W poniedziałek odbył się ogólnopolski strajk taksówkarzy. Protestowali oni przeciwko, jak to określają, nielegalnym przewoźnikom. Szczególnie takim, których kierowcy nie posiadają odpowiednich licencji i nie płacą podatków. Nie jest tajemnicą, że największym wrogiem polskich taksówkarzy jest dziś amerykański Uber.
Taksówkarze uznają Ubera za swoją "nieuczciwą" konkurencję, media za taksówkę nowej ery, lub taksówkę społecznościową. Sam Uber temu zaprzecza:
Uber nie jest konkurencją dla taksówkarzy. Stanowimy alternatywę bezpiecznego i wygodnego przejazdu. Jesteśmy kolejną opcją transportu miejskiego poza metrem, autobusem, taksówką czy tramwajem. Konsument sam decyduje, co wybiera. Dla nas długotrwałą konkurencją są dystrybutorzy aut. Własny samochód jest obietnicą wolności i niezawodności. Chcemy, żeby Uber był na tyle niezawodną, bezpieczną a jednocześnie niedrogą opcją transportu, żeby ludziom nie opłacało się kupować własnego auta. Oznacza to mniej spalin, mniej stania w korkach, więcej przestrzeni miejskiej którą dziś zajmują parkingi, a jednocześnie szansa zarobku dla tych, którzy chcą poprawić jakość swojego życia
- wyjaśniali: Ilona Grzywińska, rzecznik prasowy Ubera oraz Krzysztof Radoszewski, dyrektor marketingu na polskim rynku w rozmowie z NaszeMiasto.
Uber działa za pośrednictwem aplikacji na smartfon, która kojarzy kierowcę i pasażera na podstawie aktualnej lokalizacji. Osoba, która chce skorzystać z Ubera, uruchamia aplikację i określa dokąd chce jechać.
Informacja ta trafia następnie do kierowców, a ci zgłaszają swoją gotowość, co klient widzi na ekranie swojego smartfona. Otrzymuje też zdjęcie kierowcy, numer rejestracyjny pojazdu, szacunkowy czas i koszt przejazdu.
Nie trzeba nigdzie dzwonić, wyjaśniać gdzie się jest, nie ma żadnego dyspozytora, który poszukuje wolnego pojazdu. Wszystko odbywa się automatycznie. A jeśli uznamy kierowcę za niesympatycznego lub niegodnego zaufania, możemy wybrać innego.
Aplikacja Ubera Fot. Uber
Nowatorskie rozwiązanie? Taksówkarze przypominają , że i oni wprowadzają podobne usługi - chociażby aplikację iTaxi. Może więc popularność Ubera wynika głównie z niższej ceny, a kwestia innowacyjności jest drugorzędna? Pasażerowie chwalą sobie to, że za niską cenę mogą podróżować wysokiej klasy pojazdami, a tanie taksówki bywają często pojazdami, które czasy świetności mają już za sobą.
iTaxi Fot. Google Play
Na czym zarabia Uber? Firma pobiera od kierowców prowizję w wysokości 25 proc. opłaty za kurs. Transakcje odbywają się bezgotówkowo.
Przez długi czas Uber funkcjonował według bardzo liberalnych zasad. Kierowcy nie musieli prowadzić działalności gospodarczej, a co za tym idzie, kwestia odprowadzania przez nich podatków i opłacania składek ZUS była poza strefą zainteresowania firmy. W zasadzie każdy kierujący mógł zainstalować aplikację i czekać na zgłoszenia od klientów. A ci po prostu partycypowali w koszcie paliwa, amortyzacji pojazdu.
Takie podejście bardzo podobało się kierowcom i pasażerom. Sami taksówkarze byli jednak oburzeni. W licznych miastach Europy odbywały się strajki i protesty, które zmusiły Ubera do zmiany strategii działania.
Tak stało się też w Polsce, gdzie od ubiegłego roku obowiązują przepisy, które zakazują przewozu osób bez spełnienia określonych warunków. Kierowcy Ubera muszą prowadzić działalność gospodarczą, opłacać podatki i ZUS.
I właśnie dlatego wielu z nich postanowiło zakończyć swoją przygodę z Uberem. Współpracę kontynuują ci, którzy są gdzieś zatrudnieni na etat i tylko dorabiają jako kierowcy. Wtedy bowiem nie muszą płacić wysokiej składki.
Zmiany te nie przekonują taksówkarzy, którzy wciąż uważają Ubera za nieuczciwą konkurencję. Chodzi przede wszystkim licencję na przewóz osób, której nie posiadają kierowcy Ubera, a której wymaga się od taksówkarzy.
Uber mat. prasowe
Kierowcy Ubera wciąż ryzykują, nawet jeśli traktują współpracę z Uberem jako hobby. Pomimo zmian, które firma wprowadziła, niektóre kwestie pozostają nierozwiązane. Po pierwsze prawo jasno określa, że przewożenie osób wymaga licencji. Za jej brak Krajowy Inspektorat Drogowy może nałożyć nawet 8000 zł kary. Kolejna sprawa to ubezpieczenie pojazdu - jeśli podczas kursu Ubera doszłoby do wypadku, ubezpieczyciel mógłby próbować uchylać się od wypłaty jakichkolwiek świadczeń.
Uber uważa jednak, że posiadanie licencji nie jest konieczne.
Firma Uber nie świadczy usług transportowych ani nie jest przewoźnikiem. Usługi transportowe oferuje Dostawca Usług Transportowych. Firma Uber pełni jedynie rolę pośrednika pomiędzy użytkownikiem a Dostawcą Usług Transportowych.
Z umowy zawieranej pomiędzy Uberem a kierowcą wynika, że to ten drugi może ponosić prawne konsekwencje wynikające z powyższych wątpliwości prawnych. Uber działa w zasadzie tak, jak Allegro - jest jedynie pośrednikiem inkasującym prowizję, to kierowca jest osobą świadczącą usługę.
Uber tłumaczy też, że problemy prawne są konsekwencją niedostosowania prawa do realiów współczesnej ekonomii.
Polskie przepisy powstawały w zupełnie innej rzeczywistości, gdy nie było telefonów komórkowych, smartfonów, teraz czasy się zmieniły i również prawo musi dostosować się do zupełnie innego otoczenia technologicznego.
- wyjaśniała Swathy Prithivi z Ubera.