Waligóra wędruje przez polskie góry. ''Pogłoski o śmierci Tatr przez zadeptanie są mocno przesadzone''

- Na szlakach na Giewont, Kasprowy, Świnicę czy na dojściach do schronisk ludzi jest sporo, ale kiedy ruszymy gdzieś indziej, wyżej, tłumów już nie ma. A kiedy uda nam się wyjść na szlak wcześnie rano, Tatry są po prostu puste - mówi Mateusz Waligóra, który od trzech tygodni przemierza polskie góry.

Gazeta.pl patronuje projektowi ''Tatrzańskie' Opowieści'' Mateusza Waligóry. W trakcie wędrówki po wszystkich oznaczonych szlakach Tatr Waligóra przygląda się przyrodzie, ludziom, zadaje pytania o przyszłość naszych gór. Jego zespół rozmawia z pisarzami, naukowcami, przyrodnikami i przybliża pasjonujące historie tego miejsca.

Ależ to był tydzień! Przez siedem dni w Tatrach wydarzyło się więcej niż na nizinach nieraz zdarzy się przez miesiąc. Albo dłużej. Jeśli ktoś się spodziewał, że wyprawa Mateusza ugrzęźnie w rutynie codziennego przemierzania przez niego kolejnych tatrzańskich szlaków, powinien czym prędzej sięgnąć do ostatnich relacji z #TatrzańskichOpowieści. Działo się dużo, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. I bynajmniej nie chodzi (tylko) o pogodę

Mateusz Waligóra jest znany przede wszystkim ze swoich wypraw w rejony polarne oraz marszów przez pustynie. W ostatnich latach odkrywa również Polskę. Wędrował już szlakiem Wisły – od źródeł największej polskiej rzeki aż do jej ujścia – oraz przyglądał się zmianom klimatycznym nad Bałtykiem, maszerując wzdłuż jego polskiego wybrzeża. Teraz zabrał się za #TatrzańskieOpowieści.

Zaczął od wędrówki szlakami w rejonie Doliny Chochołowskiej, potem przeniósł się do Doliny Kościeliskiej, a ostatni tydzień spędził głównie po dwóch stronach grani, którą prowadzi Orla Perć, a więc w rejonie Hali Gąsienicowej i w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Od wtorku jego bazą było schronisko Murowaniec.

Depresja podróżnika

Zanim jednak tam dotarł zmagał się z kryzysem, jaki dopadł go na półmetku wyprawy. Znacznie poważniejszym niż niedyspozycja po zatruciu się wodą z potoku kilkanaście dni temu. – Schodząc z Małołączniaka, co rusz a to pojawiałem się, a to znikałem w chmurach przewalających się przez grzbiet. Z niewielkiego głośnika przypiętego do szelki plecaka włączyłem "Wait" zespołu M83, utwór, którym usypiałem swojego młodszego syna, gdy był jeszcze nieborakiem. Poczułem, jak duch opuszcza ciało, wznosząc się w locie między tatrzańskimi graniami. Po policzkach popłynęły mi łzy – szczerze wyznał Mateusz. I dodał: – Tak, wiem, co myślicie. Taki duży, a tak się maże? A ja zadałem sobie wtedy pytanie: czy jeśli dałem radę przejść Grenlandię na nartach, to uda mi się też wyjść z depresji?

W środę, w towarzystwie filmowca Damiana Ochtabińskiego, Waligóra wyruszył na Orlą Perć. 

– Uwielbiam Orlą Perć, wędruję po niej już od piętnastu lat. Pamiętam pierwszy raz, kiedy używałem tu lonży i sprzętu asekuracyjnego. Wtedy ludzie patrzyli na mnie jak na raroga – mówi Waligóra. – Teraz też byłem podobnie zabezpieczony, na głowie miałem kask, ale już nikt nie spoglądał na mnie z podejrzliwością. Mało tego, nie byłem jedyny. Oznacza to chyba, że świadomość zagrożeń, jakie czyhają na turystów na tym szlaku, z roku na rok rośnie. Bardzo mnie to cieszy.

