Wrażenia jak z gry, ale to prawdziwe zabijanie ludzi. Drony FPV zalewają front

Rok temu były jedną z wielu ciekawych ukraińskich innowacji wojennych. Teraz obie strony zalewają front tysiącami sztuk miesięcznie. Małe, tanie, ale zabójcze drony sterowane przy pomocy wirtualnej rzeczywistości, stały się poważnym zagrożeniem. W ich obsłudze przodują gracze.

Dzieje się tak, ponieważ sterowanie tego rodzaju dronami jest niemal identyczne ze sterowaniem pojazdami w grach. Choć oczywiście trudniejsze. Na oczy zakłada się gogle do wirtualnej rzeczywistości, wyświetlające obraz z kamery na przedzie drona. W dłoniach trzyma się sterownik (nazywany potocznie padem), na którym są dwa joysticki i przyciski. I tyle. Operator wygląda jakby grał, albo bawił się cywilnym szybkim dronem do wyścigów. Tymczasem jego celem jest zniszczyć i zabić. Jak surrealistycznie potrafi to wyglądać, pokazuje na przykład poniższy filmik z ukraińskim operatorem w roli głównej.

Ze świata wirtualnej rozrywki na pole bitwy

Takie sceny są obecnie czymś codziennym na całym froncie. I to po obu jego stronach. Nagrań z ataków dronów FPV (ang. first person view - widok z perspektywy pierwszej osoby) pojawia się mnóstwo. Ich celami jest wszystko, co uda się złapać w zasięgu. Często są to nawet pojedynczy żołnierze w okopach, albo ich niewielkie grupki. Regularnie podejmowane są też próby wlatywania w wejścia do ziemianek, aby dosięgnąć ludzi chroniących się w środku po dostrzeżeniu powietrznego zagrożenia. Standardowym celem są też zwykłe samochody używane do przemieszczania ludzi i zapasów na bliskim zapleczu linii frontu. Bezpieczne nie są nawet wojskowe pojazdy opancerzone, w tym najlepsze czołgi po obu stronach konfliktu. Ukraińcy pokazywali już udane ataki na rosyjskie T-90M, a Rosjanie ukraińskie Leopardy 2. Lżejsze transportery opancerzone to codzienny łup. Czasem udaje się nawet załapać jeszcze cenniejsze systemy obrony przeciwlotniczej czy walki elektronicznej, albo artylerię.

Atak na rosyjską ciężarówkę wojskową. Dron praktycznie wlatuje do środka

Taktyka zazwyczaj jest podobna. Najpierw cel trzeba znaleźć w inny sposób. Drony FPV mają kiepskiej jakości kamery i ze względu na mało korzystną relację masy do pojemności baterii nie są w stanie długo utrzymać się w powietrzu. Zazwyczaj do kilkudziesięciu minut, choć dużo zależy od prędkości i manewrów. Nie nadają się więc do prowadzenia rozpoznania. Piloci dronów FPV zazwyczaj operują w zespołach mieszanych z operatorami zwykłych dronów służących do rozpoznania, które steruje się bez pomocy okularów do rzeczywistości wirtualnej. Po wykryciu celu następuje start małego kamikadze i próba jak najszybszego ataku. Ich skuteczność nie jest wysoka. W rozmowach z operatorami pojawiają się sugestie, że może około połowy dronów FPV wyrządza pożądane szkody. Pozostałe nie dolatują do celu, albo nie trafiają, albo jak już trafią, to mało skutecznie.

Dosięgnięcie celu przy pomocy gwałtownie poruszającego się drona nie jest proste i wymaga dobrych umiejętności. W relacjach operatorów z obu stron konfliktu oraz osób odpowiedzialnych za organizację ich szkolenia często przewija się wątek graczy. Ich doświadczenie w wirtualnej rozgrywce ma być bardzo przydatne na polu bitwy. Układ sterowania jest dla nich bardzo intuicyjny. Oczywiście najlepszymi kandydatami są osoby, które wcześniej miały styczność z cywilnymi dronami FPV, używanymi zazwyczaj do wyścigów, albo po prostu rekreacyjnego latania z dużymi prędkościami i wykonywania akrobacji. Jednak społeczności "dronarzy" tego rodzaju nie były przed wojną szczególnie duże ani w Rosji, ani w Ukrainie. To ukraińscy miłośnicy tego rodzaju rozrywki zapoczątkowali trend wykorzystania swoich dronów do walki, ale jest ich za mało, aby w pełni zaspokoić zapotrzebowanie frontu na operatorów. Dlatego raczej zajmują się szkoleniami dla nowego narybku.

Rosyjski dron FPV, który zaplątał się w siatkę maskującą i nie eksplodował

Kreatywne podejście do zabijania wroga

Szkolenia zazwyczaj są organizowane oddolnie, bez współpracy z wojskiem i władzami. Cała sfera związana z bojowymi dronami FPV jest bowiem zdominowana przez inicjatywę prywatną. Zarówno w Ukrainie, jak i w Rosji. To stereotypowy przykład większej innowacyjności, elastyczności i zdolności do wdrażania nowych rozwiązań przez sferę prywatną. Instytucje państwowe muszą starać się nadgonić cywilów. Na Ukrainie ma to wychodzić lepiej, gdzie współpraca z wojskiem i rządem jest łatwiejsza. A jeśli nawet nie pomagają, to nie przeszkadzają. W Rosji przez wiele miesięcy wojsko i instytucje miały bardziej szkodzić, niż pomagać. W ostatnim czasie sytuacja jednak miała zacząć się zmieniać i pojawiają się informacje o organizacji szkoleń czy produkcji we współpracy z państwem.

W lepszej rzeczywistości drony FPV służą na przykład do takiej zabawy

 

Ze względu na dużą dynamikę i daleko posuniętą decentralizację całego zjawiska, nie sposób podawać konkretnych liczb jeśli chodzi o skalę produkcji dronów FPV, liczbę wyszkolonych operatorów, czy sformowanych zespołów bojowych. Po obu stronach incydentalnie pojawiają się jakieś twierdzenia na te tematy, ale nie sposób ich zweryfikować. Można spekulować, że aktualny poziom produkcji jest na poziomie kilku tysięcy sztuk miesięcznie w Rosji jak i w Ukrainie. Odpowiadają za to niemal wyłącznie manufaktury organizowane przez wolontariuszy, czasem przy wsparciu finansowym państwa. Krytyczne podzespoły w rodzaju silniki, baterie, kamery i elektronika są sprowadzane z Chin. Są to elementy stosowane wcześniej powszechnie w dronach do FPV do wyścigów. Sama konstrukcja powstaje na miejscu przy pomocy drukarek 3d.

Choć Ukraińcy zaczęli wcześniej i długo wiedli prym w produkcji oraz wykorzystaniu dronów FPV, tak teraz Rosjanie mają ich doganiać. Odpowiada za to sieć wolontariuszy, którzy często wbrew wojsku i władzom miesiącami parli do zwiększania skali produkcji i szkoleń. Efekt jest taki, że rosyjscy blogerzy militarni twierdzą wręcz, iż na przykład w rejonach najintensywniejszych walk na Zaporożu, to ich strona ma przewagę w użyciu dronów FPV. Niezależnie od tego kto ma akurat przewagę, to nie ulega wątpliwości, że tego rodzaju urządzenia gwałtownie zyskały na znaczeniu i stały się poważnym zagrożeniem, a nie ciekawostką.

Operatorzy dronów FPV są w stanie wlecieć dosłownie w plecy żołnierza wroga

Cudu nie ma, ale jest element rewolucji

Drony FPV nie są jednak czymś, co samo w sobie zrewolucjonizuje pole walki. Ich główną zaletą jest relacja koszt-efekt, a nie jakieś unikalne możliwości. Większość producentów tego rodzaju dronów podaje ich cenę na poziomie kilkuset dolarów za sztukę. Najczęściej w rejonie 500-800. Jak na coś, co przy sporej dozie umiejętności oraz szczęścia może zniszczyć czołg czy radar wart dziesiątki milionów dolarów, to jest to naprawdę świetna okazja. Niska cena i małe skomplikowanie oznaczają natomiast możliwość produkcji w prostych manufakturach. Wszystko to przekłada się na potencjalnie dużą dostępność dronów FPV, co samo w sobie jest zaletą.

