Wcześniej znaczek wyróżniający konto przysługiwał zweryfikowanym kontom instytucji administracji rządowej, polityków i innych osób publicznych (lub po prostu znanych), mediom, dziennikarzom i dużym firmom. Za darmo, trzeba się było tylko po taką weryfikację (nie dla każdego) zgłosić. Znaczek był swego rodzaju zapewnieniem dla użytkowników Twittera, że dany profil może być uznany za godny zaufania. To miało zapobiegać rozprzestrzenianiu się nieprawdziwych informacji, fake newsów.
Elon Musk uznał, że to przywilej, za który trzeba płacić - dokładnie osiem dolarów miesięcznie. "Władza dla ludzi" - pisał, krytykując dotychczasowe zasady jako "system panów i chłopów", który należy zmienić. Czyli: zamiast weryfikacji dla ograniczonych kategorii użytkowników opcja dostępna dla każdego z dostępem do karty kredytowej, za opłatą (według Muska niewygórowaną). Co mogło pójść nie tak?
Już w momencie zasygnalizowania zmiany pojawiły się ostrzeżenia, w tym ze strony byłych menedżerów Twittera, że będzie to pożywka dla trolli zakładających fałszywe konta. "Przy problemie, jakim jest dezinformacja, z którym zmaga się wiele platform, weryfikacja to jeden ze sposobów, w jaki dziennikarze, badacze akademiccy i niektórzy użytkownicy odfiltrowują dezinformację lub informacje niskiej jakości" - mówił w BBC Nu Wexler, niegdyś szef ds. polityki komunikacyjnej Twittera.
Zgodnie z obawami pojawiło się mnóstwo fałszywych kont, podszywających się m.in. pod znane, duże firmy. Nie oszczędzono Tesli i SpaceX, ale to branża farmaceutyczna oberwała najmocniej - bo skutki były widoczne na giełdzie. Fałszywy profil na Twitterze - z niebieskim oznaczeniem weryfikacji, nadanym dzięki nowym zasadom - podający się za wielką firmę farmaceutyczną Eli Lilly opublikował post, w którym stwierdził, że "insulina jest teraz za darmo". Prawdziwa firma na prawdziwym koncie przeprosiła za to, ale najwyraźniej część inwestorów dała się nabrać (albo skorzystała z okazji) - i sprzedawała akcje.
Wpis pojawił się w czwartek po południu i zyskał sporą popularność, był lajkowany i podawany dalej na Twitterze. Dziennikarz "The Washington Post" donosił, że w ciągu pierwszych trzech godzin zebrał 10 tysięcy polubień i półtora tys. podań dalej.
W piątek rano konto było znów prywatne (niezweryfikowane), ale cóż z tego, skoro cała sprawa wywołała przecenę akcji Eli Lilly na nowojorskiej giełdzie - w piątek straciły 4,45 proc. Pociągnęło to za sobą spadki innych spółek farmaceutycznych - Novo Nordisk i Sanofi (o odpowiednio 3,5 i 4 proc.).
Notowania spółki Eli Lilly, wykres tygodniowy. Źródło: investing.com
Notowania spółki Novo Nordisk, wykres tygodniowy. Źródło: investing.com
Notowania spółki Sanofi, wykres tygodniowy. Źródło: investing.com
Te trzy firmy to 90 proc. rynku insuliny w Stanach Zjednoczonych, zgarniają też tyle samo globalnego rynku (pod względem wartości). Tymczasem w USA nie ma generyków (tańszych zamienników) insuliny, a jest to lek drogi. To gorący temat w Stanach, także polityczny. Pod koniec marca Izba Reprezentantów przegłosowała prawo, zgodnie z którym miesięczny koszt leczenia insuliną ma być dla pacjentów nie wyższy niż 35 dolarów. Dotąd średnio wynosił około 375 dolarów, a bywał nawet blisko trzykrotnie wyższy. W sierpniu jednak pakiet, którego częścią była ta ustawa, nie przeszedł przez Senat.
Latem tego roku Sanofi ogłosił, że nieubezpieczonym chorym w Stanach Zjednoczonych zaoferuje cenę nieprzekraczającą 35 dolarów za 30-dniowy zapas leku (podstawowa cena to 99 dolarów). Także Eli Lilly od 2020 roku oferuje programy płatności z taką kwotą.
Fałszywych kont z niebieskim znaczkiem, podających się za znanych polityków, sportowców czy firmy, było więcej. Część z nich najwyraźniej powstała tylko po to, by pokazać Elonowi Muskowi, że jego pomysł nie działa - tak wyglądały wpisy zawieszonego już "zweryfikowanego" konta Donalda Trumpa czy Jezusa. Konto Nintendo publikowało obrazek z Super Mario wykonującym wulgarny gest.
W ogarnięciu chaosu nie pomagało to, że Twitter miał dwie wersje niebieskich znaczków - a wyglądały identycznie. Część z nich przyznano jeszcze za czasów przed Muskiem, z adnotacją, że konto zostało zweryfikowane, bo jest ważne jako rządowe, w kategorii wiadomości, rozrywki lub w innej. "Muskowe" znaczki miały adnotację odnoszącą się do subskrypcji usługi Twitter Blue (czyli płatnej weryfikacji).
Do tego Twitter postanowił dodać szare naklejki z napisem "oficjalne" - by walczyć z podszywaniem się fałszywych kont pod prawdziwe osoby, firmy czy instytucje. Takie oznaczenia pojawiły się przy niektórych kontach, potem zniknęły, a w piątek zaczęły się znów gdzieniegdzie pojawiać. W piątek miała też zniknąć możliwość subskrypcji "niebieskiego" konta za osiem dolarów - donosi o tym m.in. Reuters.