Tatry wcale nie takie pełne

Mateusz i Damian wyszli z Murowańca na Zawrat, stamtąd przeszli do Koziej Przełęczy, następnie zaś skierowali się żółtym szlakiem do Doliny Pięciu Stawów Polskich. 

– W tamtejszym schronisku mieliśmy przyjemność porozmawiać z jedną z sióstr, które je prowadzą, z Marychną Krzeptowską – opowiada Waligóra. – Zapytałem ją, czy wyobraża sobie, że miałaby przeżyć życie w inny sposób niż teraz, mieszkając gdzieś w mieście czy na wsi, ale nie tutaj, w samym sercu Tatr.
"Absolutnie nie – odpowiedziała. – Gdybym wiedziała, że zostały mi trzy ostatnie miesiące życia, to chciałabym je przeżyć dokładnie w taki sposób, w jaki zamierzam przeżyć trzy najbliższe. Tutaj".

W czwartek Mateusz wrócił do Murowańca, ale zrobił to w taki sposób, że pokonał przy okazji największą jak na razie sumę przewyższeń jednego dnia: z "Piątki" na Zawrat, dalej na Świnicę, ze Świnickiej Przełęczy w dół czarnym szlakiem (za to do stawu zielonego, w dodatku Gąsienicowego, potem w górę – żółtym szlakiem na Kasprowy Wierch, z Kasprowego czerwonym do Przełęczy Liliowe i drugi raz tego dnia (choć z przeciwnej strony) do Przełęczy Świnickiej, w tył zwrot, znowu Liliowe, a stamtąd już w dół najpierw zielonym, a potem żółtym szlakiem do Murowańca.

– Niezależnie od tego, że na Świnicy faktycznie było dziś tłoczno, to po ponad dwóch tygodniach spędzonych w najwyższych górach Polski mogę śmiało powiedzieć, że pogłoski o śmierci Tatr przez zadeptanie są mocno przesadzone – relacjonował Mateusz. – Oczywiście, na szlakach na Giewont, na Kasprowy, właśnie na Świnicy czy na dojściach do schronisk ludzi jest sporo, ale kiedy ruszymy gdzieś indziej/wyżej, tłumów już nie ma. A kiedy uda nam się przy tym zebrać i wyjść na szlak wcześnie rano, Tatry są po prostu puste.

Świstaki i wizyta żony

W piątek puste jednak nie były, choć nie tyle za sprawą turystów, co… świstaków. 

– Ledwo odbiłem z Koziej Łąki na czarny szlak w Żleb Kulczyńskiego, a nogi zrobiły mi się jak z waty, plecy zaś oblał mi zimny pot. Wszędzie dookoła były świstaki! Całe mnóstwo, grube, jak z pluszu. Co ja najlepszego zrobiłem?! – pomyślałem. Przecież w piarżysku w Koziej Dolince zostawiłem sobie depozyt z kabanosów i sera! – opowiadał Waligóra, śmiejąc się, bo wiedział już wtedy, że zapasy sera gruyère ostatecznie pozostały nienaruszone. 

Tego dnia Mateusz wspiął się na Buczynową Strażnicę i Zadni Granat, by na koniec dnia zejść aż do Zakopanego. Po co? 

– Przyjeżdża mnie odwiedzić mój najlepszy przyjaciel – tłumaczył Waligóra. – Górski i w ogóle życiowy.

Przyjaciel nie zawiódł, przyjechał. Ma na imię Agnieszka. Właśnie tak: sobotę i niedzielę Mateusz spędził… z żoną. 

TOP 3 szlaków w Tatrach Zachodnich

Na deser jeszcze małe podsumowanie. Top 3 szlaków w Tatrach Zachodnich (pierwsza połowa #TatrzańskichOpowieści) według Mateusza Waligóry – edycja lato 2022:

1. grań prowadząca na Wołowiec (od Grzesia przez Rakoń)

2. zejście z Błyszcza w stronę Przełęczy Pyszniańskiej

3. zejście z Małołączniaka przez Kobylarzowy Żleb

Presja turystyczna

Podobnie jak w przypadku swoich poprzednich wypraw Waligóra wędruje nie tylko po to, by przemierzać kolejne kilometry, ale także, by rozmawiać z ludźmi – turystami, naukowcami, przyrodnikami, ratownikami TOPR, pracownikami TPN, mieszkańcami. Mateusz i jego zespół nie unikają przy tym trudnych i niewygodnych kwestii. I tak głównym tematem wywiadu, jaki w ubiegłym tygodniu z dr Agnieszką Jurczyńską-Kłosok i Sebastianem Kłosokiem, parą przewodników tatrzańskich, przeprowadził Dariusz Jaroń, była presja turystyczna na najpopularniejsze tatrzańskie szlaki oraz kwestie dotyczące bezpieczeństwa w górach. 

– Wielokrotnie nam się zdarzało namawiać ludzi do tego, żeby nie iść do Kościeliskiej czy nad Morskie Oko, bo jest wiele atrakcyjnych alternatyw. Zdarza się utknąć w korku w autokarze w drodze do Palenicy, bo wycieczce nie dało się wytłumaczyć, że wyjazd o dziewiątej z pensjonatu sprawi, że nie dostaniemy się na parking – opowiadają.

– Dbamy o to, żeby turyści wiedzieli, gdzie w danym momencie się znajdują, żeby dokładnie znali trasę wycieczki. To jeden z ważnych aspektów bezpiecznego przebywania w górach. Być może zabrzmi to zaskakująco, ale zawsze zaczynam wycieczkę od stwierdzenia, że jesteśmy w Tatrach – tłumaczy Agnieszka Jurczyńska-Kłosok. Pytam też, jakie państwo znajduje się po drugiej stronie grani głównej? Nie wszyscy wiedzą, że Słowacja.

*****

Wyprawa #TatrzańskieOpowieści rozpoczęła się we wtorek 28 czerwca. Waligóra wyruszył w Tatry dosłownie tuż po swoim powrocie z Grenlandii, zaprawę ma więc całkiem niezłą, choć – jak mówi – musi przestawić organizm z mozolnej wędrówki po płaskim na wyzwania związane z pokonywaniem naprawdę sporych przewyższeń. Zakończenie podróży planowane jest na ostatni weekend lipca. Trasa z zachodu – z Doliny Chochołowskiej – na wschód, aż po Rysy. Łącznie ponad 300 km znakowanych tras turystycznych, kilkadziesiąt tysięcy metrów w górę i w dół, siedem schronisk. Waligórze towarzyszyć będzie fotografka Karolina Krasińska, a w snuciu #TatrzańskichOpowieści na Facebooku i nie tylko będą mu pomagali filmowiec Damian Ochtabiński, dziennikarz Dariusz Jaroń i redaktor Piotr Tomza.

Codzienne relacje z wyprawy będzie można śledzić tutaj >>

Pod koniec roku Waligóra rusza na biegun południowy. Możesz wesprzeć jego wyprawę >>

Mateusz Waligóra – specjalista od wyczynowych wypraw w najbardziej odludne miejsca planety. Szczególnie upodobał sobie pustynie: od Australii po Boliwię. Na koncie ma rowerowy trawers najdłuższego pasma górskiego świata – Andów, samotny rowerowy przejazd najtrudniejszą drogą wytyczoną na Ziemi – Canning Stock Route w Australii Zachodniej, samotny pieszy trawers największej solnej pustyni świata – Salar de Uyuni w Boliwii oraz pierwsze samotne przejście mongolskiej części pustyni Gobi. Członek The Explorers Club. Wiosną 2022 roku wspólnie z Łukaszem Superganem dokonał trawersu Grenlandii – przejście na nartach największej wyspy na kuli ziemskiej z zachodu na wschód zajęło polskim podróżnikom 35 dni.

Więcej o: