przewrót kopernikański w dziedzinie planowania. Upraszczamy przepisy tak, by gminy szybko i sprawnie uchwalały plany ogólne i plany miejscowe. Koniec z bałaganem w przestrzeni polskich miast i wsi, koniec z niekontrolowanym rozlewaniem się zabudowy i patodeweloperką w miejscach do tego nieodpowiednich - dodaje minister rozwoju i technologii Waldemar Buda. Oby rewolucja nie okazała się tak korzystna dla inwestorów wyłącznie na papierze.