Wystarczy godzina spóźnienia pociągu, by przewoźnik oddał pasażerowi połowę ceny za bilet. Opóźnienie większe, ale mniejsze niż 90 min. oznaczałoby konieczność zwrotu 75 proc. kosztów. Spóźnienie pociągu ponad dwie godziny oznaczałoby całkowity zwrot ceny biletu - takich przepisów, mobilizujących przewoźników kolejowych, chce Unia Europejska.
Za zwiększeniem rekompensat opowiedziała się we wtorek unijna Komisja Transportu. Nowe przepisy poparli m.in. przedstawiciele PiS i PO. Teraz projekt trafi pod obrawy europarlamentu.
Na tym zmiany się nie kończą. Przewoźnik kolejowy, niczym lotniczy, musiałby kupić pasażerowi bilet, jeśli ten przez opóźnienie nie zdąży na przesiadkę.
Dziś za opóźnienie większe niż dwie godziny pasażer może liczyć na zwrot w wysokości jedynie 25 proc. ceny.
Opóźnione pociągi z Krakowa infopasazer.intercity.pl
Nowe regulacje mogą być szczególnie bolesne dla polskich firm. Przede wszystkim PKP Intercity. Kolejowy gigant najczęściej bowiem obsługuje długie trasy, jego działalność wiąże się więc z największym ryzykiem opóźnień.
A tych jest całkiem sporo. Jak podaje Urząd Transportu Kolejowego, cytowany przez "Dziennik", ponaddwugodzinne opóźnienia odnotowało aż 400 składów. Niezgodnie z rozkładem przyjechała jedna trzecia pociągów. "Wyborcza" informuje z kolei, że ilość opóźnionych pociągów zwiększa się. W II kwartale rozkładowo jeździło tylko 68 proc. składów. W pierwszym kwartale ten współczynnik wynosił 74 proc.
Rekordowe opóźnienia sięgają kilku godzin. Pod koniec września pociąg z Krakowa do Warszawy pobił nawet rekord - do celu dotarł opóźniony aż o niemal 7 godzin czyli ponad 400 minut. Powodem było uszkodzenie słupa energetycznego.
Czytaj też: Podwykonawcy Astaldi żądają pieniędzy. Grożą blokadą zakopianki. Jest reakcja PKP PLK
Przepisy mogłyby wejść w życie już w roku 2021. Część europosłów chce jednak, by obostrzenia wprowadzić dopiero w roku 2024. Głównie ze względu na trwające w Polsce prace modernizacyjne. Tymczasem wiadomo, że część z nich może się opóźnić - chociażby na skutek problemów włoskiej firmy Astaldi, która nie zajmuje się już pracami nad odcinkami w okolicach Leszna i Lublina.
Część przewoźników twierdzi, że zmuszanie ich do wypłacania odszkodowań w każdej sytuacji nie jest sprawiedliwe. Czasami bowiem problemy z dotrzymaniem harmonogramu wynikają z winy innych firm czy czynników. W przepisach znalazł się jednak zapis o sile wyższej. O ile pociągu nie zatrzyma kataklizm przewoźnik będzie musiał zrobić wszystko, by na peronie pojawić się na czas.