Na początku października cieszyliśmy się, że energii z wiatraków było tak dużo - elektrownie wiatrowe zapewniały momentami prawie 30 proc. produkowanej w kraju energii, że jej ogólne ceny mieliśmy najniższe w Europie. W kryzysie energetycznym trudno pogardzić taką możliwością, a nie wykorzystujemy jej w pełni.
Rozwój lądowej energetyki wiatrowej (wiatraki na morzu dopiero zamierzamy budować) blokuje tzw. zasada 10H. Zakłada ona, że odległość wiatraka od zabudowań musi stanowić przynajmniej 10-krotność wysokości takiej instalacji (liczonej w punkcie maksymalnej wysokości łopaty). Czyli jeśli wiatrak ma 150 metrów wysokości, to nie może stać bliżej budynków mieszkalnych niż 1,5 km. To sprawia, że wiatraków nie można stawiać na ponad 99 proc. powierzchni Polski.
Zasada została uchwalona w 2016 roku i obowiązuje do dziś. To, że nie jest korzystna nie tylko dla firm z branży, ale i polskiej gospodarki (w końcu droga energia elektryczna jest hamulcem do wzrostu), zauważył rząd, i to dość dawno temu. Przez wiele miesięcy słuchaliśmy i czytaliśmy wypowiedzi i zapewnień, że już niedługo ustawa zostanie znowelizowana. W końcu się udało i rząd latem tego roku przyjął zmiany (nie są odwróceniem wcześniejszych, ale to krok w dobrym kierunku do odblokowania wiatraków na lądzie). Projekt ustawy zwanej ustawą 10H trafił do Sejmu - i przepadł. Nie jest procedowany, nic się z nim nie dzieje. Dlaczego?
Ministerka środowiska i klimatu Anna Moskwa w Polsat News przekonywała najpierw, że winne jest obciążenie Sejmu pracami związanymi z kryzysem energetycznym.
- Jednym z wyzwań, z którymi teraz się Sejm mierzy, jest ta ogromna ilość legislacji, regulacji energetycznych - mówiła. Podkreślała, że "zdecydowanie ta ustawa wymaga wielu komisji, długich dyskusji".
Z drugiej strony ta ustawa wymaga też jeszcze dialogu wewnętrznego. Wewnątrz Sejmu. My jesteśmy na ten dialog otwarci, przedstawiamy też różne propozycje
- stwierdziła. Dziennikarz prowadzący program zauważył, że rzecznik rządu Piotr Muller wskazywał niedawno wprost na Solidarną Polskę jako hamulcowych projektu. Ta wypowiedź padła w środę. "Wiemy, że jest pewien, że tak powiem, brak konsensusu w klubie parlamentarnym co do tego, w jaki sposób mają być liczone odległości, bo to jest kluczowa rzecz" - mówił wtedy Piotr Muller. Dopytywany przez reporterów potwierdził, że chodzi o sprzeciw Solidarnej Polski, dodając, że jego zdaniem uwagi koalicjanta dotyczące odległości są "nieuzasadnione". Partia Zbigniewa Ziobry chciałaby, by minimalna odległość elektrowni wiatrowej od budynku mieszkalnego wynosiła 1000 metrów - w czekającym w Sejmie projekcie ustawy zapisano 500 metrów.
Na to, że chodzi o Solidarną Polskę, wskazywać może także czwartkowa wypowiedź ministerki Moskwy. Choć nie nazwała tej partii wprost, przyznała, że w koalicji wciąż nie ma jeszcze zgody co do szczegółów ustawy 10H.
Trudno powiedzieć, że to jest sprzeciw. De facto to jest kwestia dogrania kilku szczegółów, które mielibyśmy przedyskutować. Ciągle jesteśmy na dobrej drodze, ja ciągle wierzę w tę ustawę. Jako resort nie będziemy się poddawać i wierzę, że znajdziemy kompromis
- zapewniała.
Pozostaje jeszcze pytanie: kiedy? No i tutaj nie ma zbyt dobrych wiadomości. Wciąż wygląda na to, że OZE i wiatraki nie znajdują się wysoko na liście priorytetów rządzącej koalicji.
Teraz priorytetem jest gaz. Kiedy zamkniemy temat gazu, jestem przekonana, że nadejdzie czas, żeby zająć się 10H
- powiedziała.
Fundacja Instrat, think-tank, który zajmuje się tematami związanymi z energią, po ostatnich wietrznych rekordach sprawdziła, jak ilość energii generowanej z odnawialnych źródeł wpływa na ceny ogółem na Towarowej Giełdzie Energii. Analitycy zbadali ostatni rok (365 dni). Z ich obserwacji wynika, że spadek cen w aż 44-60 proc. związany był z wzrostem produkcji energii z wiatru i słońca (fotowoltaika).
Z kolei Instytut Jagielloński zwrócił niedawno uwagę, że więcej energii z OZE to nie tylko mniej emisji, ale także mniej wykorzystanego węgla lub gazu. "To bezpośrednio przekłada się na zapasy tych dwóch nośników energii, tak istotne w dobie obecnego kryzysu paliwowego i nadchodzącej zimy". Jak wyliczają eksperci instytutu, w pierwszej dekadzie października mniejsze dzięki produkcji energii z OZE emisji CO2 i oszczędność paliw przekładają się na ok. 800 mln zł mniej kosztów w przypadku węgla (w tym 250 mln zł unikniętych kosztów emisji CO2) lub 1,2 mld zł w przypadku gazu (w tym około 120 mln zł emisji CO2 i ponad 1 mld zł kosztów samego gazu).
Wcześniej Paweł Czyżak z think tanku Ember oszacował dla "Dziennika Gazety Prawnej", że gdyby ograniczenia 10H nie wprowadzono w ogóle, to w zeszłym roku energia z wiatru stanowiłaby już nie 9, a 19 proc. naszego miksu energetycznego. Tylko w tym roku moglibyśmy mieć blisko 15 dodatkowych TWh (terowatogodzin) energii elektrycznej. W całym okresie funkcjonowania 10H tej energii, którą mogliśmy mieć, byłoby już ponad 60 TWh. To pozwoliłoby na zaoszczędzenie łącznie około 29 milionów ton węgla.