Możliwości bojowe tych urządzeń nie są jednak jakieś szczególne, choć często spektakularne ze względu na wysoką manewrowość i prędkość. Niewielkie i proste drony są wrażliwe na warunki atmosferyczne. Silniejszy wiatr, deszcz czy śnieg istotnie utrudniają ich wykorzystanie, albo wręcz uniemożliwiają. Dodatkowo proste kamery oznaczają, że można używać ich tylko przy dobrym oświetleniu w ciągu dnia. Nie bez przyczyny zdecydowana większość nagrań udanych uderzeń dronów FPV pochodzi z ładnych słonecznych dni.

Długi wątek z licznymi nagraniami, zdjęciami i informacjami na temat różnych rosyjskich inicjatyw produkcji dronów FPV. Można zobaczyć, jak to wygląda w praktyce

Kolejnym ograniczeniem jest krótki zasięg, wynoszący zazwyczaj do około pięciu kilometrów (choć zdarzają się ataki na znacznie większych dystansach rzędu kilkunastu kilometrów). To efekt z jednej strony ograniczonej pojemności baterii, które są szybko zużywane przez silne silniczki, które zapewniają dronowi dużą prędkość (nawet rzędu 60 km/h i więcej), dużą manewrowość i to przy przymocowanym ładunku wybuchowym o masie rzędu 1-3 kilogramów (choć są i większe do 5 kg). Oznacza to jednak konieczność sprawnego dolecenia do rejonu celu i wykonania ataku, ponieważ zapas energii na poszukiwania i powtórki jest bardzo ograniczony. Z drugiej strony to efekt standardowego problemu wszystkich operatorów dronów, czyli zasięgu łączności. W przypadku dronów FPV jest to jeszcze bardziej istotne, ponieważ dla dobrego efektu trzeba je kontrolować do ostatnich chwil przed uderzeniem, czyli na małej wysokości rzędu kilku-kilkudziesięciu metrów. Na wielu nagraniach z ataków widać, że operator traci obraz sekundy przed uderzeniem, kiedy jego urządzenie wlatuje za drzewa i inne przeszkody terenowe. Jeśli wcześniej dobrze ustawił drona, to trafi z rozpędu. Jeśli nie, to pudło. Powszechnie stosowane są dodatkowe anteny podłączane do urządzeń do sterowania. Długie kable umożliwiają umieszczenie ich wyżej i na otwartych miejscach, co poprawia zasięg łączności. Najcenniejszy element całego systemu, czyli sam pilot, może wówczas siedzieć schowany w okopie czy budynku.

Ukrycie się jest dla operatorów coraz ważniejsze, ponieważ wraz ze wzrostem częstotliwości ataków dronami, znaczenie polowania na tych, którzy nimi kierują, wzrasta adekwatnie. Zespoły pilotów i ich pomocników to jeden z priorytetowych celów na froncie, o ile uda się ich zlokalizować. To pokazuje, jak duże znaczenie mają w tej wojnie proste drony. Te FPV same w sobie nie są rewolucją, ale ogólnie rzecz biorąc wykorzystanie prostych bezzałgowców do obserwacji i misji uderzeniowych, oraz błyskawiczna ich ewolucja, już nią jest. Wrażenie, jakie to wywarło, widać choćby w USA. Pentagon w poniedziałek ogłosił, że znacznie przyśpiesza zakupy i wdrażanie do służby prostych dronów. Zmienione mają być przepisy i zasady tak, aby w dwa lata kupić 10 tysięcy takich maszyn. Przy czym to i tak wartość śmiesznie niska jak na najbogatsze mocarstwo. Sami Ukraińcy tracą i zużywają miesięcznie kilka tysięcy różnego rodzaju dronów.

Zobacz wideo
Więcej o: