Antarktyda. Podwodne tsunami mogą się zdarzać bez przerwy. Przyśpieszają katastrofę klimatyczną?

Naukowcy w 2020 roku po raz pierwszy zaobserwowali wywołane cieleniem się lodowca podwodne tsunami na Antarktydzie. Te, ze względu na częste odrywanie się lodu, prawdopodobnie zdarzają się praktycznie cały czas. I choć pozostają niezauważone, to przez mieszanie wody mogą mieć olbrzymi wpływ na postępowanie katastrofy klimatycznej.

Podwodne tsunami nie są widoczne na powierzchni wody. Zdarzają się w związku z ruchami płyt tektonicznych czy osunięciami gruntu. Dopiero jednak w 2020 roku zaobserwowano pierwsze takie zjawisko na Antarktydzie spowodowane cieleniem się lodowca, czyli odrywaniem się i osuwaniem mas lodu, w wyniku którego m.in. powstają góry lodowe.

Podwodna fala zaobserwowana dwa lata temu przez naukowców miała wysokość domu, informuje Univeristy of Exeter. Mimo że było to zjawisko tych rozmiarów, badacze wcześniej nie wiedzieli o podwodnych tsunami w tym rejonie i nie uwzględniali ich w teoriach i modelach dot. mieszania się wód oceanicznych. A, jak wynika z opublikowanego na ten temat badania, podwodne tsunami mogą mieć bardzo duży wpływ na topnienie lodowców. 

Zobacz wideo Lodowce w Arktyce topnieją. Jak zmiany wpłyną na resztę świata?

Podwodne tsunami na Antarktydzie występują praktycznie cały czas

Do podwodnego tsunami doszło w 2020 po oderwaniu się od lodowca wWilliama w Zatoce Borgen masy lodowej o wielkości 78 tys. mkw (odpowiadającej powierzchnią 10 boiskom piłkarskim). Czoło lodowca miało wysokość 40 metrów. Cielenie się zaobserwowali naukowcy British Antarctic Survey (BAS) na statku RRS James Clark Ross. Cielenie się lodowca Williama ma miejsce dwa razy w roku, dlatego badacze podkreślają, że mieli szczęście być w odpowiednim miejscu i czasie.

Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl 

Przed tym, jak masy lodu wpadły do wody, jej temperatura była niższa na głębokości 50-100 metrów. Woda poniżej tego poziomu była cieplejsza. Po tym, jak lód się oberwał, sytuacja zmieniła się drastycznie. Woda się wymieszała i jej temperatura wyrównała się na różnych głębokościach. Doszło również do zmieszania się składników odżywczych w wodzie. 

Podwodne tsunami na Antarktydzie wpłynęło więc na bioróżnorodność i ciepło tamtejszych wód. Naukowcy uważają, że ten ostatni element może mieć duży wpływ na pogłębiania się katastrofy klimatycznej. Dotychczas bowiem w modelach mieszania się oceanów uwzględniano głównie wiatr i fale. Ciepła woda, która podczas tsunami wypływa wyżej, może jednak prowadzić do podmywania i szybszego rozpuszczania się lodowców. Te zaś w efekcie szybciej i częściej się cielą, wywołując kolejne podwodne tsunami, co znów przyśpiesza ten proces.

Podwodne tsunami na Antarktydzie wciąż nie są uwzględniane w modelach klimatycznych, więc jest za wcześniej na wysuwanie ostatecznych wniosków ws. ich wpływu na klimat. Obawy może jednak budzić stwierdzenie naukowców, że najpewniej do podwodnych tsunami dochodzi cały czas, ze względu na tysiące odrywających się mas lodowych na Antarktydzie, ale także na Grenlandii

Topnienie lodowców przebiega w najgorszym scenariuszu

Brytyjscy naukowcy w 2020 roku opublikowali dane dotyczące topnienia lodowców. Ziemia straciła od 1994 do 2017 roku 28 bilionów ton lodu. Badacze przeanalizowali topnienie lodowców górskich, lądolodów oraz lodu w na obu biegunach. Taki poziom utraty masy lodu jest spójny z najgorszym możliwym scenariuszem nakreślonym przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC).

28 bilionów ton lodu wystarczyłoby, aby pokryć całą Wielką Brytanię 100-metrową warstwą lodu. Naukowcy odkreślili, że nie ma wielkich wątpliwości, iż za zdecydowaną większością utraty lody stoją wywołane przez człowieka zmiany klimatu. 

Według naukowców podnoszenie się poziomu morza wywołane topnieniem lodowców może sięgnąć jednego metra już do końca tego stulecia. Byłoby to w najlepszym wypadku niesamowicie kosztowne, zaś w najgorszym - katastrofalne dla nadmorskich społeczności i miast. Wybrzeża są dla dużej części ludzkości nie tylko miejscem zamieszkania, lecz także źródłem utrzymania z połowów, transportu i turystyki. 

Badacze ostrzegają, że każdy centymetr wzrostu poziomu morza oznacza dodatkowy milion ludzi, którzy będą musieli porzucić swoje domy. 

Co więcej - utrata powierzchni lodu może oznaczać tzw. punkt krytyczny. Punkt krytyczny w kontekście zmian klimatu oznacza próg, po którego przekroczeniu dochodzi do poważnej zmiany całego systemu i dalszego napędzania ocieplenia (sprzężenia zwrotnego). Ponadto jeden punkt krytyczny może wpłynąć na przekroczenie kolejnego i doprowadzić do "kaskady". Najlepiej wyjaśnić to na przykładzie: jednym z punktów krytycznych jest całkowita utrata lodu morskiego w Arktyce w okresie letnim. Przyczyną jest rosnąca temperatura. Ale kiedy (bo nie mówimy już o "jeśli") do tego dojdzie, to ciemne wody oceanu będą pochłaniać dużo więcej energii słonecznej, którą wcześniej odbijał biały śnieg. To wywoła dodatkowe ocieplenie atmosfery. Wyższa temperatura może z kolei wywołać kolejne punkty krytyczne jak utrata lodu Grenlandii, czy wysychanie Amazonii.

Z topnieniem lodowców wiąże się też wiele innych problemów. Słodka woda dostająca się do mórz może niszczyć słonowodne ekosystemy i wpływać na prądy morskie. Zniknięcie górskich lodowców oznacza dla niektórych społeczności utratę źródła wody pitnej. W niektórych miejscach ucierpi turystyka. 

Więcej o: