W Katowicach trwa szczyt klimatyczny ONZ. Na COP24 pojawiły się głowy państw i szefowie rządów i resortów odpowiedzialnych za kwestie środowiska i klimatu, a także przedstawiciele biznesu i organizacji pozarządowych.
Tematem szczytu jest globalne ocieplenie. Zwieńczeniem wydarzenia, które potrwa aż do 14 grudnia, będzie ustalenie zasad ochrony klimatu, które proces globalnego ocieplenia mają zahamować.
My poprosiliśmy o opinie na temat globalnego ocieplenia trzech związkowców ze Śląska. To właśnie węgiel - a dokładnie dwutlenek węgla i inne zanieczyszczenia emitowane do atmosfery w procesie spalania tego surowca - jest "obwiniany" o zmiany klimatyczne. Odejście od energetyki opartej na węglu - i zwrot m.in. ku odnawialnym źródłom energii - jest postulowane jako rozwiązanie, które zahamuje proces globalnego ocieplenia.
Przede wszystkim podchodzę sceptycznie do globalnego ocieplenia, które jest skutkiem działalności człowieka, zwłaszcza spalania paliw kopalnych. Argument mam jeden - globalne ocieplenie było już wtedy, kiedy w ogóle nie było przemysłu. Nawet gdy jeszcze na ziemi nie było człowieka, już mieliśmy do czynienia z globalnym ociepleniem.
To raz. A dwa - rzeczywiście, działalność człowieka może szkodzić klimatowi, to nie ulega wątpliwości. Ale nie wiem, dlaczego głównym winowajcą ma być akurat węgiel - naturalny pierwiastek, który jest praktycznie wszędzie. Przy nowoczesnych technologiach i technice, która ciągle idzie na przód, spalanie węgla wcale nie musi szkodliwe dla klimatu.
Mówiąc wprost - jesteśmy jak najbardziej za czystym powietrzem, na tym nam zależy ze względu choćby na nasze dzieci i wnuki. Ale nie jesteśmy za dekarbonizacją, zwłaszcza w kontekście Polski, która nie ma innych źródeł energii. Na to trzeba patrzeć też pod kątem społecznym - w górnictwie jest zatrudnionych 80 tys. osób, a 400 tys. pracuje "wokół" górnictwa. Poza tym w najbliższym czasie nie da się zastąpić energii produkowanej w Polsce z węgla innymi odnawialnymi nośnikami. Możemy jedynie zlikwidować polski węgiel, ale będziemy musieli się wtedy posiłkować węglem z Rosji, jak to się już w dużej mierze dzieje. Przecież do Polski z Rosji i innych krajów wpływa rocznie już 15 mln ton węgla, bo my nie nadążamy, żeby produkować swój.
Tymczasem ekolodzy, zwłaszcza Greenpeace, twardo mówią, żeby do 2030 r. odejść od spalania węgla. To mówią ludzie, którzy chyba nie zdają sobie sprawy, skąd jest energia. Mówi się o elektromobilności, o samochodach elektrycznych - a skąd ten prąd ma być? Same wiatraki i fotowoltaika w Polsce nie dadzą rady.
My jesteśmy za nowoczesnymi źródłami energii, jak najbardziej. Tylko to musi równomiernie zastępować ten węgiel, który teraz musimy importować. Technika idzie tak do przodu, że być może już niedługo rzeczywiście nie trzeba będzie tego węgla wydobywać. Nie możemy jednak kategorycznie mówić, że to ma być już, dzisiaj, i że cały świat jest teraz do kitu, bo w Polsce wydobywa się węgiel. A jego jest minimalna ilość, jeżeli patrzeć np. na Chiny, na Stany Zjednoczone. Czemu tam się nie zainteresują, ile się węgla wydobywa? O Niemcach nie wspomnę - węgiel brunatny jest przy naszej granicy.
Trzeba zacząć od tego, że dobrze wiemy, że węgiel kamienny i brunatny to obecnie nasz jedyny ratunek dla bezpieczeństwa i niezależności energetycznej. To, że mamy prąd w gniazdku, to jest tylko i wyłącznie zasługa węgla, i długo, długo nic innego nam odnośnie energetyki tego nie zapewni. Po prostu nie mamy innych znaczących nośników energii.
Druga sprawa - Europa walczy z ociepleniem klimatu i ze smogiem, obarczając całą winą za to górnictwo. Weźmy na przykład Niemcy, które są największym emitentem gazów cieplarnianych do atmosfery w Europie. Oni likwidują swoje elektrownie jądrowe po tragedii w Japonii [katastrofa elektrowni jądrowej Fukushima I w 2011 r. - red.], jako coś, co jest bardzo niebezpieczne i może skutkować takimi właśnie katastrofami, które w ogromie zniszczeń i wieloletnich skażeń radioaktywnych ludności i terenu są nie do oszacowania.
Niemcy rezygnują z elektrowni jądrowych i walczą z węglem europejskim, natomiast sprowadzają go jeszcze więcej, tylko z innych kontynentów. To jest coś niezrozumiałego, że chcemy zlikwidować to, co mamy w Polsce i w Europie - a przecież Niemcy i wiele krajów europejskich wytwarza swoją energię z węgla, tylko, że importowanego z Australii, Indii, Stanów Zjednoczonych oraz z Rosji.
Faktycznie - klimatolodzy, naukowcy, celebryci i politycy mówią coś innego. Greenpeace protestując wchodzi na kominy, wszyscy mówią, że się trujemy i z tego powodu wzrasta drastycznie liczba zgonów, że to jest wina węgla, że trzeba coś z tym zrobić. Oczywiście, że trzeba, zgadzam się z tym. Na pewno trzeba stosować najwyższej jakości filtracje, nowoczesne piece i najlepsze technologie, nawet jeżeli są kosztowne - żeby jak najbardziej zanieczyszczenia z węgla ograniczyć. Natomiast na pewno nie możemy pozwolić i zgodzić się na likwidację polskiego górnictwa i to w tak krótkim, dwunastoletnim okresie, do 2030 roku.
