Obrazki z lotnisk na całym świecie, na których widzimy pasażerów podczas pomiarów temperatury ciała, pojawiały się jeszcze na początku pierwszej fali pandemii koronawirusa. Tego typu działania prawdopodobnie nie przyczyniały się do wykrywania zakażonych koronawirusem - tak przynajmniej wynika z najnowszego badania przeprowadzonego przez amerykańskich naukowców.
Jak podaje CNN, Centra ds. Kontroli i Prewencji (CDC) w styczniu br. rozpoczęło program kontrolowania pasażerów przylatujących do USA z krajów z dużymi ogniskami koronawirusa. Celem działań było zahamowanie rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Na przestrzeni dziewięciu miesięcy przebadano łącznie 766 tys. osób. Wśród nich 300 osób spełniło wymagania, które wskazywały na to, że mogą być zakażeni koronawirusem. Z tego grona przeprowadzono testy 35 osób, spośród których zaledwie dziewięć miało wynik pozytywny. Oznacza to, że wymagający dużych nakładów finansowych program okazał się nieskuteczny. Wykrywalność w ramach programu to jeden przypadek na 85 000 osób. W związku z tym CDC zaprzestało prowadzeniu programu na rzecz promowania środków ochronnych wśród pasażerów.
Druga fala pandemii uderzyła również w Stany Zjednoczone z bardzo dużą siłą. Od 4 listopada średnia liczba nowych przypadków zakażenia koronawirusem przekracza 100 tys. W czwartek 12 listopada poinformowano o ponad 161 tys. nowych przypadków koronawirusa. Obecnie zakażonych jest blisko 4 miliony osób. Od początku pandemii w USA na COVID-19 zanotowano prawie 11 milionów przypadków oraz zgony około 250 tys. osób.