Donald Trump rozpoczyna kolejny rozdział swojej walki z mediami społecznościowymi. W środę poinformował na swoim polu golfowym w Bedminster, że pozywa Twittera, Facebooka oraz Google'a. Pozwy mają dostać także prezesi spółek: Mark Zuckerberg, Jack Dorsey oraz Sundar Pichai. CNBC nie zdołało ustalić, ile pozwów chce złożyć były prezydent USA. Jasne jest jednak, że ma zamiar walczyć nie tylko o powrót do mediów społecznościowych, ale również o uregulowanie ich kwestii odpowiedzialności społecznej. Wspiera go organizacja America First Policy Institute.
Trzy pozwy złożono w sądzie federalnym na Florydzie i dotyczą pogwałcenia praw wynikających z Pierwszej Poprawki zakazującej ograniczania wolności religii, prasy, słowa, petycji i zgromadzeń. Trump oskarża więc gigantów technologicznych o ograniczanie jego wolności słowa przez tzw. shadow bany, czyli zawieszenie konta bez informowania o tym jego właściciela.
Miesiąc temu Facebook poinformował, że przedłuża zawieszenie konta Trumpa co najmniej do 2023 roku. Twitter po atakach na Kapitol z 6 stycznia całkowicie i na zawsze zbanował byłego prezydenta USA. W pozwie przeciwko prezesowi Google'a Trump wspomina także YouTube, który należy do tej firmy od 2006 roku i gdzie ma on od stycznia definitywny zakaz publikowania treści.
Trump chce odzyskać dostęp do swoich kont społecznościowych. Nie jest to jednak jedyna sprawa, o którą ma zamiar walczyć w sądzie. Powraca bowiem sprawa art. 230 z Communications Decency Act.
Zgodnie z art. 230 ustawy Communication Decency Act firmy technologiczne, takie jak Twittter czy Facebook korzystają obecnie z bardzo szerokiego immunitetu od cywilnych procesów sądowych wynikających z tego, co publikują ich użytkownicy. Firmy te są bowiem traktowane jako "platformy", a nie jako "wydawcy".
W maju ubiegłego roku Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze, które miało omijać ten zapis i pozwolić pozywać media społecznościowe za moderowanie wpisów użytkowników. Gdyby przepisy weszły w życie Twitter czy Facebook musiałyby przestać usuwać i oznaczać wpisy niezgodne z ich regulaminem, żeby utrzymać status "platformy". Jeśliby tego nie zrobiły, uznano by ja za "wydawcę", odpowiedzialnego za wszystkie zamieszczane na ich portalach treści. Trump w oczywisty sposób chciał wymusić zaprzestanie moderacji, ponieważ niemożliwe jest wychwycenie wszystkich niezgodnych z prawem postów. Gdyby Facebook i Twitter próbowały to zrobić, szybko by zbankrutowały. Jedyną możliwością byłoby więc zaprzestanie moderacji i w zasadzie nieograniczona wolność słowa na tych "platformach".
Trump nie odpuszcza tej walki nawet po ustąpieniu z fotela prezydenta USA. Chce bowiem, by sędziowie uznali art. 230 Communication Decency Act za niekonstytucyjny.
Nie chcemy iść na ugodę. Nie wiemy, co się stanie, ale nie pójdziemy na ugodę
- powiedział Trump.
Swoich stanowisk w tej sprawie nie opublikowała żadna z pozwanych przez Trumpa firm.