Przez pierwsze ponad trzy lata program 500 plus był "reglamentowany", bo pieniądze przysługiwały tylko na drugie i kolejne dziecko, zaś w przypadku pierwszego wyłącznie po spełnieniu warunku dochodowego. Dopiero od 1 lipca 2019 r. rodzice dostają 500 plus na wszystkie dzieci. Liczba beneficjentów wzrosła wówczas niemal dwukrotnie (do ok. 6,8 mln z 3,6 mln w 2019 r.), koszty programu również - do ok. 40 mld zł rocznie. Niebawem łączny koszt 500 plus od momentu jego uruchomienia przebije 100 mld zł.
Oczywiście pojawiają się głosy, że w 500 plus chodziło o "kupowanie" wyborców. Nie podejmuję się oceny tego argumentu. Wiem natomiast, jakie założenia miał program, gdy go wprowadzano.
Po pierwsze, celem była poprawa sytuacji demograficznej Polski. Jak z tym poszło? W latach 2016-2017 rzeczywiście mieliśmy wzrost urodzeń (w 2017 r. w Polsce urodziło się ponad 400 tys. dzieci, po raz pierwszy od siedmiu lat). Osobną kwestią są wciąż istniejące spory ekonomiczno-polityczne o to, w jakim stopniu na ten wzrost wpłynęło 500 plus, w jakim dobra sytuacja gospodarcza (rosnące zarobki, spadające bezrobocie), a w jakim po prostu demografia (liczba osób w wieku rozrodczym).
Po dwóch latach wzrostowych rozpoczął się jednak zjazd. W 2018 r. na świat przyszło już 388 tys. dzieci, a w 2019 r. "tylko" ok. 375 tys. - najmniej, od kiedy działa 500 plus.
Rząd jeszcze w 2018 r. mógł przekonywać, że przecież w 500 plus nie chodziło o to, żeby z roku na rok rodziło się coraz więcej dzieci, ale żeby trochę "oszukać" nieubłagane trendy demograficzne dla Polski. Barbara Socha, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, powiedziała wręcz dosadnie w Radiu Wnet w styczniu br., że "żaden program nie spowoduje, że dziesięć kobiet urodzi więcej dzieci niż 100 kobiet".
Tyle że w 2019 r. nawet argument o tym, że wciąż jesteśmy powyżej prognoz, wziął w łeb. Liczba urodzeń - 375 tys. - po raz pierwszy okazała się bowiem niższa niż w 2016 r. zakładano w uzasadnieniu ustawy o 500 plus.
Drugą przesłanką za 500 plus - wynikającą z uzasadnienia ustawy - miał być spadek ubóstwa rodzin z dziećmi. Niestety, danych za 2019 r. jeszcze nie ma, ale statystyki GUS za 2018 r. znów nie są dla rządu idealne.
Po kilku latach sporych spadków (w tym w 2016 i 2017 r.), w 2018 r. wzrósł zasięg skrajnego ubóstwa w gospodarstwach domowych z dziećmi - do 6,4 proc. z 4,9 proc. w 2017 r. Okazał się nawet wyższy niż w 2016 r. (wówczas było to 5,9 proc.), choć nadal sporo niższy niż w 2015 r. (8,8 proc.). W 2018 r. granicą ubóstwa skrajnego (tzw. minimum egzystencji) była dla rodziny z dwójką dzieci do 14 lat kwota 1606 zł.
Uważam, że 1 lipca 2019 r. stało się jednak coś zdecydowanie większego niż tylko poszerzenie 500 plus. Wydaje mi się, że doszło wówczas do absolutnej zmiany charakteru tego programu. W pewien sposób stał się czymś w rodzaju dochodu gwarantowanego dla rodzin z dziećmi.
Przez trzy lata przekonywano nas, że ograniczenie 500 plus na pierwsze dziecko funkcjonuje dlatego, że Polacy nie mają problemów z tym, żeby mieć w ogóle dziecko, ale żeby mieć więcej niż jedno. I dlatego nie trzeba nas finansowo gromadnie zachęcać do posiadania jednego dziecka (stąd początkowy brak powszechnego 500 plus na pierwsze dziecko), ale do posiadania dwójki, trójki czy czwórki dzieci. To nawet miało sens. I nawet nieco drgnął wskaźnik dzietności - o ile w 2015 r. na jedną kobietę przypadało ok. 1,29 urodzonego dziecka, o tyle w latach 2017-2018 ok. 1,44.
Przez trzy lata przekonywano nas, że chodzi także o to, żeby spadało ubóstwo. I nagle w 2019 r. postanowiono bardzo szeroki strumień pieniędzy skierować do rodzin, które pieniędzy mają najwięcej. Szacunki wskazywały, że spośród 18,3 mld zł, które miało pochłonąć rozszerzenie programu 500 plus, blisko 6 mld zł trafiło do grupy 20 proc. gospodarstw domowych z najwyższymi dochodami. Dla porównania, 20 proc. najuboższych rodzin "zarobiło" na tej zmianie ok. 800 mln zł.
W 2019 r. - nie rozstrzygam, czy z powodu zbliżających się wyborów, czy np. z powodu dojścia do ściany, jeśli chodzi o możliwości sprawnego przekonywania o zbawiennym wpływie 500 plus na demografię Polski - wprowadzając raptem jedną zmianę (zniesienie progu dochodowego na pierwsze dziecko) program totalnie przeformatowano. Zresztą doskonale widać to było po uzasadnieniu ustawy, w której nie było już żadnego słowa np. o planowanym wzroście urodzeń, ale o "poprawie jakości życia rodzin" czy "poprawie jakości kapitału ludzkiego".
Na koniec kilka zdań komentarza w kontekście prawdopodobnie bardzo głębokiego (choć oby krótkotrwałego) kryzysu gospodarczego. Kryzysu, który już wpływa wszak nie tylko na portfele Polaków, lecz także na stan kasy państwa.
Zaczęły się wobec tego pojawiać obawy, czy budżet Polski wytrzyma 500 plus (a czasem wręcz propozycje, by program zawiesić). Rząd oczywiście zapewnia, że program jest niezagrożony. Choć trudno mi zarówno przewidywać, co i kiedy zrobi rząd, jak i wyobrazić sobie, żeby wypłaty 500 plus miały zostać przerwane.
Gdy tysiącom, jeśli nie milionom Polaków, będą spadać dochody, rząd raczej nie będzie odbierał 500 plus. Rząd USA, Unia Europejska czy władze poszczególnych krajów Europy zapowiadają niebotyczne wręcz programy wsparcia dla biznesu i obywateli, żeby tylko nie pozwolić gospodarce totalnie upaść i żeby w miarę łatwo rozruszać ją po epidemii. Mówiąc wprost - chcą napychać gospodarkę pieniędzmi, myśli o konsekwencjach odkładając na później. Zasady zdrowych finansów publicznych schodzą na bok.
W takiej sytuacji - nawet biorąc pod uwagę, że niektóre decyzje polskiego rządu są dla mnie niezrozumiałe - nie postawiłbym zbyt wiele na to, że coś grozi w krótkim terminie programowi 500 plus. Już prędzej jestem w stanie sobie wyobrazić 600 czy 700 plus. Choć oczywiście otwarte pozostaje pytanie, jakim kosztem to się odbędzie.