Tatrzańskie Opowieści. Waligóra: Zorientowałem się, że nie idę przez las, ale przez tartak

Pierwsze dni wyprawy #TatrzańskieOpowieści, podczas której podróżnik Mateusz Waligóra zamierza przejść każdy centymetr znakowanych szlaków w polskich Tatrach, stały pod znakiem upałów, gwałtownych zmian pogody, ale też kontrowersji dotyczących tego, jak odnosimy się do siebie w górach. My, czyli ludzie, do siebie nawzajem, ale też my, ludzie - do zwierząt.

Gazeta.pl patronuje projektowi ''Tatrzańskie' Opowieści'' Mateusza Waligóry. W trakcie wędrówki po wszystkich oznaczonych szlakach Tatr Waligóra przygląda się przyrodzie, ludziom, zadaje pytania o przyszłość naszych gór. Jego zespół rozmawia z pisarzami, naukowcami, przyrodnikami i przybliża pasjonujące historie tego miejsca.

Mateusz Waligóra jest znany przede wszystkim ze swoich wypraw w rejony polarne oraz marszów przez pustynie. W ostatnich latach odkrywa również Polskę. Wędrował już szlakiem Wisły – od źródeł największej polskiej rzeki aż do jej ujścia – oraz przyglądał się zmianom klimatycznym nad Bałtykiem, maszerując wzdłuż jego polskiego wybrzeża. Teraz zabrał się za #TatrzańskieOpowieści.

Podróżnik przyjechał do Zakopanego w poniedziałek, pociągiem z Wrocławia. Podróż zajęła mu, bagatela, osiem i pół godziny i miała swój finał na… tymczasowym dworcu kolejowym. 

- Zakopane jest być może jedyną miejscowością turystyczną w Polsce, która remont dworca zaplanowała akurat na środek sezonu – śmieje się Waligóra. - Choć nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że jednak niejedyną.

Tartak w stronę Wołowca

Bazą Mateusza podczas pierwszych dni wyprawy było schronisko na Polanie Chochołowskiej. W środę wyruszył w góry. Najpierw Wyżnią Doliną Chochołowską zielonym szlakiem w stronę Wołowca. - Fizycznie szło mi świetnie, wiał przyjemny chłodny wiatr, ale nie uszedłem wiele, gdy zorientowałem się, że nie idę przez las, ale… tartak. Wycięto mnóstwo drzew i ułożono je w stosy – wspomina Mateusz. - Trudno znaleźć mi inne porównanie. Przykry widok i przykre uczucie. Mam nadzieję, że ktoś podejmie ten temat w mediach i przeprowadzi ekośledztwo. W każdym razie chętnie dowiedziałbym się, jak coś takiego możliwe jest w tym miejscu.

Po dotarciu na Wołowiec Waligóra skierował się na Jarząbczy Wierch i w okolicach Łopaty, między tymi dwoma szczytami, dostrzegł kozicę Wantę z rodziną. Nie bała się ludzi, podobnie jak spotkany przez niego dzień wcześniej w Chochołowskiej lis. 

- To niestety smutne skutki działań turystów, którym wydaje się, że dokarmianie dziko żyjących zwierząt, w dodatku tym, czym żywią się ludzie, to dobry pomysł – mówi Waligóra. – Zgadzam się, liski i jelonki są słodkie. Ale dokarmiając je, podpisujemy na nie wyrok śmierci. Zwierzęta wtedy nie tylko tracą umiejętność poszukiwania naturalnego pokarmu, ale stają się też łatwiejszym celem dla drapieżników i kłusowników.

Przez cały czas na szlakach nie było tłumów, przed którymi wiele osób ostrzegało Mateusza, nim wyruszył na wyprawę. 

- Więcej ludzi spotkałem, dopiero kiedy schodziłem z Jarząbczego w stronę Kończystego, a potem przez Trzydniowiański Wierch Doliną Jarząbczą wzdłuż Jarząbczego Potoku – relacjonuje. – Ale nie przeszkadzało mi to, zachwycałem się zielenią: wspaniale jest patrzeć na tak intensywne kolory, te wszystkie fascynujące rośliny, szczególnie po ponad miesiącu spędzonym na lądolodzie Grenlandii, gdzie zieleni nie ma wcale. 

Świadomość burzy

W czwartek dołączyła do Mateusza fotografka Karolina Krasińska i wspólnie wybrali się na Grzesia i dalej grzbietem aż do Rakonia. - Byliśmy pozytywnie zaskoczeni tym, że wśród turystów, ludzi na szlaku, jest bardzo duża świadomość zagrożenia związanego z burzą – opowiada Mateusz. – Kilka osób schodzących z góry informowało nas, przestrzegało przed sytuacją panującą na grzbiecie, o tym, że właśnie zanosi się na burzę. Bardzo mnie to cieszy, bo świadczy o tym, że w górach, również na popularnych tatrzańskich szlakach – wbrew stereotypom – dominują osoby, którym nie brakuje wyobraźni i które zachowują się odpowiedzialnie.