A co do transformacji, o której się mówi, czyli zamiany miejsc pracy w górnictwie na inne - myśmy to już na Śląsku przerabiali. Kiedy zamykano kopalnie za czasów Jerzego Buzka - to wówczas był to mały ułamek całej transformacji, którą chce się teraz przeprowadzić. Ci ludzie, którzy wtedy odeszli z górnictwa, nie do końca potrafili odnaleźć się na rynku pracy. Człowiek, który przepracuje w górnictwie 10, 15 czy 20 lat, z dnia na dzień nie stanie się sprzedawcą samochodów czy telefonów komórkowych. Poza tym te miejsca pracy najpierw trzeba stworzyć, potem przyjmować pracowników, a nie odwrotnie. To jest więc sytuacja społecznie niekorzystna. Kwota, którą ktoś kiedyś policzył - ile kosztowałaby zamiana miejsc pracy w górnictwie - idzie w setki miliardów złotych.
Dopóki za walkę ze zmianami klimatu nie weźmiemy się wszyscy solidarnie, to nic z tego nie wyjdzie. Co z tego, że Polska zarżnie się gospodarczo, kiedy najwięksi truciciele na świecie mają to, za przeproszeniem, gdzieś. Stany Zjednoczone, Chiny, Indie - przecież to jest największy problem klimatyczny naszego globu, a nie Polska, która emituje raptem ok. 8 proc. gazów cieplarnianych z Europy. Musimy szukać w tej walce sprawiedliwości, kompromisu i czasu, którego potrzebujemy, aby zachować naszą suwerenność energetyczną. A światu za kilkanaście lat pokazać i udowodnić, że węgiel można spalać w nowoczesny sposób, znacznie ograniczając szkodliwe emisje.
Tylko, że taki kierunek powinny przyjąć wszystkie państwa, które opierają swoją energetykę na węglu, a dobrze przecież wiemy, że ci najwięksi truciciele na świecie spoza Unii Europejskiej nie mają zamiaru rezygnować ze swojego węglowego dobrodziejstwa.
Widać globalne ocieplenie, odczuwa się to. Jest coraz cieplej, są coraz to cieplejsze zimy. Ale mamy w Polsce do czynienia z nagonką na węgiel, są naciski na to, żeby przejść na inne sposoby ogrzewania, inne źródła energii. Mówi się o wiatrakach, o elektrowniach wiatrowych, a z drugiej strony już podobno chcą je złomować [zgodnie z niedawnym projektem dokumentu „Polityka energetyczna Polski do 2040 r.”, autorstwa Ministerstwa Energii, wszystkie działające dziś w Polsce farmy wiatrowe trafią na złom do 2035 roku - red.]. Wpadamy więc ze skrajności w skrajność. A węgiel zawsze był węglem i na razie w Polsce jeszcze na nim bazujemy. Nawet już gospodarka i energetyka inaczej już patrzą na węgiel.
Uważam, że ocieplenie ociepleniem, ale węgiel znowu wchodzi w grę i na pewno nie zostanie zlikwidowany.
***
Oddaliśmy głos przedstawicielom środowiska górniczego, bo ta grupa zawodowa siłą rzeczy jest żywo zainteresowana "losem" węgla w Polsce i na świecie. Tymczasem to właśnie odchodzenie od energetyki opartej na tej kopalinie jest receptą na uchronienie Ziemi przed nieodwracalnymi skutkami ocieplenia klimatu.
Czy węgiel da się pogodzić z ochroną klimatu? Takie zdanie w poniedziałek, podczas COP24, wyraził prezydent Andrzej Duda. W rozmowie z gazeta.pl Anna Ogniewska, koordynatorka kampanii Klimat i energia w Greenpeace oceniła, że jest to "okłamywanie społeczeństwa". Ogniewska zwracała uwagę, że chwilę wcześniej sekretarz generalny ONZ mówił, że zmiany klimatu są zagrożeniem dla milionów, o ile nie miliardów ludzi na świecie, i że jeśli nie powstrzymamy wzrostu temperatury do 1,5 stopnia Celsjusza, to już za naszego życia świat stanie się miejscem, w którym żyć się nie da.
Klimatolodzy raczej nie mają też wątpliwości, że człowiek ma istotny wpływ na rosnące stężenie gazów cieplarnianych w atmosferze. To działalność człowieka od czasu epoki przemysłowej miała zaburzyć równowagę krążenia węgla w przyrodzie (polegającej na tym, że CO2 emitowany w wyniku rozkładu materii organicznej, oddychania zwierząt czy przez oceany jest następnie znów pochłaniany przez rośliny i oceany).
Dowodem na to jest m.in. to, że rośnie w atmosferze izotop węgla 12C, a spada 13C - paliwa kopalne mają proporcjonalnie więcej izotopu 12C względem 13C niż materia nieożywiona. Dwutlenek węgla ze spalania paliw kopalnych to około 5 proc. emisji ze źródeł naturalnych, ale te 5 proc. nie jest równoważone, jak to ma miejsce w naturze, więc kumuluje się w atmosferze. Zatem zgodnie z licznymi badaniami, których wyniki publikowane są w czasopismach naukowych, to człowiek odpowiada za większość wzrostu globalnej temperatury
- pisaliśmy niedawno w tekście rozprawiającym się z mitami dotyczącymi globalnego ocieplenia.