Ceny paliw w Polsce konsekwentnie spadają już od kilku tygodni. Na niektórych stacjach benzyna i diesel kosztują mniej niż 6 zł za litr, mimo drogiej ropy naftowej. Niskie ceny zachęcają Czechów i Słowaków do tankowania w Polsce.
W ubiegłym tygodniu "Polityka Insight" informowała nieoficjalnie, że "Orlen co najmniej od kilku tygodni wykorzystuje do bilansowania rynku zapasy interwencyjne paliw". Serwis dodawał również, że ceny paliw mają szybko rosnąć po wyborach parlamentarnych. "Według naszych informacji prezes Orlenu Daniel Obajtek miał przekazać partnerom biznesowym, że nadzwyczajna sytuacja na polskim rynku utrzyma się do dnia wyborów (15 października)" - napisano. Orlen tym doniesieniom zaprzeczył.
Paweł Olechnowicz, były prezes Lotosu powiedział, że według niego jest to "oczywiste", że Orlen korzysta z rezerw interwencyjnych, choć spółka wyraźnie zaprzeczała nieoficjalnym doniesieniom "Polityki Insight". - Nawet nie ma sensu o to pytać Orlenu, bo jak ma na to odpowiedzieć - dodał w rozmowie z money.pl.
- Żeby zabezpieczyć polski rynek paliw przy tak ogromnej różnicy w cenie, w porównaniu z naszymi sąsiadami, nie ma innej możliwości. Na rynek trzeba podać ogromne ilości paliwa, bo ono bardzo szybko znika. Przy tak niskich cenach nie ma innego wyjścia, trzeba rezerwami wspomóc bieżącą produkcję paliwa - ocenił Paweł Olechnowicz. Były prezes Lotosu podkreślił, że rezerwy materiałowe nie są po to, żeby "realizować cele polityczne i pomagać wygrywać wybory".
Olechnowicz uważa, że Orlen może sprowadzić na siebie kłopoty. - Z tego co wiem, to unijne urzędy odpowiadające za pilnowanie konkurencyjności rynku już bardzo przyglądają się temu, co dzieje się w Polsce pod kątem nieprawidłowości na rynku paliw i wykorzystaniu tej sytuacji do celów politycznych. Podejrzewam, że niebawem Unia Europejska może uruchomić działania kontrolne w tym zakresie - stwierdził były szef Lotosu.