Ostatnie tygodnie nie były dla Borisa Johnsona najłatwiejsze. Kraj przechodzi przez drugą falę pandemii koronawirusa - a już pierwsza była tam jedną z najtrudniejszych w Europie - co stawia rząd i jego działania pod ostrzałem opinii publicznej i opozycji.
Wielka Brytania przechodzi przez ogromny kryzys gospodarczy, a w perspektywie ma bardzo powolne odbicie. Brexit mógł zniknąć z medialnych nagłówków na kontynencie, ale na Wyspach problem jest wciąż żywy - bo wcale nie rozwiązany. Jeśli Londyn do końca roku nie dogada się z Brukselą w sprawie umowy handlowej, od stycznia wejdzie w życie faktyczny już (a nie tylko formalny) brexit i to bez umowy. A to może oznaczać osłabienie wzrostu gospodarczego w 2021 roku o ponad połowę - tak wynika z najnowszego raportu firmy doradczej KPMG.
Do tego kilka dni temu z rządu odszedł jeden z głównych doradców premiera, Dominic Cummings, "szara eminencja" i architekt brexitu.
W takim otoczeniu Boris Johnson ogłasza program, który ma pomóc osiągnąć zeroemisyjność kraju do 2050 roku. Jak zauważają brytyjskie media, plan ten stanowi element działań, które mają być nowym startem dla rządu, a także wspomóc ożywienie gospodarcze.
Uwagę zwraca przede wszystkim zapowiedź przyspieszenia zakazu sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi, jako zagadnienie, które budzi emocje kierowców. Premier potwierdził wcześniejsze zapowiedzi i przecieki - zakaz ma wejść w życie od 2030 roku, 10 lat wcześniej, niż początkowo planowano. Najpierw miał to być 2040 rok, w lutym pojawił się 2035, teraz okazuje się, że rząd celuje w jeszcze wcześniejszy termin.
Wielka Brytania ogłosiła cel zeroemisyjności w ubiegłym roku - jako pierwsze państwo z grupy G7. Program Johnsona, nazywany "zieloną rewolucją przemysłową" (tutaj warto przypomnieć sobie, że "pierwsza" rewolucja przemysłowa rozpoczęła się właśnie na Wyspach w XVIII wieku), składa się z 10 punktów. Są to:
1. Wspomniany zakaz sprzedaży silników spalinowych od 2030 r. (dla hybryd rokiem granicznym będzie 2035) połączony z dotacjami dla kupujących samochody elektryczne (nisko lub zeroemisyjne).
2. Czterokrotne zwiększenie produkcji energii z morskich farm wiatrowych do 2030 roku, co ma wystarczyć na zapewnienie energii z tego źródła dla każdego brytyjskiego domu.
3. Zwiększenie produkcji wodoru, w ciągu dekady pierwsze miasto ma być już w całości ogrzewane dzięki wykorzystaniu tego gazu.
4. Inwestycje w energetykę jądrową, w tym w nową generację małych reaktorów.
5. Promocja transportu publicznego (w tym inwestycje w niskoemisyjny transport publiczny) oraz przemieszczania się pieszo i na rowerach.
6. Wspieranie niskoemisyjności w transporcie morskim i lotniczym.
7. Promowanie inwestycji w zwiększenie efektywności energetycznej domów i budynków użyteczności publicznej.
8. Inwestycje w technologie wychwytywania dwutlenku węgla z atmosfery i składowania go.
9. Ochrona środowiska naturalnego i jego rewitalizacja, w tym plan zalesiania 30 tys. hektarów rocznie.
10. Uczynienie z Londynu światowego centrum zielonych finansów.
Krytycy, przede wszystkim z opozycyjnej Partii Pracy, zauważają, że plan nie zakłada odpowiednio dużych wydatków. Jest wart łącznie 12 miliardów funtów, ale z tego zaledwie 4 miliardy to nowe finansowanie. BBC przytacza działające na wyobraźnię porównanie: to zaledwie 1/25 kwoty, jaką brytyjski rząd planuje wydać na kolej wysokich prędkości (100 mld funtów).
Boris Johnson zapowiedział, że "zielona rewolucja przemysłowa" stworzy 250 tysięcy nowych miejsc pracy. Według opozycji jednak nie jest ona jednak dobrym rozwiązaniem na kryzys na rynku pracy, jaki wywołała pandemia koronawirusa. Zdaniem labourzystów, program Johnsona nie jest też wystarczającą odpowiedzią na kryzys klimatyczny.
Plan mocno skrytykował m.in. członek gabinetu cieni Partii Pracy Ed Miliband, dla którego skala tej "rewolucji" jest zbyt mała. On sam wraz ze swoją partią, proponował program o wartości 30 miliardów funtów na najbliższych 18 miesięcy. Miliband podkreśla też, że część z przedstawionych przez Johnsona założeń to istniejące już projekty. "To, czego potrzebowaliśmy, to naprawdę odważny zielone pobudzenie gospodarki, a otrzymaliśmy jego bladą imitację. To bardzo, bardzo rozczarowujące" - cytuje jego słowa "The Guardian".
Najbardziej ambitny wydaje się cel dotyczący samochodów. Założona data wprowadzenia zakazu stawia Wielką Brytanię niemal na początku zestawienia państw, które tego typu założenia już ogłosiły. Na pierwszym miejscu jest Norwegia, którą trudno prześcignąć, bo rząd w Oslo postawił sobie za zadanie zakazanie samochodów napędzanych benzyną i olejem napędowym od 2025 roku. Ale Brytyjczycy wyprzedzają już takie kraje jak Francja i Niemcy, które chcą wprowadzić zakaz od 2040 roku.