Pandemia pociągnęła za sobą wiele bolesnych skutków: obciążenie służby zdrowia, ograniczenia podróży i izolację społeczną, zamknięte firmy, obniżki wynagrodzeń i zwolnienia. Gospodarka globalna na kilka tygodni stanęła. Efekt pandemii (choć to nie tylko to) widać też na polskich stacjach paliw.
Benzyna na stacjach paliw jest najtańsza od marca 2016 roku, a olej napędowy i gaz od maja tego samego roku - tak wynika z danych zebranych przez ekspertów Biura Maklerskiego Reflex, którzy śledzą ten rynek.
- Obniżki cen paliw zaczęły się mniej więcej w połowie stycznia tego roku. Od tego czasu ceny benzyny "95" spadły o 21 proc., "98" o 20 proc., diesla o 23 proc., a autogazu o 28 proc., przy czym duża część tych obniżek przypadła na marzec i kwiecień. W tym samym czasie cena ropy naftowej typu Brent na rynku spot (czyli z dostawami "na teraz" - red.) spadła o 70 proc., a surowca w kontraktach terminowych (które są najczęściej śledzone i podawane) o 60 proc. - wylicza Urszula Cieślak z BM Reflex. Notowania ropy Brent zjechały z około 65 dolarów do około 25 dolarów za baryłkę.
Ropa naftowa zaczęła tanieć na początku tego roku, po chwilowej zwyżce związanej ze wzrostem napięcia na Bliskim Wschodzie (swoją drogą, kto to w ogóle dziś jeszcze pamięta, a generał Sulejmani zginął niespełna cztery miesiące temu). Od kilku miesięcy państwa OPEC i Rosja rozmawiały na temat ewentualnego przedłużenia ograniczeń w wydobyciu ropy naftowej - to działania, które wspólnie prowadzą od trzech lat, by zapobiegać spadkom notowań surowca. Te negocjacje najpierw się załamały, potem doszły do tego obawy o spowolnienie gospodarcze w Chinach w związku z wtedy jeszcze epidemią koronawirusa, które rozlały się na następnie na Europę i cały świat. Gospodarka, która spowalnia, potrzebuje mniej surowców do działania, w tym ropy naftowej, stąd część silnych spadków notowań.
Ostatecznie państwa kartelu i Moskwa się porozumiały, ale do tego doszła jeszcze przedziwna sytuacja sprzed dwóch tygodni, kiedy amerykańska ropa WTI zaliczyła ujemne ceny (co przełożyło się też na ceny inny gatunków ropy). Pisaliśmy na ten temat tutaj: Cena ropy naftowej poniżej zera. Kończy się miejsce w zbiornikach, traderzy wynajmują supertankowce.
Niektórzy, obserwując zachowanie rynkowych cen ropy i detalicznych cen paliw na stacjach, mogą się zastanawiać, dlaczego nie widać od razu przełożenia tych pierwszych na te drugie i dlaczego, jeśli ono się pojawia, nie jest w skali 1:1. Wyjaśnienie nie jest specjalnie skomplikowane: po prostu cena paliwa, które tankujemy na stacji benzynowej, nie składa się tylko z ceny ropy, a tak naprawdę sama ropa stanowi mniej niż 30 proc.
Przede wszystkim, przynajmniej połowa ceny paliwa to różnego rodzaju podatki i opłaty. Przy obecnych średnich cenach paliw, w przypadku benzyny 95-tki (3,94 zł za litr) to około 62 proc., a diesla (4,05 zł/l) - 56 proc. Koszt zakupu tych paliw w rafinerii to odpowiednio 22 i 29 proc.
- W Polsce ponad połowę ceny litra paliwa na stacji stanowią obciążenia podatkowe, które są stałe. Tak naprawdę więc, im niższa cena ropy naftowej, tym udział tych obciążeń w sprzedawanym detalicznie paliwie rośnie - zauważa Urszula Cieślak.
W hurcie paliwo taniało, ale nie tak mocno, jakby mogło. Część potencjalnych obniżek cen paliw w Polsce "zabrało" nam osłabienie złotego, bo polskie rafinerie zakupy surowca rozliczają w dolarach amerykańskich. W połowie stycznia notowania dolara wobec złotego były na poziomie 3,80, w ostatnich dniach to okolice 4,17-4,20 zł.
Jest jeszcze jeden element - marże detaliczne, które "dorzucają" właściciele stacji paliw. - Mniej więcej od połowy marca obserwujemy utrzymujący się wyższy ich poziom, mimo spadku cen paliw w handlu hurtowy - mówi ekspertka BM Reflex. To oczywiście skutek zamrożenia gospodarki w związku z koronawirusem. Polacy przestali podróżować, częściowo stanął też transport niektórych towarów, obroty na stacjach zaczęły wyraźnie spadać. - Docierały do nas sygnały z różnych stacji, różnego profilu, pod różnymi szyldami, że w marcu spadek sprzedaży był na poziomie od 30 do nawet 60 proc. Nie dziwi więc utrzymywanie wyższych marż - właściciele muszą w jakiś sposób utrzymać biznes. A spadała sprzedaż nie tylko paliw, w związku z tym, że Polacy siedzieli w domach, podobnie spadła sprzedaż pozapaliwowa, nie jest tajemnicą, że na wielu stacjach to ona stanowi większość przychodów - podkreśla Urszula Cieślak.
Gospodarka zaczyna być powoli odmrażana. Choć nie wiadomo do końca, w jakim stanie po tym rozmrożeniu się znajdzie, raczej jasne jest, że powrót do stanu sprzed pandemii nie nastąpi tak szybko, jak gwałtowne są i będą w najbliższym czasie spadki aktywności.
Można się jednak spodziewać pewnego odbicia popytu na ropę naftową (choć poziomy ze stycznia, 60-70 dolarów za baryłkę prędko nie wrócą, być może nawet nie w tym roku). Także popytu detalicznego na paliwa. W miarę znoszonych obostrzeń więcej będziemy się przemieszczać. Po otwarciu europejskich granic może okazać się, że część podróży, które jeszcze niedawno odbylibyśmy samolotem, odbędziemy własnymi samochodami, wielu zapewne wybierze własny transport także planując krajowe urlopy. To może podbić ceny ropy i w konsekwencji ceny paliw - ale tutaj eksperci mają dla nas - konsumentów - dobre informacje.
- Wyższe marże dają nadzieje na to, że nawet jeśli zaczęłyby rosnąć ceny hurtowe paliw, to my, klienci, w najbliższym czasie nie powinniśmy odczuwać tych podwyżek i na razie stacje będą schodzić z marży, tam jeszcze jest kilkanaście groszy do tego zejścia. Dzisiaj stacje nie konkurują mocno o klienta, bo w zasadzie go nie ma. W momencie, kiedy zaczną się wyjazdy, to zabieganie o klienta ceną się pojawi - uważa Urszula Cieślak.
To takie małe pocieszenie w czasach, kiedy z gospodarki docierają do nas głównie informacje negatywne i kiedy wiele osób wciąż obawia się inflacji. Wiele wskazuje na to, że nawet jeśli żywność będzie drożeć, to w części te wzrosty zrównoważą niższe niż przed rokiem ceny paliw.