Niestety, i to nie zawsze wystarcza. W środę w wyniku burzy na Giewoncie znów zginął człowiek. Został rażony piorunem, ratownicy TOPR przetransportowali go śmigłowcem do Zakopanego, ale zmarł w szpitalu. 

Ekstremalnie upalny piątek Mateusz przeznaczył na wejście na Trzydniowiański Wierch (czerwonym szlakiem), po czym… wrócił do Zakopanego, gdzie został zaproszony na inaugurację festiwal filmowego BNP Paribas Kino Letnie.

Plany na kolejne dni? 

- Już w poniedziałek, przenoszę się do Doliny Kościeliskiej, do schroniska na Hali Ornak. To będzie moja druga tatrzańska baza – mówi Mateusz, który w niedzielę ''dokończył'' jeszcze Dolinę Chochołowską, przemierzając znajdujący się w niej odcinek Ścieżki nad Reglami.

Tatry bez kobiet

Podobnie jak w przypadku swoich poprzednich wypraw Waligóra wędruje nie tylko po to, by przemierzać kolejne kilometry, ale także, by rozmawiać z ludźmi – turystami, naukowcami, przyrodnikami, ratownikami TOPR, pracownikami TPN, mieszkańcami. Mateusz i jego zespół nie unikają przy tym trudnych i niewygodnych kwestii. I tak głównym tematem wywiadu, który w ubiegłym tygodniu z Agatą Komosą-Styczeń przeprowadził Dariusz Jaroń, były radykalne różnice między męskim a kobiecym punktem widzenia na historię i współczesność alpinizmu. 

- Kobiety związane z górami, kiedy się mówi o ich dokonaniach, w pierwszym odruchu martwią się, żeby przypadkiem nie obrazić mężczyzn – mówiła dziennikarzowi autorka książki ''Taterniczki. Miejsce kobiet jest na szczycie". – Moje bohaterki, zanim zaczęły mówić o sobie, budowały bazę: przypominały, jak wiele zawdzięczają mężczyznom i zaznaczały, że nikogo o nic nie oskarżają. Nie przypominam sobie wywiadu ze wspinaczem czy himalaistą, który na wstępie zaznacza, jak bardzo w rozwoju kariery pomogły mu kobiety.

300 km szlaków

Wyprawa #TatrzańskieOpowieści rozpoczęła się we wtorek 28 czerwca. Waligóra wyruszył w Tatry dosłownie tuż po swoim powrocie z Grenlandii, zaprawę ma więc całkiem niezłą, choć – jak mówi – musi przestawić organizm z mozolnej wędrówki po płaskim na wyzwania związane z pokonywaniem naprawdę sporych przewyższeń. Zakończenie podróży planowane jest na ostatni weekend lipca. Trasa z zachodu – z Doliny Chochołowskiej – na wschód, aż po Rysy. Łącznie ponad 300 km znakowanych tras turystycznych, kilkadziesiąt tysięcy metrów w górę i w dół, siedem schronisk. Waligórze towarzyszyć będzie fotografka Karolina Krasińska, a w snuciu #TatrzańskichOpowieści na Facebooku i nie tylko będą mu pomagali filmowiec Damian Ochtabiński, dziennikarz Dariusz Jaroń i redaktor Piotr Tomza.

Codzienne relacje z wyprawy można śledzić tutaj >>

Po Tatrach Waligóra wyruszy na biegun południowy. Można wspomóc jego wyprawę.

*****

Mateusz Waligóra – specjalista od wyczynowych wypraw w najbardziej odludne miejsca planety. Szczególnie upodobał sobie pustynie: od Australii po Boliwię. Na koncie ma rowerowy trawers najdłuższego pasma górskiego świata – Andów, samotny rowerowy przejazd najtrudniejszą drogą wytyczoną na Ziemi – Canning Stock Route w Australii Zachodniej, samotny pieszy trawers największej solnej pustyni świata – Salar de Uyuni w Boliwii oraz pierwsze samotne przejście mongolskiej części pustyni Gobi. Członek The Explorers Club. Wiosną 2022 roku wspólnie z Łukaszem Superganem dokonał trawersu Grenlandii – przejście na nartach największej wyspy na kuli ziemskiej z zachodu na wschód zajęło polskim podróżnikom 35 dni.

Więcej o: