Nowa prognoza, otwarcie galerii z niewielkim wpływem na rozwój epidemii w Polsce [WYKRES DNIA]

Według nowej prognozy naukowców z ICM UW, obowiązujące od kilku dni reguły tzw. etapu odpowiedzialności delikatnie spowolnią tempo spadku liczby nowych zakażeń. Wciąż jednak liczba nowych przypadków powinna spadać, nawet przy nieco lżejszych obostrzeniach. Na razie jednak o całkowitym luzowaniu nie będzie mowy, bo na efekty szczepionki - gdy już będzie dostępna - poczekamy zapewne dopiero do później wiosny. - Na razie, niestety, idziemy drogą nabycia odporności populacyjnej, co kosztuje życie wielu osób - komentuje w rozmowie z Gazeta.pl dr Jakub Zielinski z ICM UW.

Od 28 listopada br. otwarto na powrót znaczną część punktów handlowych i usługowych w galeriach handlowych. Od tego dnia mogą także znów działać biblioteki, od 30 listopada - przy odpowiednim reżimie - mogą odbywać się także zajęcia praktyczne w nauce zawodu oraz zajęcia sportowe w szkołach sportowych.

To zmiany, które zaszły w zakresie obostrzeń w porównaniu do wcześniejszego etapu "bezpiecznika" - stosując nazewnictwo rządowe. Teraz, od 28 listopada, mamy tzw. etap odpowiedzialności. Ma on potrwać przynajmniej do 27 grudnia.

Z analizy naukowców z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że to bardzo delikatne luzowanie restrykcji sprzed kilku dni nie wpłynie istotnie na przebieg epidemii COVID-19 w Polsce. Innymi słowy - m.in. otwarcie galerii handlowych (bo można podejrzewać, że to one mają największy "potencjał" do szerzenia się zakażeń) nie sprawi, że znów będziemy notować po 20 tys. przypadków dziennie. Choć można spodziewać się, że liczba stwierdzanych przypadków będzie spadała delikatnie wolniej, niż gdyby obowiązywały obostrzenia sprzed 28 listopada.

Co istotne, poniższy wykres zakłada scenariusz braku zmian innych restrykcji. Luzowanie obostrzeń (np. powrót dzieci do szkół, otwarcie miejsc kultury czy siłowni, większe limity osób w sklepach, kościołach itd.) oczywiście trajektorię rozwoju epidemii w Polsce może istotnie zmienić.

embed

Liczba przypadków spada

Wiarygodność rządowych danych o liczbie zakażeń jest mocno nadwerężona, wykonuje się też coraz mniej testów. Niemniej także na podstawie innych wskaźników można wyciągać wniosek, że sytuacja epidemiczna w Polsce się stabilizuje. 

Jest kilka obiektywnych miar - liczba zgonów z powodu koronawirusa, całkowita liczba zgonów w danym tygodniu, liczba zajętych łóżek szpitalnych i łóżek respiratorowych. Liczba hospitalizacji bardzo powoli, ale spada od dwóch tygodni. Wydaje się, że zaczęła spadać liczba zajętych respiratorów. Liczba zgonów "covidowych" raczej się już ustabilizowała. Spada też powoli łączna liczba zgonów w Polsce [wciąż jest zdecydowanie wyższa od normalnej, ale jednak ten "nadmiar" jest coraz niższy - red.]

- komentuje dr Jakub Zieliński z ICM UW.

Jak zauważa, na spadek liczby zakażeń (choć siłą rzeczy powolny z powodu dużej zakaźności koronawirusa) - poza obostrzeniami - wpływa i będzie wpływać także fakt, że coraz więcej osób nabywa odporność. W środę 2 grudnia pękła w Polsce granica miliona wykrytych przypadków od początku epidemii, ale realnie zakażeń mieliśmy kilka milionów. 

Milion zakażeń koronawirusem w Polsce. Niewykrytych jest kilka razy więcej Milion zakażeń koronawirusem w Polsce. Niewykrytych jest kilka razy więcej

Rząd przy znoszeniu obostrzeń nie powinien kierować się liczbą zakażeń?

Zgodnie z rządowymi planami, kolejne obostrzenia mogą być znoszone wraz ze spadkiem liczby wykrywanych zakażeń w Polsce. Ale z racji tego, że wiele osób "wymyka" się spod kontroli państwa (nie chce się testować w obawie przed izolacją i kwarantanną dla domowników), czy testuje się samodzielnie (często kiepskiej jakości testami), nie jest i raczej już nie będzie to dobry, wiarygodny wskaźnik sytuacji epidemicznej w kraju.

Ważniejsza jest liczba zgonów czy zajętych łóżek "covidowych". Liczba zgonów "covidowych" powinna trwale spaść poniżej ok. 100 dziennie, żebyśmy myśleli o rozmrażaniu. "Nadmiarowe" zgony też nie powinny być wysokie [w listopadzie umarło w Polsce około dwa razy więcej osób niż w poprzednich latach, w dużej mierze nie były to osoby, u których zdiagnozowano COVID-19 - red.]. Ale mamy już częściową odporność, więc będzie łatwiej. Już w tej chwili lockdown jest lżejszy niż na wiosnę, a też działa. Za miesiąc lżejsze obostrzenia niż obecnie też będą działać

- komentuje dr Zieliński. W najbliższych miesiącach w jego opinii nie mamy co liczyć z kolei na to, że sytuację diametralnie zmieni szczepionka.

Szczepionka będzie pewnie za około dwa miesiące. Ale ona też nie działa od razu. Trzeba będzie się zaszczepić dwukrotnie, a jej efekt będzie po około dwóch-trzech tygodniach. Najwcześniej wiosną będziemy widzieli zauważalny wpływ szczepionki. Być może późną wiosną, zanim uda się zaszczepić dużą liczbę osób. Na razie, niestety, idziemy drogą nabycia odporności populacyjnej, co kosztuje życie wielu osób

- mówi naukowiec z ICM UW.

Mateusz Morawiecki Szczepienie na koronawirusa. Jakie grupy będą szczepione jako pierwsze?

Więcej o: