Dziennik "Bild" podaje, że Greta Thunberg pojawiła się na niedzielnym proteście niespodziewanie wraz z kilkudziesięcioma osobami. Niespodziewanie, bo brała udział w akcji protestacyjnej już dzień wcześniej.
Aktywistka miała nie zastosować się do wezwań policji. Została zabrana z kopca ziemi przez dwóch funkcjonariuszy policji. Policja tłumaczyła, że Thunberg wzywano do opuszczenia tego miejsca ze względów bezpieczeństwa.
Ostatecznie Thunberg wyruszyła później pieszo do znajdującej się w pobliżu wioski Keyenberg.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Jak podaje "Bild", powołując się na informacje od policji, wszystkie zajęte przez aktywistów budynki, chaty i domki na drzewach w Luetzerath zostały opróżnione.
Działania policji nie ułatwiało wszechobecne błoto. W mediach społecznościowych krążą nagrania pokazujące grzęznących funkcjonariuszy.
Od rozpoczęcia ewakuacji osady w trakcie demonstracji rannych miało zostać ponad 70 policjantów. Funkcjonariusze zarzucają protestującym przemoc. Miało zostać też przebitych kilkadziesiąt opon w radiowozach.
Organizatorzy sobotniej demonstracji informują z kolei o kilkudziesięciu rannych protestujących. Obrażenia miały być spowodowane m.in. uderzeniami pałkami i używaniem gazu pieprzowego. Rzeczniczka grupy "Luetzerath Leben" mówiła wręcz o "niewiarygodnym poziomie przemocy policji".
Do tej pory zatrzymano 12 osób.
Wioska Luetzerath ma zostać zlikwidowana w związku z rozszerzeniem działalności kopalni węgla brunatnego, należącej do koncernu RWE. Od środy funkcjonariusze usuwają stamtąd aktywistów klimatycznych.
Według szacunków policji w sobotę protestowało 15 tys. osób, zdaniem organizatorów - co najmniej 35 tys.