To pierwszy raz, gdy mieliśmy okazję zobaczyć start rakiety Starship. To największa w historii i najpotężniejsza od czasów Saturna V (pod względem udźwigu) rakieta nośna. W czwartek o godz. 15:30 czasu polskiego 33 silniki Raptor pierwszego stopnia kompletu (o wdzięcznej nazwie Super Heavy) wyniosły Starshipa wysoko ponad Zatokę Meksykańską. Było to drugie podejście do staru rakiety. Pierwsza próba, w ostatni poniedziałek, została odwołana z powodu wykrycia problemów technicznych.
Początkowo wydawało się, że start Starshipa z prywatnego kosmodromu SpaceX w Boca Chica odbędzie się bez żadnych przeszkód. Co prawda tuż przed startem odliczanie wstrzymano na kilka minut, ale po upewnieniu się, że wszystkie systemy rakiety są gotowe do lotu, silniki odpalono i mieliśmy okazję być świadkami niesamowitego widowiska. Start tak potężnego statku wyglądał majestatycznie, a początkowe fazy lotu Starshipa odbyły się bez problemów. Dopiero po osiągnięciu wysokości ok. 40 km z rakietą zaczęło dziać się coś niedobrego. Pojazd wpadł w niekontrolowany obrót i eksplodował nad wodami Zatoki Meksykańskiej. Możliwą przyczyną, choć ta na razie nie została oficjalnie podana, mógł być problem z separacją obu stopni rakiety.
Starship składa się bowiem z dwóch elementów - tzw. boostera Super Heavy (dolny stopień) oraz samego statku Starship (na górze), a dzisiejsza próba była pierwszym testem całego, zintegrowanego kompletu. Niedługo po starcie powinno dojść do separacji obu członów rakiety, ale z jakiegoś powodu nie doszło. Prowadzący transmisję przedstawiciel SpaceX szybko stwierdził, że zachowanie rakiety nie jest normalne. Wtedy potężna, mająca 120 metrów długości zaczęła się obracać, a chwilę potem tracić wysokość. 3 minuty i 59 sekund po starcie, na wysokości 32 km doszło do eksplozji. Planowo Super Heavy miał po oddzieleniu rozbić się o wody Zatoki Meksykańskiej, a sam Starship przemierzyć większą część naszej planety i spróbować wylądować na barce na Oceanie Spokojnym, w pobliżu Hawajów.
Zespół SpaceX ocenia ten test, niezależnie od wyniku, jako cenną lekcję. Był zresztą przygotowany na taki scenariusz. Sam Elon Musk ostrzegał przed startem, że szanse na powodzenie w tej próbie są raczej niskie, w marcu ocenił je na zaledwie 50 proc. Jak podsumowali prowadzący transmisję z lotu, "nigdy nie wiemy dokładnie, co się stanie, ale tak jak obiecaliśmy, emocje są gwarantowane". Dodano, że teraz SpaceX zbuduje nowego Starshipa i przeprowadzi ponowną próbę lotu. W związku z nieudanym startem w czwartek przesunięta na bliżej nieokreślony termin zostanie planowana jeszcze na ten miesiąc misja pierwszego lotu orbitalnego.
Starship - gdy będzie już zdolny do lotu - ma być pierwszą tak dużą prywatną rakietą kosmiczną i najpotężniejszą obecnie operacyjną rakietą świata. Z założenia to pojazd wielozadaniowy, zdolny do realizacji różnego rodzaju misji kosmicznych. Według oryginalnych szacunków SpaceX statek będzie w stanie wynieść ładunek 100 ton na niską orbitę okołoziemską lub zabierze w daleką podróż nawet 100 astronautów. Najbardziej ekscytującymi przyszłymi misjami Starshipa są jednak zapowiadane loty na Księżyc - a w dłużej perspektywie - również na Marsa. SpaceX i NASA planują, że statek zabierze astronautów z orbity naszej planety na powierzchnię Księżyca, a następnie wróci z nimi z powrotem na Ziemię w ramach misji Artemis 3 w grudniu 2025 roku. Elon Musk planuje też, że wykorzysta Starshipa do budowy pierwszych baz na Marsie, ale na to z pewnością poczekamy jeszcze wiele lat.
Teoretycznie wcześniej Starship ma zabrać w kosmos japońskiego miliardera Yusaku Maezawę, który wynajął SpaceX do realizacji pierwszego w historii prywatnego lotu wokół Księżyca. Według wcześniejszych zapowiedzi firmy Maezawa i osiem wybranych przez niego osób mają udać się w podróż Starshipem... jeszcze w tym roku. Plan ten na razie wydaje się jednak mało realny. Dość powiedzieć, że NASA planuje pierwszy od czasów Apollo załogowy lot na orbitę Księżyca dopiero na listopad 2024 roku (misja Artemis 2).