Gdy woda to luksus. "Butelka kosztuje kilka dolarów, a nauczyciel zarabia 50 miesięcznie"

- Od dostępu do wody i jej czystości zależy szansa na przetrwanie, na zdrowie, na godne życie, na edukację - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Daria Wrażeń z Polskiej Akcji Humanitarnej. Koordynuje pracę organizacji w Sudanie Południowym, gdzie dostęp do wody jest bardzo ograniczony - ale wcale nie przez to, że fizycznie jej nie ma. - Musimy zacząć od obalenia takiego mitu, że w Afryce "nie ma wody" - mówi.
Zobacz wideo Nowe przepisy o jednorazówkach. „Znikną plastikowe talerzyki i sztućce"

Woda nie dla wszystkich znaczy to samo. W Polsce mamy przywilej korzystać na co dzień z czystej wody i to za niewielką cenę. W innych miejscach dostęp do wody wolnej od zarazków i zanieczyszczeń to luksus. A ten problem tylko pogłębia napędzany przez nas kryzys klimatyczny. 

Te problemy jak w soczewce widać w Sudanie Południowym, najmłodszym kraju świata. Lata konfliktu uniemożliwiły rozwój infrastruktury, która zapewnia dostęp do czystej wody. Teraz kryzys klimatyczny przynosi bardziej ekstremalną pogodę, susze i powodzie. O sytuacji w kraju i możliwych rozwiązaniach rozmawiamy z okazji przypadającego 22 marca Światowego Dnia Wody z koordynatorką działań Polskiej Akcji Humanitarnej w Sudanie Południowym.

Patryk Strzałkowski: Co znaczy woda w Sudanie Południowym?

Daria Wrażeń, koordynatorka działań PAH w Sudanie Południowym: Woda jest w Sudanie Południowym towarem luksusowym. Kilka miesięcy temu byłam w miejscowości Pibor, gdzie pracujemy, i chciałam kupić wodę na targu. Powiedziano mi, że mogę kupić colę, ale wody nie ma. W stolicy woda w butelce potrafi kosztować kilka dolarów, a np. nauczyciel zarabia średnio 50 dolarów.

A woda nie tylko gasi pragnienie, lecz ma wpływ na wszystkie inne aspekty życia. Od jej dostępności i czystości zależy szansa na przetrwanie, na zdrowie, na godne życie. Wszystko zaczyna się od wody. PAH mówi o tym od dawna, ale zmiana klimatu postępuje i tylko zaostrza problemy z wodą. 

I właśnie dostęp do wody staracie się tam wspierać. To znaczy, że w Sudanie Południowym panuje susza?

Musimy zacząć od obalenia mitu, że w Afryce "nie ma wody". To ogromny kontynent, bardzo zróżnicowany pod każdym względem. Dlatego nie można tak uogólniać. Bo Sudan Południowy, w którym pracuję, jest państwem stosunkowo bogatym w zasoby wodne. 

W takim razie po co wspierać np. budowę studni?

Bo to nie fizyczny brak wody jest problemem, ale brak infrastruktury. To doprowadza do tego, że dostęp do wody - co kluczowe, wody w stanie zdatnym do spożycia - ma mniej niż połowa populacji.

Dlaczego, skoro zasobów wodnych nie brakuje?

Sudan Południowy jako państwo istnieje od 2011 roku. Jeszcze zanim oddzielił się od Sudanu, przez dekady ten region był niszczony przez konflikty i wojnę domową. Wojna trwała też po uzyskaniu niepodległości. A więc konflikt w Sudanie Południowym tak naprawdę zakończył się dopiero wraz z podpisaniem w 2018 roku porozumienia pokojowego.

Więc dopiero od pięciu lat mamy względny pokój i możemy tak naprawdę zacząć budować jakąkolwiek państwowość, infrastrukturę. Przed 2018 rokiem pod tym względem nie działo się nic. Są wody gruntowe, są rzeki - przede wszystkim Nil. Ale nie ma studni, żeby tą wodę wydobyć, brakuje sprzętu do jej uzdatniania, ma żadnych dróg, żeby czystą wodę dostarczyć tam, gdzie jest potrzebna. Problemem nie jest fizycznym brakiem wody, tylko bariery natury ekonomicznej.

Stąd wsparcie PAH-u i innych organizacji.

Koszt wydobycia wody jest bardzo wysoki. Potrzebny jest specjalistyczny sprzęt, praca inżynieryjna. I tutaj my jako Polska Akcja Humanitarna wkraczamy i właśnie wydobyciem, uzdatnianie i dostarczaniem tej wody się zajmujemy Od 2006 roku, czyli jeszcze zanim Sudan Południowy powstał. 

W tym czasie sytuacja z pewnością się zmieniła - choćby przez globalne ocieplenie, które najbardziej dotyka m.in. mieszkańców tej części Afryki.

Zmiana klimatu i związane z nią susze, pustynnienie, ale i powodzie - które występują w Sudanie Południowym na przemian - oraz wzrost populacji to jest główne przyczyny powiększania się deficytu wody.

Czyli mieszkańcy odczuwają kryzys klimatyczny na własnej skórze?

Zmiany klimatyczne mają tak ogromny wpływ na życie codzienne ludzi zwykłych. Pora sucha i pora deszczowa z roku na rok stają się coraz bardziej intensywne. Okresy ich występowania uległy znacznemu rozregulowanie. Dzisiaj jestem w Dżubie (stolicy Sudanu Południowego), gdzie powinna trwać pora sucha, a już od tygodnia codziennie leje deszcz. I właśnie długotrwałość i nieprzewidywalność tych zjawisk pogodowych sprawiła, że na przykład uprawa roli staje się po prostu praktycznie niemożliwa.

Powódź w Sudanie PołudniowymPowódź w Sudanie Południowym fot. PAH

No właśnie - bo woda potrzebna jest nie tylko do picia.

Jest konieczna, chociażby do tego, żeby ludzie mieli co jeść. A mówimy o 11-milionowym kraju, w którym dziewięć milionów ludzi potrzebuje pomocy humanitarnej. I nie jest tak, że to pustynia. Ziemia jest w miarę żyzna. Ale jeżeli wychodzi na zmianę albo powódź, albo susza, to rolnictwo przestaje opłacalne. 

A jeszcze, nawet jeżeli uda się zaliczyć jakiś rok - nie przyjdzie szarańcza, nie przyjdzie powódź i nie przyjdzie susza - to bardzo często pojawia się jeszcze konflikt zbrojny. 

Ale mówiliśmy, że od 2018 roku obowiązuje porozumienie pokojowe.

Mimo że wojna domowa się zakończyła, to ta przemoc na tle społecznym cały czas ma miejsce. Wciąż dochodzi do starć pomiędzy poszczególnymi grupami czy konfliktów o bydło, które jest cennym zasobem. To też zmusza tych ludzi do ucieczki z własnych domów.

Czy dochodzi też do walki o dostęp do wody, czy ziemi uprawnej?

Woda nie jest tu źródłem konfliktu. Ale możliwe są napięcia w sytuacji, gdy ludzie przemieszczają się z jakiegokolwiek powodu masowo. Na przykład uciekają z terenów zalanych powodzią czy obszaru walk. Ci ludzie oczywiście starają się osiąść tam, gdzie już jakaś infrastruktura jest. Czyli mają studnię albo targ. Kiedy dużo nowych ludzi osiedla się w miejscu, w którym zasoby już wcześniej były ograniczone, to dochodzi do konfliktów między tymi społecznościami. Ale jednak nie są to konflikty na skalę krajową. Więc wojny o wodę w Sudanie Południowym nie ma. 

W 2022 roku Sudan Południowy nawiedziły potężne powodzie. Jaka sytuacja panuje teraz?

Wielkie powodzie nawiedzały Sudan Południowy już od czterech lat z rzędu. W tym roku jeszcze tej powodzi nie mieliśmy. Dopiero teraz zaczyna się pora deszczowa, ale niestety możemy się spodziewać kolejnej powodzi. Powodzie z ubiegłych lat zabrały ludziom wszystko. Największa, z 2021 roku, dotknęła prawie miliona osób. 

I nie jest tak, że woda powodziowa opada, a ludzie szybko wracają do siebie. Taka powódź ma niszczycielską siłę. Pozbawia nie tylko domów, dobytku, ale zatruwa studnie, niszczy pola, odcina od świata miejscowości, przekłada się później na klęskę głodu. Mamy do czynienia z paradoksem, że wielka woda zabiera ludziom dostęp do wody - tej czystej, zdatnej do picia. 

W jaki sposób?

Fala powodziowa niszczy latryny, topi zwierzęta gospodarskie. I zanieczyszczona woda dostaje się do studni i zatruwa je. Do tego ta woda stoi czasem pół roku, czasem rok. W niej namnażają się patogeny, komary roznoszące malarię. A ludzie są zmuszeni do korzystania z niej, kiedy nie ma alternatyw. No i mamy cholerę, biegunkę, które zabijają dzieci. Malaria, choć jest chorobą łatwą do leczenia, to zabija bardzo dużo ludzi. 

Czy można temu jakoś zapobiegać?

Nasza pomoc polega przede wszystkim właśnie na zapewnieniu dostępu do wody i obiektów sanitarnych. Budujemy studnie, co nie jest wcale prostą sprawą. Remontujemy też te istniejące. I od kilku lat robimy to w sposób, który ma uodpornić je na klęski. Studnie umieszczamy na platformach, żeby nawet kiedy przyjdzie powódź, to nie dojdzie do zanieczyszczenia źródła. I nawet w czasie powodzi można z tej czystej wody korzystać. Podobnie robimy z latrynami.

Punkt poboru wody w Sudanie PołudniowymPunkt poboru wody w Sudanie Południowym Fot. PAH

Czy wtedy takie społeczności nie stają się uzależnione od organizacji, która musi im po jakimś czasie zrobić kolejny remont?

W ramach każdego projektu mamy na uwadze to, że taką studnię trzeba konserwować i zapewnić ciągłość dostawy wody. Dlatego zawsze szkolimy na miejscu mechaników pomp, zostawiamy im narzędzia, części zamienne. To pozwala na prawidłowe funkcjonowanie studni przez wiele lat. Odpowiedzialność przekazujemy mieszkańcom, którzy tworzą komitet wodny, dbając o czystość i stan studni. Dbamy o to, żeby składały się co najmniej w połowie z kobiet, bo to one są tradycyjnie odpowiedzialne za dostarczanie wody do domostw.

To kwestia kulturowa?

To długo zakorzeniona tradycja, tradycyjny podział ról. Mężczyźni pracują, polują, zajmują się innymi kwestiami, a to kobieta jest odpowiedzialna za gospodarstwo domowe, a więc za pranie, gotowanie i zdobycie wody. 

To musi mocno wpływać na ich życie.

Nawet w stolicy nie ma żadnej kanalizacji, nie ma wodociągów, woda jest pobierana z Nilu i dowożona wodociągami. A to największe miasto! Na wsiach dziewczynki muszą przemierzyć średnio 12 km, żeby przynieść 20-litrowy kanister z wodą. Naszym zadaniem jest skrócenie tego dystansu. To niesie mnóstwo korzyści. Wtedy te dziewczynki mogą uczyć się w szkole, kobiety mogą opiekować się dziećmi.  

Kobiety w Sudanie Południowym zajmują się noszeniem wody ze studni do domów. Czasem to kilkanaście kilometrówKobiety w Sudanie Południowym zajmują się noszeniem wody ze studni do domów. Czasem to kilkanaście kilometrów Fot PAH

Ludzie bardzo cenią tu edukację i nie trzeba specjalnie tłumaczyć, żeby warto posłać te dziewczynki do szkoły. Ale analfabetyzm wśród dziewczynek jest na tyle ekstremalny, że tylko kilkanaście procent kobiet potrafi czytać i pisać. I oni chętnie by te dziewczynki do szkoły wysłali. 

Ale muszą nosić wodę?

Tak, to zajmuje bardzo dużo czasu. A budowa studni sprawia, że zamiast pięciu godzin przyniesienie wody zajmie 10 minut. Ale ważne też, żeby w szkołach była czysta woda i toalety. Jeśli nie ma co pić, to dzieci nie mogą się skoncentrować. Dodatkowo dziewczynki podczas okresu - jeśli nie ma toalety, wody do mycia rąk - przestają chodzić do szkoły. Z miesiąca na miesiąc zaległości narastają, dzieci wypadają z edukacji. A jak dziewczynka się nie uczy i osiągnęła dojrzałość, to wydaje się ją za mąż. To tworzy zamknięty krąg ubóstwa. Dlatego budujemy latryny, stacje mycia rąk w szkołach. Latryny to też kwestia bezpieczeństwa. 

Bezpieczeństwa? 

W Sudanie Południowym większość osób nie ma dostępu do toalet. Poza kwestią higieny to też zagrożenie dla kobiet. Muszą odejść kawałek w busz, żeby były niewidoczne. I wtedy mogą zostać napadnięte i zgwałcone. I to niestety się zdarza. A w przypadku powodzi dochodzi do zanieczyszczenia wody.

Co jeszcze można zrobić, żeby załagodzić te zagrożenia w Sudanie Południowym?

Trzeba zdawać sobie sprawę, że za te powodzie są odpowiedzialne pośrednio gospodarki Globalnej Północy, które w największym stopniu odpowiadają za zmianę klimatu. A mieszkańcy np. państw Afryki, którzy mają najmniejszy wpływ na klimat, są najbardziej dotknięci skutkami kryzysu. Więc to, co możemy robić, to ograniczać emisje gazów cieplarnianych, możemy też wspierać organizacje humanitarne, działające na miejscu. W naszych rękach jest życie tych ludzi, którzy mieszkają tak daleko od nas. 

Oczywiście mieszkańcy mogą np. przemieszczać się z miejsca na miejsce. Ale jeśli problem będzie się nasilał, to jaka będzie skala? ONZ szacuje, że jeśli problemy z wodą będą się nasilać, to do 2030 roku nawet 700 mln ludzi może być zmuszonych do opuszczenia domów.

Wspieraj działania PAH w Sudanie Południowym: www.pah.org.pl/wplac 

Więcej o: