Straszą, że "globaliści chcą zabrać ci auto". Ile w tym prawdy? Tyle, co nic

W sieci krąży informacja o tym, że "globaliści" chcą, żeby ze świata "zniknęło 75 proc. samochodów". Ale w straszeniu tym, że "zabiorą ci auto", nie ma wiele prawdy. O co zatem chodzi?
Zobacz wideo "Kontynuacja kursu PiS w energetyce jest niemożliwa"

"Chcą zabrać ci auto" - straszył kilka dni temu w swoich mediach społecznościowych skrajnie prawicowy Ruch Narodowy. Organizacja pisała, że "globaliści" ze Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) postulują, żeby z dróg na świecie "zniknęło" 75 proc. samochodów. Takie twierdzenia są manipulacją. Skąd się wzięły i o co rzeczywiście chodzi?

Wpis Narodowców opiera się najpewniej na informacjach, które ukazały się niedawno w kilku serwisach informacyjnych. Opisywały one jeszcze w czerwcu "kontrowersyjny" i "radykalny postulat" ekspertów WEF, by "ograniczyć liczbę aut na świecie o 75 proc.". Powołano się na broszurę ekspertów Forum Ekonomicznego z maja tego roku, w którym piszą o koncepcji nowej mobilności miejskiej - czyli tego, jak zabezpieczyć potrzebę poruszania się tak, by jednocześnie nie szkodzić ludziom i przyrodzie. 

Na początku autorzy wymieniają "korzyści" z wprowadzenia nowego modelu transportu w miastach, opartego na współdzieleniu, elektryfikacji i automatyzacji. Wśród nich jest ograniczenie zanieczyszczenia dwutlenkiem węgla, uwolnienie 75 proc. przestrzeni publicznej w miastach, obniżenie kosztów o 40 proc. oraz oszczędności rzędu pięciu bilionów dolarów rocznie. A także "zmniejszenie potencjalnej liczby samochodów z 2,1 do 0,5 miliarda".  I zapewne ta ostatnia liczba jest źródłem twierdzeń o "ograniczeniu potencjalnej liczby samochodów o 75 proc.". Tyle że ani nie jest to "postulat" Forum Ekonomicznego, ani nie oznacza to, że liczba wszystkich samochodów na świecie miałaby spaść o 3/4, jak może sugerować np. wpis narodowców.

Ile samochodów w miastach?

Po pierwsze trzeba wyjaśnić, czym dokładnie jest dokument, na który powołują się publikacje. Krótka broszura opisuje przygotowane przez ekspertów narzędzie dla władz miast. Pozwala ocenić, jak polityki i działania włodarzy przekładają się na rozwój czystego i dostępnego dla wszystkich transportu miejskiego. 

Samo narzędzie nie zakłada konkretnych celów, jak "ograniczenie liczby samochodów", tylko ocenia, jak różne działania przekładają się na zrównoważoną mobilność. We wstępie do broszury odwołano się do koncepcji zmiany myślenia o tym, jak poruszamy się po miastach i oparcia transportu o zasady współdzielenia, elektryfikacji oraz automatyzacji. Powołano się na raport naukowy z 2017 roku i to z niego pochodzą liczby 2,1 i 0,5 miliarda samochodów. Ale czego dokładnie dotyczą?

Autorzy opisują trzy scenariusze rozwoju mobilności w miastach. Pierwszy to "bussines as usual", czyli rozwój taki, jak w ostatnich dziesięcioleciach. Trzeci to scenariusz "rewolucji" w myśleniu o transporcie i odejścia od myślenia o tym, że podstawowym środkiem transportu jest prywatny samochód spalinowy. I tutaj pojawiają się liczby. 

Według ekspertów, jeśli motoryzacja będzie rozwijać się tak, jak dotychczas, to do 2050 roku w miastach będzie 2,1 miliarda samochodów. Zaś podążając zaproponowanym scenariuszem zrównoważonego transportu, ta liczba wyniesie 0,5 miliarda. To rzeczywiście o prawie 75 proc. mniej - ale... nie w porównaniu do stanu obecnego, tylko teoretycznego scenariusza. W momencie publikacji raportu liczbę samochodów w miastach szacowano na 750 tys. (a wszystkich -  w tym poza miastami - na 1,1 miliarda). Zatem narodowcy manipulują lub nie mają świadomości, co przekazują, pisząc, że chodzi o "redukcję 3/4 samochodów na świecie" - bo po pierwsze chodzi o te używane w miastach, a nie wszystkie, a po drugie, spadek w porównaniu do obecnego stanu to ok. 33 proc., a nie 75 proc.

Oczywiście dla wielu to wciąż może wydawać się "radykalną" zmianą. Jednak trzeba pamiętać, że raport mówi o skali globalnej i nie oznacza to od razu, że w każdym mieście miałoby być 33 proc. samochodów mniej. Autorzy wskazują na potężne różnice między miastami. W Stanach Zjednoczonych transport miejski jest praktycznie zdominowany przez prywatne samochody osobowe, ale w krajach rozwijających się jak np. Indie popularne są różne formy transportu zbiorowego. Jeśli te kraje rozwijałyby się tak, jak Zachód, to liczba samochodów "wystrzeliłaby". Z kolei model zrównoważonego transportu oznacza wzmocnienie transportu publicznego i mniej samochodów tam, gdzie jest to możliwe. Nie ma też mowy o "odbieraniu" samochodów, tylko takie polityki miast i państw, które pozwolą ludziom przemieszczać się wygodnie i zgodnie z potrzebami bez konieczności korzystania z samochodu. 

To wszystko propozycje i scenariusze, a nie "nakazy globalistów". Każdy obywatel i każde miasto może, ale nie musi korzystać z takich rozwiązań. Ale eksperci podkreślają, że jeśli pozostaniemy przy obecnych trendach, to czekają nas coraz większe problemy. Zmiana samochodów spalinowych na elektryczne jest kluczowa, ale nie wystarczy. Po pierwsze, wyprodukowanie miliardów nowych samochodów oznacza ogromne zapotrzebowanie na zasoby. Po drugie "elektryki" nie rozwiązują wszystkich problemów. Ograniczają emisje zanieczyszczeń, ale wciąż zajmują tyle samo przestrzeni, tak samo mogą powodować wypadki i wciąż mają swój negatywny (choć znacznie mniejszy od aut spalinowych) wpływ na nasze zdrowie i środowisko.

Więcej o: