Antarktyda się topi. Lodu morskiego wokół kontynentu rekordowo mało. Nic dobrego z tego nie wyniknie

Od kiedy satelity pomagają nam monitorować zasięg lodu morskiego na wodach wokół Antarktydy, nie było jeszcze tak niepokojących lutowych danych, jak w tym roku. To samo w sobie może by nie było jeszcze tak niepokojące, gdyby nie wpływ na gigantyczne lodowe półki, działające jak ogromne korki dla lodowców na kontynencie. Teraz naukowcy zastanawiają się, jak to wszystko wyjaśnić.

Antarktyda to wielki kontynent pokryty gigantycznymi masami lodu. Teoretycznie, gdyby cały ten lądowy lód się stopił, poziom mórz i oceanów na Ziemi wzrósłby o 60 metrów! Trudno to sobie nawet wyobrazić i takiego ryzyka w przewidywalnym w "ludzkiej" skali czasie na razie nie ma, ale już niestabilność potężnych półek lodowych (inaczej lodowców szelfowych) glacjologów i klimatologów martwi i tutaj lód morski może odegrać ważną rolę. 

Antarktyda w centrum uwagi. "Lodowiec zagłady" niepokoi glacjologów

Taką coraz mniej stabilną półką jest Thwaites w Antarktydzie Zachodniej, zwany "lodowcem zagłady", bo zawiera w sobie tyle lodu, że jego roztopienie podniosłoby poziom mórz o pół metra (i tak, to już niosłoby ze sobą katastrofalne dla naszej cywilizacji skutki). Według niektórych, Thwaites jest już na takim etapie, że trwa samonapędzający się rozpad. Może wejść w nagłą fazę szybkiego cofania się - czyli topnienia.

Szelfy lodowe, jak Thwaites, to takie lodowce, które przyczepione są do lądu, ale w dużej części unoszą się już na wodzie. I zatykają niczym korki drogi spływania do morza lodowców lądowych. Ich zachowanie jest pilnie śledzone przez glacjologów, a każdy duży incydent cielenia się, czyli odłamywania fragmentów lodu szelfowego, obserwowany jest z niepokojem - im mniej szelfu, tym bardziej lodowce lądowe podatne są na topnienie. Jeśli Thwaites zupełnie się rozpadnie, spowoduje topnienie (rozłożone na kilka stuleci lub dłużej) całej Antarktydy Zachodniej, a to już sprawi wzrost poziomu morza o trzy metry. 

Ponury rekord lutego w Antarktyce - lodu morskiego jeszcze nie było tak mało

Dlaczego piszemy o szelfach lodowych? Bo ich los powiązany jest z losem lodu unoszącego się swobodnie na otaczających Antarktydę wodach (co wytłumaczymy za chwilę). A tego lodu w ubiegłym miesiącu było rekordowo mało. 

Jak podaje Copernicus Climate Change Service (to unijny projekt badawczy), w lutym antarktyczny lód morski miał najniższy miesięczny zasięg, od kiedy zbierane są dane satelitarne, czyli od 44 lat. Ten zasięg był 34 proc. poniżej średniej dla tego miesiąca i przebił rekord sprzed sześciu lat. Do tego Dzienny zasięg lodu morskiego w tamtym rejonie także osiągnął najmniejszą wartość w historii prowadzenia badań satelitarnych. Morski lód był także bardzo "rzadki" - jego koncentracja we wszystkich sektorach Oceanu Południowego była znacznie poniżej średniej. 

Ogólnie jest tak, że latem (czyli w Antarktyce teraz) zakres lodu morskiego spada (najbardziej w lutym właśnie), a zimą znów go przybywa (najwięcej jest we wrześniu). Dr Will Hobbs, australijski ekspert ds. antarktycznego lodu morskiego powiedział "Guardianowi", że "wszędzie widzimy mniej lodu", a do tego rekord został pobity już trzeci raz w ciągu sześciu lat. To sprawia, że naukowcy walczą teraz o ustalenie przyczyn tego zjawiska

Sam topniejący lód morski nie podnosi poziomu morza, bo już się na nim znajduje. Jednak wpływa na wspomniane na początku tego tekstu półki lodowe "przyczepione" do brzegów kontynentu.

Nasze najnowsze dane pokazują, że antarktyczny lód morski osiągnął swój najniższy zakres w 45-letnim zapisie danych satelitarnych. Te niskie poziomy lodu morskiego mogą mieć istotne skutki dla stabilności antarktycznych półek lodowych, a ostatecznie dla globalnego wzrostu poziomu morza. Polarne pokrywy lodowe są czułym wskaźnikiem kryzysu klimatycznego i ważne jest, aby ściśle monitorować zachodzące tam zmiany

- mówi Samantha Burgess, zastępczyni dyrektora Copernicus Climate Change Service. Z jednej strony im mniej lodu unosi się na morzu, tym więcej jest na nim odkrytej, ciemnej powierzchni. Biały lód dobrze odbija słoneczne światło, a ciemniejsza woda je pochłania - i się ogrzewa. Cieplejsze morze "podmywa" lodowy szelf od spodu, nasilając jego topnienie. "The Guardian" podaje jeszcze jeden efekt. Morski lód pomaga łagodzić wpływ silnych sztormów na półki lodowe. Gdy jest go mniej, w szelf bije więcej fal, dodatkowo go osłabiając.

Zobacz wideo Jak wygląda praca badacza w Arktyce? Wszystko, co trzeba wiedzieć o lodowcach i życiu na Spitsbergenie - w kilka minut

Pisaliśmy tutaj głównie o Antarktydzie Zachodniej, która jest postrzegana jako znacznie bardziej podatna na kryzys klimatyczny niż większa, wschodnia część kontynentu. Ta druga jeszcze niedawno uważana była za obszar w miarę stabilny. Tyle że wcale już tak nie jest. 

- To, że myśmy myśleli, że wschodnia Antarktyda jest nietykalna, było tak naprawdę spowodowane brakiem dowodów naukowych. To bardzo niedostępne miejsce, trudne do badania. Ciężko znaleźć tam jakiekolwiek dowody geologiczne pokazujące, jak tamtejszy lądolód reagował na zmiany klimatyczne w przeszłości i wyciągać wnioski na przyszłość - mówił przed rokiem w rozmowie z Gazeta.pl prof. Sławomir Tułaczyk z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, Polak od 25 lat badający tę część świata. - Na środku kontynentu lodu powoli przybywa, a obrzeża są coraz mocniej podgryzane. I wygląda na to, że wygrywa ten negatywny trend, że bilans jest ujemny - więcej lodu się topi, niż go przybywa. Sytuacja zmieniła się z mniej więcej zbalansowanej około 30-40 lat temu - wyjaśniał. 

Więcej o tym, co dzieje się na Antarktydzie i o "kuchni" badacza tak niedostępnych rejonów można przeczytać w poniższym tekście:

Więcej o: