Poniedziałek 2 grudnia był nieco "normalniejszy". Temperatury maksymalne sięgnęły 16,5 stopnia na Dolnym Śląsku i Podkarpaciu. To nadal jednak nie są temperatury, jakie kojarzą się ze środkiem zimy. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej podaje, że choć było chłodniej niż dzień wcześniej, to nadal "anormalnie ciepło" jak na styczeń.
Minionej nocy też nie było zbyt zimno. Tylko na jednej stacji pomiarowej minimalna temperatura spadła poniżej zera - w Kielcach odnotowano -1,3 stopnia Celsjusza. Wszędzie indziej było na plusie, a nocne minima bywały wyższe niż poziomy, których należałoby się spodziewać w nawet relatywnie ciepły styczniowy dzień (na przykład w Siedlcach +8,6 stopnia Celsjusza).
Ogółem, anomalia temperatury za poniedziałek 2 stycznia w Polsce średnio sięgnęła ponad +11 stopni - o tyle temperatury były wyższe w odniesieniu do średniej z lat 1991-2020. W skali tygodnia (między 27 grudnia a 2 stycznia) też wygląda to dość imponująco: dodatnia anomalia termiczna wyniosła ponad 8 stopni - średnia, bo maksymalna to już blisko 9,5 stopnia.
Największe emocje - i to nie tylko w Polsce - wywołało to, co działo się w pierwszym dniu nowego roku. O ile 16 czy 19 stopni powyżej zera nie szokuje za bardzo na przykład w południowej Francji, to już w naszej części Europy tak. 1 stycznia przynajmniej siedem państw zaliczyło rekordowo wysokie temperatury dla stycznia. Były to (od najwyższej):
Co więcej, niektóre z rekordów były ustanawiane z ogromną przebitką - w Polsce o 5,1 stopnia, a w Białorusi o 4,5.
Lokalnie rekordów było znacznie więcej. Na przykład w szwajcarskim Altdorf temperatura pobiła ten z 1864 roku, sięgając 19,2 stopnia Celsjusza.
W północnej Hiszpanii, w Bilbao, odnotowano 24,9 stopnia, najwięcej dla stycznia w tym miejscu. Letnich temperatur doświadczyć mogli też przebywający na południu Francji. No dobrze, mieliśmy rekordy i było bardzo ciepło (teraz już "tylko" ciepło). Z czego to wynika?
- "Winne" tej sytuacji jest powietrze, które dotarło do Polski i krajów sąsiednich z południowo-zachodniej Europy, z domieszką powietrza zwrotnikowego, czyli niezwykle ciepłego. Dlatego, można powiedzieć, że przeskoczyliśmy dwie pory roku już pierwszego dnia 2023 r, bo np. w Słubicach, Warszawie i Wrocławiu mieliśmy termiczne lato! W tych miastach temperatura średnia dobowa przekroczyła 15 stopni Celsjusza. Gdybyśmy teraz mieli prawdziwe lato, czyli na przykład lipiec, to te maksymalne wartości temperatury kształtowałyby się na poziomie około 40 stopni Celsjusza powyżej zera w dzień i około 25 stopni Celsjusza w nocy
- mówi Next.Gazeta.pl Grzegorz Walijewski z IMGW.
O termicznym lecie pisaliśmy więcej wczoraj, w poniższym tekście:
Klimatolog Maximiliano Herrera określił to, co działo się w europejskiej pogodzie, mianem "absolutnego szaleństwa". Jego zdaniem, było to "najbardziej ekstremalne wydarzenie, jakie kiedykolwiek widziano w europejskiej klimatologii", a "nic innego nie jest nawet blisko tego". Według Guillaume'a Sécheta "Europa doświadczyła jednego z najbardziej niesamowitych klimatycznych dni w historii".
To, że ciepłe powietrze zwrotnikowe dociera do naszego kraju, nie powinno nas dziwić. W kontekście zmian klimatu niepokoi coś innego - częstotliwość.
- Ten typ powietrza pojawia się nad Polską coraz częściej — mówi Walijewski. - Warto pamiętać, że miejscowe rekordy wysokiej temperatury, a czasem krajowe, zarówno dobowe, jak i miesięczne, były ustanawiane i w zeszłym roku. Przypomnę, że w lutym 2022 w Makowie Podhalańskim odnotowano 22,1 stopnia Celsjusza powyżej zera, rekord pobity sprzed 31 lat. Lokalne rekordy pojawiały się także w czerwcu, potem w sierpniu i październiku.
Widać wyraźnie, że te wyższe wartości temperatury są coraz częściej odnotowywane. Klimatolodzy mówią wprost: sytuacje z ekstremalnym ciepłem zimą czy upałami latem będą się pojawiały systematycznie. Podkreślę też to, co wielokrotnie przekazywał klimatolog IMGW-PIB, prof. Mirosław Miętus: już niedługo w Polsce latem będziemy doznawać upału z "czwórką" z przodu, czyli wartości powyżej 40 stopni. W 2022 roku rekord temperatury z wartością powyżej 40 stopni Celsjusza zanotowano m.in. w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. W Polsce to kwestia kilku najbliższych lat. Zresztą, tu nawet nie chodzi o ekstrema, tylko o to, że bardzo wysokie, zbliżone do rekordów temperatury będą utrzymywały się latem dłużej. Nawet pięć dni i dłużej
- dodaje ekspert.
To dlatego doświadczamy "termicznego lata" (sytuacja, gdy średnia dobowa temperatura wynosi 15 stopni i więcej - tak właśnie było 1 stycznia w kilku miejscach w Polsce). I z powodu coraz dłużej trwających okresów wyjątkowego ciepła, zimą pokrywa śnieżna (o ile w ogóle jest) nie utrzymuje się zbyt długo. Jak podaje IMGW, we wtorek 3 stycznia rano śnieg można było zobaczyć już tylko w wysokich górach, a i tam były to nawet zaledwie płaty. Na Śnieżce śniegu już nie ma — w ciągu doby stopniał zupełnie.
No i teraz jeszcze ważne zastrzeżenie. Za chwilę sytuacja się odwróci i do Polski wróci chłód, a nawet mróz i gdzieniegdzie śnieg. To wcale nie odwołuje zmian klimatu.
Mówiliśmy o termicznym lecie, ale trzeba pamiętać, że to jest anomalia i cały czas mamy porę chłodną, czyli zimę. Mimo że przez chwilę będzie jeszcze ciepło, to pod koniec tego tygodnia wróci chłód, szczególnie na Suwalszczyźnie, Warmii i Mazurach i na Mazowszu. Pojawi się niż, który przyniesie chłodne i wilgotne powietrze, a w konsekwencji mróz i opady śniegu. Według niektórych modeli na wschodzie może spaść 10 cm świeżej warstwy białego puchu. Część modeli wskazuje też, że i w centralnej Polsce, w Warszawie, w połowie stycznia wróci chłodne powietrze, a temperatura w nocy może spaść nawet do około -20 stopni
- mówi nam Grzegorz Walijewski.
Nagłe, intensywne opady śniegu też są efektem zmiany klimatu - bo skumulowana w atmosferze energia oraz wilgoć musi się jakoś wydostać. Od dłuższego czasu nie ma stałości w pogodzie, nie ma 'pogodowego constansu'. Obserwujemy ekstremalne wartości temperatury: ciepło i chwilę później bardzo zimno. Pogoda jest niestabilna i to jest kolejny dowód na to, że klimat się zmienia
- podkreśla przedstawiciel IMGW.