Gazeta.pl jest partnerem wyprawy Mateusza Waligóry na biegun południowy. Co tydzień będziemy relacjonować jej postępy.
Początek był trudny. Prawie codziennie padał śnieg, a sanie, na których Waligóra transportuje wszystkie potrzebne do przeżycia rzeczy, były ciężkie i ważyły ok. 130 kg. Zdarzało się, że zamieć nie pozwalała wyjść z namiotu. Trzeci tydzień na biegun południowy to już całkiem inna historia. W nogach ma już ponad 400 km, do końca - niespełna 800.
- Dziś zwrot o 180 stopni! Słońce i spokojny wiatr. Przeszedłem 25 km! - meldował niedawno podróżnik.
Regularnie pokonuje już ponad 20 km dziennie, a to ważne, bo ma ograniczone zasoby paliwa i żywności. O ile jedzenia może trochę zaoszczędzić, to z paliwem jest gorzej - potrzebuje go nie tylko do gotowania posiłków, ale również do topienia śniegu na wodę, z której później robi herbaty. - Bez ciepłego płynu trudno się rozgrzać. Nie mogę z tego zrezygnować - tłumaczy Waligóra.
W drugiej części trzeciego tygodnia wyprawy podróżnik minął pierwszą otwartą szczelinę, a także trafił w rejon zastrug, zamarzniętych zasp nawianego śniegu, które miały nawet metr wysokości.
- Czuję się, jak w labiryncie kukurydzy. Krążę między zastrugami, szukając najlepszej drogi, czasami nadrabiam przez to kilka kilometrów dziennie - mówi Waligóra w rozmowie z Gazeta.pl.
Biała ciemność
Przez wiele dni podróżnik wędrował w trakcie whiteoutu, tzw. białej ciemności. O tym, jak to wygląda, opowiadała Małgorzata Wojtaczka, która zdobyła biegun południowy w 2017 r.
- Whiteout można przyrównać do bardzo gęstej mgły. Biała ciemność powstaje podczas zadymki śnieżnej albo wtedy, gdy chmury schodzą bardzo nisko. Zupełnie nie widziałam wtedy powierzchni, po której szłam. Wszystko zrobiło się płaskie, a przecież nie było, bo powierzchnia Antarktydy przypomina pomarszczone morze. Czasami to tylko małe nierówności, ale momentami zastrugi, czyli zaspy zmrożonego śniegu, miały prawie trzy metry wysokości. Światło w białej ciemności jest tak rozproszone, że wszystko traci cień. Kompletnie znika kontrast. Jakbyś był zawieszony w bańce białego mleka. Śnieg i mgła zlewają się i zostaje tylko biel. Przesuwasz nartę i nie wiesz, czy zaraz wejdziesz do dołka, czy na górkę. Zdarzało się, że nawet nie czułam, kiedy na nią weszłam, orientowałam się dopiero, gdy narta zaczynała zjeżdżać - opowiadała Wojtaczka.
Z jeszcze większymi zastrugami przyjdzie się zmierzyć Waligórze za kilkanaście dni. Wtedy również trafi w kolejny rejon pełen szczelin.
Jeśli wyprawa zakończy się sukcesem, Waligóra będzie jedną z zaledwie czterech osób z Polski, które dotarły do bieguna południowego ze skraju kontynentu. Dotychczas sztuka ta powiodła się jedynie Markowi Kamińskiemu, Małgorzacie Wojtaczce i Jackowi Libusze.
Podróżnicy też chorują na depresję
Wyprawa na biegun południowy jest pretekstem, aby opowiadać o sprawach ważnych. W przekazywaniu tych informacji o kryzysach zdrowia psychicznego pomaga zespołowi Waligóry Fundacja eFkropka.
- W pewnym momencie musiałem powiedzieć sobie: "hej, masz kłopot, nie radzisz sobie z nim, chyba musisz z kimś porozmawiać". Wydarzyło się to po pustyni Gobi i było owocem rozmyślań o tym, jaki sens mają wyprawy, które robię. Bardzo długo twierdziłem, że wszystko sobie ułożę, przemyślę i będzie dobrze. Ale nie było - opowiadał Waligóra w podcaście ekstremalnym Gazeta.pl "Bieguny".
Wyprawa na biegun południowy jest kosztowna. Mateusza można wesprzeć tutaj >> kupując limitowaną książkę "Piąta Strona Świata" i biorąc udział w losowaniu nart, w których polarnik spróbuje zrealizować swój cel.